Jaworski Roman, Salecki Jerzy – Uśmiechnięta panna Liza 66/2024

  • Autor: Jaworski Roman, Salecki Jerzy
  • Tytuł: Uśmiechnięta panna Liza
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1975
  • Nakład: 150347
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego 

Czechosłowackie służby twierdzą, że niemiecka agentura zbierająca informacje ekonomiczne z terenu Czech i Moraw przerzuca meldunki przez Polskę do jakiegoś portu i następnie do Hamburga – i dlatego pułkownik Karol Olchowicz ze Służby Bezpieczeństwa zleca trojgu swoim oficerom sprawdzenie i potwierdzenie informacji o kanale przerzutowym. Impulsem do działania jest zatrzymanie w pociągu pospiesznym z Warszawy do Pragi kelnera z „Warsu” – celnicy znajdują u niego puszkę z papierosami; w podwójnym dnie puszki jest diament owinięty w bibułkę na której z kolei umieszczony jest mikropunkt z kolumnami cyfr.

Kelner twierdzi, że puszkę dostarczyła mu Helena Downar, handlarka z bazaru Różyckiego – a tymczasem chwilę wcześniej w stojącym na bocznicy wagonie pociągu pospiesznego z Krakowa zostają znalezione odcięte ręce handlarki. Służba Bezpieczeństwa łączy siły z milicją i odkrywa, że Helenę Downar do kelnera skierowała tajemnicza panna Liza, która okazuje się być luksusową prostytutką i o której mówi się, że zazwyczaj jest uśmiechnięta. Wkrótce zostają znalezione dwie odcięte nogi Heleny Downar w wagonie pociągu do Bydgoszczy; niedługo potem wędkarz znajduje jej tułów w wiklinowym koszu pod mostem w Modlinie. Śledztwo nie posuwa się naprzód, pułkownik Olchowicz ma pretensje, że czechosłowackim kolegom dochodzenie idzie sprawniej, a w dodatku w szczecińskiej kawalerce panny Lizy zostają znalezione jej zwłoki. Śledztwo rusza naprzód, gdy milicja odnajduje mężczyznę zakochanego w pannie Lizie, który na wspólnym spacerze w parku robił jej zdjęcia.

To jest zaskakująco dobry kryminał – mamy tu po prostu sprawnie poprowadzoną akcję, umiejętnie pokazane śledztwo i mało nachalny, wręcz niewidoczny motyw propagandowy. Nie ma tu jakiejś ordynarnej, antyniemieckiej histerii, intryga nie dryfuje w jakieś rewizjonistyczne rejony tylko pokazuje rzetelne śledztwo – owszem, w przeszłości mordercy jest kilka śmierdzących elementów ale to nie one przyczyniły się do jego wejścia na ścieżkę zbrodni. Tym razem autorzy nie silą się na luz – bohaterowie nie są sztucznie swobodni, rozmawiają ze sobą naturalnie, nie ma tu jakiejś drętwej kokieterii, pułkownik Olchowicz jest tu po prostu sprawnym dowódcą akcji, a nie mędrcem na spiżowym pomniku, zaś jego podwładni zajmują się prowadzeniem śledztwa, a nie jałową przekomarzanką. Ogólnie więc jest dobrze – na tle większości „Labiryntów” ten wyróżnia się na plus, więc można na niego przeznaczyć kilka złotych i dwa wieczory. Pytanie tylko, w którym roku została ta książka napisana – wiele elementów wskazuje na to, że jej akcja dzieje się przed intrygą opisaną w innej książce autorów, „Śmierć zamawia międzymiastową”, a tymczasem „Uśmiechnięta panna Liza” wydana jest półtora roku później.