- Autor: Wojt Albert
- Tytuł: Wyrok
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 136
- Rok wydania: 1987
- Nakład: 150000
- Recenzent: Anna Błaszczyńska
- Broń tej serii: Trzecia seta
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
PORUCZNIK MAZUREK I STOSUNKI
Albert Wojt znany jest z zamiłowania do umieszczania akcji na terenie warszawskiego Żoliborza.
Dlatego jego powieści czytam ze szczególnym sentymentem, wspominając czasy pierwszych randek i romantycznych spacerów po okolicy. Nie inaczej było w przypadku 136 „Ewy” tegoż autora.
Na żoliborski komisariat (jak mniemam chodzi o ten mieszczący się na Żeromskiego, mijany przeze mnie codziennie w drodze do podstawówki) dzwoni mężczyzna, będący świadkiem pijackiej bijatyki na Niegolewskiego. Znudzeni nieco bezruchem milicjanci natychmiast kierują się na miejsce zdarzenia. Wprawdzie panuje tam już względny spokój, ale milicjanci nie dają się temu zwieść, szczególnie, że w pobliżu mieści się mieszkanie Królewicza, u którego chętnie przesiadują przedstawiciele miejscowego półświatka. Niemal od razu oficer rusza w pościg za podejrzanym mężczyzną. Udaje się go schwytać dzięki pomocy spacerującego właśnie z owczarkiem emeryta. Uczynny obywatel Zygmunt Rapućko okazuje się również świadkiem owej bijatyki. To właśnie towarzysz jego wieczornych przechadzek z psem telefonował do komendy wzburzony zdarzeniem. Rapućko deklaruje chęć zeznawania i wszelkiej pomocy władzy, co może być tym bardziej przydatne, że milicja znajduje w piwnicy zabitego mężczyznę.
Aby rozwikłać zagadkę jego śmierci, porucznik Mazurek i jego koledzy zagłębiają się w świat drobnych i poważniejszych przestępców. Idąc tropem niejakiego Tadeusza Czermienia, trafiają do jednej z blisko z nim związanych kobiet:
„Bliższe stosunki! – gorzko roześmiała się Pawlakowa. Cholernie ładnie pan to ujął. Widzieliście przed chwilą chodzący dowód tych kontaktów”.
Wściekła na niewiernego kochanka kobieta chętnie wskazuje oficerom, gdzie mogą go szukać: „Głowę daję, że u tej rudej zdziry! Nie ma jeszcze 17 lat, a tłumy chłopów przepuszcza przez łóżko”.
Cóż, porzucone kobiety zwykle tak właśnie wypowiadają się o konkurencji. Wspomniany Czermień nie ma jednak zupełnie szczęścia do kobiet. Owa „ruda zdzira” wprawdzie upiera się, że go kocha, ale Mazurek i Wcisławski sprytnie ją podpuszczają:
„Dobre! Ciebie kocha, a z Maciejewską idzie do łóżka przy każdej okazji – zaryzykował blef -niedawno była draka z tym zgredem, który utrzymuje Jadźkę”.
Usłyszawszy to, dziewczyna chętnie zeznaje przeciwko niemu.
Równie interesujące są stosunki damsko-męskie utrzymywane przez innego podejrzanego – Mirka Paponia. Były student AWF-u, wydalony z uczelni za pobicie jednego z asystentów, tak się tłumaczy: „…zaczął dobierać się do Moniki. Sprawy zaszły za daleko, musiałem dać mu po pysku”, po czym dodaje: „A co, miałem spokojnie patrzeć? Monika święta nie była i nie jest, a że się podoba, musiałem pędzić jej adoratorów”. W prowadzoną przez oficerów sprawę wplątał się w podobny sposób – widziano, jak bil się z mężczyzną, którego znaleziono potem zadźganego nożem. Cóż, Papoń miał powód: „Bydlak zaczął sypiać z moją du…dziewczyną”.
Jednak obaj panowie – Czermień i Papoń – choć mieli wystarczająco dużo powodów do zbrodni, mają też alibi. A mordercą jest…. No właśnie, kto? Tego nie zdradzę, żeby nie psuć nikomu przyjemności z lektury. Powiem jedno: uważajcie, w czyim towarzystwie spacerujecie wieczorami!