- Autor: Wojewoda Marek
- Tytuł: Romans mecenasa Jokiela
- Wydawnictwo: Śląsk
- Seria: seria z Tukanem
- Rok wydania: 1983
- Nakład: 30000
- Recenzent: Marek Malinowski
- Broń tej serii: Trzecia seta
SEKRETARKI, ARCHIWISTKI CZYLI GUSTOWNE BOMBONIERY
Autor, o ile się nie mylę, zaistniał w literaturze kryminalnej dwoma książkami: niniejszą i jej kontynuacją – „Spadek mecenasa Jokiela”.
Należą one do nurtu prawniczego interesującego nas gatunku. Bohaterem obu jest młody mecenas – dwudziestoośmioletni w chwili rozpoczęcia akcji „Romansu” początkujący adwokat „w prowincjonalnym miasteczku Polski południowej”.
Razem z kierownikiem zespołu adwokackiego Salomonem Grossmanem, prowadzą raczej nudne i banalne sprawy, w rodzaju sporu o rower lub może mniej nudne, za to mało popłatne:
„klientka reprezentowała typ kobiety nadmiernie zmysłowej, liczyła sobie lat około 40 i domagała się od mecenasa, by ten wszelkimi dostępnymi środkami wyegzekwował od męża klientki regularne i intensywne świadczenie powinności małżeńskich. Mecenas Jokiel wił się jak piskorz, starając się obronić zgodny (rzecz rzadka) pogląd doktryny i praktyki, skłaniających się do nie ingerowania w delikatną materię małżeńskiego pożycia. W trosce o ład moralny miasteczka mecenas unikał wskazania na inne, dosyć rozpowszechnione metody uzupełniania mężowskich niedomogów…”
Kwiecisty i dowcipny język jest raczej mocną stroną powieści, z rzadka tylko trąci grafomanią. Również znajomość realiów małomiasteczkowych i prawniczych niuansów jest mocną stroną „Romansu”. Skłania to do przypuszczenia, że autor był (jest?) prawnikiem. W aneksie możemy zapoznać się nawet ze słowniczkiem łacińskich terminów prawniczych, bogato używanych przez bohaterów. Nawet tytuły poszczególnych rozdziałów są dosyć dowcipne; zawsze zaczynają się od słów „O pożytku z…” – „O pożytku z klientów”, „O pożytku z emerytowanych milicjantów i Grottgera”, itp.
„Następne dwa dni Maurycy Jokiel spędził w mieście wojewódzkim N. Połowę swego czasu przesiedział w sądowej kawiarni oczekując na stale opóźniające się rozprawy… Praca adwokata jest ciężka i mało zabawna. Za to popołudnia spędzał na spotkaniach z przyjaciółmi z okresu studiów. Większość z nich robiła karierę polegającą głównie na zawarciu związku małżeńskiego i wyprodukowania potomstwa; a w perspektywie mieli fiata 126p na przedpłaty za cenę połowy życia i emeryturę na ostatek – zgodnie z obowiązującą naonczas wersją dobrobytu uważali to za sukces. Nazajutrz rano, wykorzystując ostatnie chwile, zakupił gustowną bombonierę; można powiedzieć, że los mu sprzyjał; była to ostatnia bomboniera w tym sklepie na przestrzeni następnych dziesięciu lat. Zakup okazał się trafiony; sekretarki, tudzież archiwistka, zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, okazały się kobietami.”
Akcja powieści dzieje się w latach siedemdziesiątych, które autor łagodnie chłoszcze biczem satyry z perspektywy lat osiemdziesiątych. „Z radiowego głośnika spływały na Jokiela najświeższe wiadomości – mimo przejściowych kłopotów ogólnie jest cudownie, twierdził spiker – ten sam, który dwa lata później, odnowiwszy się, tym samym miedzianym głosem powie, że ogólnie jest źle i będzie jeszcze gorzej. Co tym razem zresztą się sprawdziło…”.
Do mecenasa zgłasza się młoda i jakże ponętna klientka, Agnieszka Niklot, córka zabitego przed dwoma laty „starego rycerza partyzanta”, obawiająca się o swoje życie, gdyż zaczęła otrzymywać anonimowe pogróżki („wycięte z wojewódzkiego organu”), podobne jak jej ojciec, przed śmiercią. Sprawa śmierci starego Niklota wydaje się być zakończona, do morderstwa przyznał się zięć, który odsiaduje wyrok piętnastu lat więzienia, ale było szereg wątpliwości w tej sprawie – np. nie odnaleziono broni, z której strzelano. W grę wchodzą również skomplikowane prawa majątkowe związane z ziemią Niklotów, którą to przy pomocy mecenasa Jokiela, chce zakupić niejaki Borowik, piekarz i miejscowy potentat finansowy. Co to były za czasy! Borowik nieźle chciał zapłacić Jokielowi za prawne poprowadzenie sprawy zakupu tej ziemi – jakby innej nie można było kupić, („pomijając piękne oczy Agnieszki Niklot, był także pełnomocnikiem Narcyza Borowika”).
Mimo ostrzeżeń swojego szefa, Jokiel zajmuje się sprawą Agnieszki, trochę jako prawnik, a przede wszystkim jako prywatny detektyw; „– przyszłam do pana… prywatnie… ja panu wszystko wynagrodzę… Przyszła prywatnie, czy prywatnie mi wynagrodzi?! Mimo wszystko przeraził się adwokat, który na własne usprawiedliwienie ma tylko młody wiek i brak szerszego życiowego doświadczenia”.
Ponieważ cenzura obyczajowa była w latach osiemdziesiątych nieco poluzowana (jak to zwykle bywa, kosztem innych obszarów życia), mamy w tej opowieści wątek erotyczny (godny tytułu), opisy skąpego ubioru młodej klientki mecenasa i tego, co się pod nim kryło, miłość w podziemiach sądu wojewódzkiego, ludowe napoje miłosne, opisy obrzędów ku czci płodności w okolicznych lasach i inne atrakcje, w opisie których autor najwidoczniej był pod wpływem „Skiroławek” Nienackiego.
Wątek kryminalny – niewyjaśnione morderstwo – zostaje szybko wyjaśnione, a to dzięki doktorowi medycyny i emerytowanemu ekspertowi MO, kapitanowi Januaremu Koteckiemu.
Jokiel wykradł zdjęcia w wizji lokalnej z archiwum sądu, już bez pomocy bomboniery, tylko samym urokiem osobistym. (Opis uwiedzenia archiwistki jest zbyt długi, aby go cytować, ale polecam, jest bardzo dowcipny, z opisem dzieł Grottgera włącznie). Wystarczyło, aby kapitan spojrzał na te zdjęcia, a następnie odwiedził miejsce zdarzenia po dwóch latach od zbrodni i już wiedział, kto naprawdę zabił starego Niklota.
Romans mecenasa Jokiela, nie zakończył się happy endem („I kto by się tego spodziewał? – zauważył kapitan Kotecki – zachowujesz się jak porzucona dziewica. Maurycy, gdzie twoja rutka?”). Za to prowadzona sprawa Borowika zakończyła się sukcesem, no i sprawiedliwość zwyciężyła, chociaż może nie do końca („Wytrawny jurysta wie, że sprawiedliwość znaleźć można wyłącznie w słowniku pod literą S…”).
Niestety, nasz bohater w wyniku opisanych zdarzeń, przekroczył swoją „smugę cienia” i z młodego idealisty przeistoczył się w zgorzkniałego, doświadczonego życiowo mecenasa (posiadającego już małego fiata 126p, który zakupił za honorarium Borowika). Ale o tym już dowiemy się w „Spadku mecenasa Jokiela”.