- Autor: Janczur Janusz
- Tytuł: Kwadrat lc 14
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1959
- Nakład: 30000
- Recenzent: Mariusz Młyński
Recenzja Grzegorza Cieleckiego
Dwudziestoletni Ignac Larski (swoją drogą, czemu autor posługuje się taką formą imienia?) zostaje funkcjonariuszem kontrwywiadu w Łodzi; dla niego jest to uroczysta chwila, „coś w rodzaju zaślubin z Wielką Tajemnicą”; rzeczywistość jednak to plama po obiedzie na krawacie kadrowca wręczającego służbową legitymację. Ignac widzi siebie, jak z pistoletem w jednej ręce a legitymacją w drugiej goni uciekających dywersantów, pociski gwiżdżą koło uszu, a na kamieniach brzęczą wyrzucone łuski – tymczasem jednak jego opiekun, porucznik Kowalski, informuje go, że przed trzema dniami nasłuch radiowy wychwycił szwedzką radiostację krótkofalową, która działa niedaleko, w kwadracie Lc-14. Rozszyfrowany radiogram mówi, że obcy wywiad interesuje się próbami samolotów rakietowych i budową dla nich pasów startowych na lotnisku w Łaznowie. Wkrótce w kwadracie Lc-14 znika mechanik z warsztatu naprawy aparatów radiowych, a bawiący się chłopcy znajdują łuskę z niespotykanego w Polsce pistoletu; niedługo potem WOP informuje o nielegalnych przerwaniach granicy przez osobnika o olbrzymich stopach. Kowalski i Larski zaczynają śledztwo od sprawdzenia willi z której został wysłany radiogram; mieszka tam siedem rodzin i nawiązanie przez Ignaca znajomości z jedną z mieszkanek rusza sprawę z miejsca.
To dość sprawnie napisana książka i aż szkoda, że ma ona zaledwie 94 strony tekstu; czyta się to wszystko lekko i gładziutko, choć nie brakuje kilku banalnych rozwiązań pokazujących, że w 1959 roku polski kryminał jeszcze był trochę nieporadny. Jest też zasadnicze pytanie: kim był Janusz Janczur, autor tej jednej i jedynej książki? Internet na jego temat milczy jak zaklęty; ja podejrzewam, że mógł to być funkcjonariusz kontrwywiadu, bo pojawia się tu trochę wiedzy obcej przeciętnemu obywatelowi. Ogólnie jednak nie jest najgorzej – najlepsze są udzielane przez Kowalskiego rady Ignacowi: o prozie służby („każda z prowadzonych przez nas spraw składa się z trzech części, pierwsza to początek, trzecia to zakończenie, a to wszystko, co się mieści między początkiem a zakończeniem – to jest część zasadnicza”), o roli prawowitych obywateli („naczelna reguła – w każdej prowadzonej sprawie odwołuj się zawsze do pomocy społeczeństwa”), o świętej zasadzie obowiązującej nie tylko w milicji („wszystkie ważne decyzje podejmuj po solidnym napełnieniu żołądka, a ustrzeżesz się pomyłek w życiu”) i o czyhających zagrożeniach („w naszej pracy trzeba być ostrożnym z kobietami, to żelazna zasada”). Ignac też posługuje się czasami złotymi myślami: przychodzą mu do głowy „Listy z fiołkiem” Gałczyńskiego ale zdarza mu się sięgać wyżej („Allach powiedział, że w Księdze Życia jest wszystko zapisane i wszystko się musi spełnić. Czekajmy więc na jego niezbadane wyroki”. Jest też trochę prozy życia, kiedy czytamy o pościgu w którym milicjanci „rwali przez miasto sześćdziesiątką”; widać też prawdę czasu w postawie milicjantów ostrzegających dzieciaków, że potraktują ich pałką, jeśli będą się bawić na ulicy. Prawdę czasu widać też w scenie w której Ignac zatrzymuje samochód kierując pistolet w stronę kierowcy – dziś skończyłoby się na postępowaniu w sprawie nieuzasadnionego użycia broni; jest też chyba trochę uwłaczająca milicji scena w której źle ukryty radiowóz powoduje spalenie akcji. Wszystko składa się na książeczkę do przeczytania w jeden wieczór i raczej nie będzie to wieczór zmarnowany.