- Autor: Bieńkowska Danuta
- Tytuł: Kwiaty od zaginionej
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1960
- Nakład: 30000
- Recenzent: Robert Żebrowski
Dywersja w Labiryncie, czyli przestępstw moralnych bez liku, a kryminalnego żadnego
Danutę Bieńkowską (1920-1992) znać możemy z książki „Siedemnaście twarzy Bożydara Gwoździa” wypuszczonej w „Labiryncie” i zrecenzowanej w naszym Klubie. W tej samej serii wydano „Kwiaty od zaginionej”. Książkę tę przeczytał Klubowicz Mariusz M. (M jak … Maigret), czemu dał wyraz przy okazji recenzji powieści „Pamiętnik inżyniera Heyny”, ale tak się złożyło, że nie mógł się zebrać do jej zrecenzowania.
Rozumiałem to tak, że narzucił sobie zbyt wysokie tempo czytania i zebrało mu się trochę za dużo tytułów, by je zrecenzować. Obecnie, po przeczytaniu tej książki uważam, że powód był chyba zupełnie inny, a związany z poziomem fabuły tego „kryminału”. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Książka liczy 214 stron, a jej cena okładkowa to 16 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej sobie czasu przeszłego, a niekiedy też i czasu teraźniejszego.
Akcja toczy się w Warszawie i w jakiejś niewymienionej z nazwy miejscowości, w roku 1959.
Któregoś lipcowego poranka powieściopisarka Tekla, za pośrednictwem pani z kwiaciarni, otrzymała ogromny bukiet polnych kwiatów, który jak podejrzewała pochodził od jej znajomej Idy, którą poznała zaraz po wojnie w Szczecinie. Już od dawna tam nie mieszkały, gdyż ze swoimi rodzinami przeniosły się do Warszawy. Ida miała męża, sporo od niej starszego doktora Węclewskiego – lekarza wojskowego, ale nie mieli dzieci. Tekla zaś miała córkę, ale jej mąż zmarł.
Ida Węclewska zniknęła, wcześniej wypłacając z konta w PKO małżeńskie oszczędności. Na prośbę jej męża, sprawą jej poszukiwań zajęła się Tekla. Dość szybko pojawiło się kilka wersji „śledczych”: mająca romans Ida uciekła od męża, popełniła samobójstwo w związku z rozwiązłością jej męża lub pod wpływem własnego zawodu miłosnego, została zabita przez męża za to, że go zdradziła, została aresztowana za współpracę z wywiadem amerykańskim, którą nawiązała podczas niedawnego pobytu w Paryżu.
Tak więc zapowiadało się na nawet niezły kryminał, a szybko wyszło – co po raz pierwszy stwierdzam w swoich recenzjach – barachło. Powieść ta jest tak naprawdę zbiorem przemyśleń Tekli oraz rozmów prowadzonych przez nią z osobami powiązanymi z Idą: jej mężem Piotrem, poetą Liścieniem i jego żoną Jolą, architektem Halembą i jego współpracownicą z Biura Projektów – Łucją. Każdy z tych osób opowiada o jakiejś części swojego życia, a z opowieści tych przebija nieszczęście i moralna bieda. A potem, ni stad ni zowąd, w wyniku przypadku graniczącego z cudem dochodzi do sytuacji, w której wyjaśnia się, co się stało z Idą.
Książka ta to prawdziwy koszmar. Cały czas się zastanawiam, w jaki sposób trafiła do „Labiryntu”. Nie ma w niej ani jednego trupa, ani jednego przestępstwa (przepraszam, jest jedno, drogowe – przypadkowe i niezwiązane z Idą), ani też planów czy przygotowań do jego popełnienia. Jedyne zbrodnie, które tu mamy, to rozwiązłość, zdrady, braki miłości i materializm. Być może powieść ta została wydana w tej serii po znajomości albo bez wcześniejszego przeczytania jej przez kompetentną osobę z wydawnictwa. Prawdopodobnie też, by była podstawa do jej wydania w MON, zamieszczono w niej w kilku miejscach wątek – nie mający żadnych racjonalnych podstaw – odnośnie podejrzeń wobec Idy o współpracę z wywiadem innego państwa. Uff!!! Żadnej z książek pani Bieńkowskiej nie zamierzam już czytać.
Z recenzenckiego obowiązku podam PRL-ogizmy: warszawska kawiarnia „Nowy Świat”, gazety – „Nowa Kultura” i „Przekrój”, samochód „Warszawa”, Powiatowa Rada Narodowa, książka telefoniczna z imionami, nazwiskami i adresami zamieszkania abonentów (!!!).
Jedyne co ciekawe dla mnie w tej powieści, to opis wycieczki w Karkonosze [i Góry Izerskie]: Szklarska Poręba, Zakręt Śmierci, Szrenica, Karpacz [dawne Bierutowice], Śnieżne Kotły, Śnieżka [przez Kopę?], Jelenia Góra, Świeradów[-Zdrój], Wysoki Kamień, Michałowice, Przesieka, zamek w Sobieszowie. Rewelacyjna trasa, którą w zdecydowanej większości pokonałem w tym roku podczas wakacji, a którą każdemu z serca polecam (plus Cieplice i Piechowice, Jakuszyce i graniczący z nimi „małyszowy” czeski Harrachov, Jagniątków, zamek Chojnik oraz Kowary z peerelowską kopalnią uranu, a w trochę dalszej odległości: piwny Lwówek Śląski z najstarszym w Polsce browarem, filmowy Lubomierz – stolica polskiej komedii, stołeczny – jeśli chodzi o Górne Łużyce – Lubań, a także zamkowe: Sucha Leśna – Czocha, Wleń – Lenno oraz Bolków).
PS Wg badań Klubowicza M.M. pozostała do zrecenzowania już tylko jedna pozycja z „Labiryntu”, a mianowicie „Człowiek, którego nie było” Ewena Montagu, wydana w roku 1958. Powieść ta jest wyjątkowa w całej serii, gdyż tylko ona jest autorstwa zagranicznego pisarza i w żadnym momencie nie toczy się ani na terenie Polski, ani też w czasach PRL (dotyczy alianckiej operacji „Mincemeat” nazywanej największym oszustwem drugiej wojny światowej). Klubowicz dobrowolnie przyznał się, że również i tę pozycję czytał, ale – tak jak w przypadku „Kwiatów od zaginionej” – recenzję odłożył na później. Trzymam kciuki i gorąco zagrzewam, by zebrał siły i „wypuścił” nie tylko tę, ale całą serię recenzji po kryminałach.