- Autor: Ulman Anatol
- Tytuł: Doktor inżynier zbrodni
- Wydawnictwo: Horyzont
- Rok wydania: 1990
- Recenzent: Marek Malinowski
- Broń tej serii: Trzecia seta
NABRZMIAŁY EROTYZM, CZYLI DOCENCI LUBIĄ INACZEJ
Anatol Ulman nie jest czołowym pisarzem powieści kryminalnej, jest przede wszystkim satyrykiem i może dlatego chętnie czytamy go i wypowiadamy się na temat jego powiastek, choć nie wszyscy entuzjastycznie (patrz recenzje „Mord w ekspresie «Gryf»” i „Polujący z brzytwą”). Dowcip i lekki styl, a również tak zwane satyryczne spojrzenie na rzeczywistość są mocną stroną „Inżyniera…”
Poważnych czytelników kryminałów mogą co prawda denerwować tego typu poniższe analizy zbrodni:
– „Konkretnie czy sypiał ze studentką Anną Żabnicą? Jak? Ile razy? W jakim celu? Może naukowym? Jest przecież specjalistą od smarowania.
– Przecież wiemy, że nie sypiał, bo lubił inaczej!”
Mimo braku roku wydania możemy się domyśleć, że akcja toczy się na „przełomie dziejów”: autor wspomina o „przewodniej sile narodu”, która decydowała, kto był profesorem, a kto docentem, ale już naigrywa się z niej.
Należy dodać, iż cenzura obyczajowa była zdjęta i są na to dowody, których nie będę przytaczać, gdyż są na granicy dobrego smaku (a również, dlatego, aby zachęcić do poszukiwań tej rzadkiej pozycji i jej lektury).
Akcja toczy się na prowincjonalnej (autor określa ja nawet jako wiejska), pomorskiej uczelni wyższej (wyższa szkoła inżynieryjna, politechnika? Koszalin?), zwyczaje której można poznać podczas lektury:
„Dziewczyny dzisiaj, by się nie uczyć, zrobią wszystko …. na uczelni znane są przynajmniej dwa takie przypadki, w których studentki usiłowały zdać egzamin biustem lub brakiem majtek”.
Znana z poprzednich przygód para prywatnych detektywów Elenka i Ronin muszą odnaleźć wśród naukowców i studentów tejże uczelni oraz mieszkańców pomorskiego miasta mordercę młodej studentki:
„A zamordowana była dziewczyną nabrzmiałą erotyzmem. Kto się oprze ponętnej pokusie prócz mężczyzny tak wyjątkowego, że aż ograniczonego albo kompletnego impotenta czy pedała.”
Jest to zadanie trudne, bo tropów jest dużo, podejrzanych także. Widać, że autor jest związany z regionem nadmorskim (a przede wszystkim z rybołówstwem), gdyż większość postaci nosi takie oto ciekawe nazwiska: Sum, Ciernik, Dorsz, Barwena, Jesiotr, profesor Rekinek-Karaś, adiunkt Zębacz, Sardynka oraz Inna Rybka.
Detektyw Ronin postanowił się zatrudnić na tejże uczelni w charakterze palacza centralnego ogrzewania, dzięki czemu zawdzięczamy najdowcipniejszy fragment opowieści opisujący pracę palacza w tamtej epoce oraz stosunków panujących wśród klasy robotniczej:
„O pracy palacza Ronin wiedział, że wymaga tylko jednej umiejętności: ciągłego przebywania w stanie zamroczenia alkoholowego. Tak pożyteczni pracownicy w tym zawodzie powinni ponadto wyróżniać się absolutnym niechlujstwem stroju oraz ogólnego wyglądu”
„Palaczy stale poszukiwano, gdyż była to praca ciężka, brudna i alkohologenna.”
„…zajęcie to od dziesięcioleci było płatne lepiej niż stanowisko profesora zwyczajnego”
„- Na zdrowie Jego Magnificencji! – powiedział palacz Mruk;
– Niby czyjej fluorescencji? spytał Ronin.
Było to dobre pytanie, bowiem sympatyczniejszy jest półgłówek niż mądrala.”
„Ronin pamiętał z młodości szlachetną radę wybitnego radzieckiego pisarza, by nigdy nie okłamywać klasy robotniczej, bo ona zawsze fałsz odgadnie i ukarze hipokrytę. Dlatego rzekł: – Poruta cholera. Uciekam od baby.”
„Gruba detektywica” Elenka (jak to Ulman określa główną bohaterkę) w tym czasie przepytywała na temat zbrodni studentów:
„Już po pierwszym spotkaniem z rokiem przyłożył mi ktoś w łepetynę.
– To duży sukces – przyznał Alan…”
Sukcesem zakończyło się też śledztwo pary sympatycznych bohaterów. Szkoda, że ich przygody nie ukazały się w popularniejszym wydawnictwie, być może miały być wydane jako następne „Ewy” po niewątpliwym (dla mnie) sukcesie „Polującego z brzytwą” (objętość „Inżyniera…” i „Mordu…” może na to wskazywać). Ale cóż czasy były ciężkie…