- Autor: Piastowicz Bolesław
- Tytuł: Brunatna miłość
- Wydawnictwo: Śląsk
- Seria: seria z Tukanem
- Rok wydania: 1972
- Nakład: 30281
- Recenzent: Ewa Adamczewska
- Broń tej serii: Trzecia seta
SZPIEDZY BEZ JAJ, A BUŁKA Z MASŁEM ZJEŁCZAŁYM
Czy „Brunatną miłość” można nazwać książką sensacyjną? Teoretycznie tak. Bohaterami są Kurt Becher – agent Abwehry i Wiktor Malec – oficer polskiego kontrwywiadu, a akcja toczy się wokół ich losów w czasie wojny i kilka lat po niej. Oprócz oczywistego przeciwstawienia agent niemiecki – agent polski, Malec ma dodatkowo osobisty motyw schwytania obcego (najpierw hitlerowskiego, a po zakończeniu wojny – amerykańskiego) szpiega. Wiele wskazuje, że właśnie on jest odpowiedzialny za śmierć Marcina Gruszki – przyjaciela Wiktora. Jasne, że na końcu dobro (w osobie Malca) zatriumfuje, ale jakże emocjonujące przeżycia mogą nas czekać, kiedy będziemy śledzić jak nasz kontrwywiadowca podąża tropem zbrodniarza, niczym pies gończy śladem łownej zwierzyny.
Niestety, nic z tego. Ani dzieje Kurta, jego kolejne wcielenia i szpiegowska działalność, ani losy Malca – od momentu przejścia granicy ze Związkiem Radzieckim poprzez wojenne losy, aż do przejścia z kontrwywiadu wojskowego do kontrwywiadu bezpieki nie wywołują u czytelnika żywszego zainteresowania ani emocji. Prawdę powiedziawszy zbrodnie popełnione przez Bechera też są nijakie, a przynajmniej nijako opisane – zastrzelenie z ukrycia na początku wojny polskiego żołnierza, wydanie przeprowadzanego przez granicę Gruszki, zasugerowanie centrali, by aresztowano wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z przerzutami osób przez granicę, czy wreszcie roztrzaskanie głowy kochance, która groziła mu, że wyda go policji.
Sam tytuł „Brunatna miłość” dotyczy chyba związku Kurta z Fredą, Niemką, podobnie jak on wychowaną wśród Polaków. Można co prawda przypuszczać, że chodzi też o przywiązanie obojga do faszystowskiej ideologii. Tu też mamy kawał materiału na dobry wątek. Co w faszyzmie tak zafascynowało Kurta i Fredę, których rodzice choć byli Niemcami, byli uczciwymi i lojalnymi obywatelami Polski? Ale Piastowicz i z tym sobie nie radzi. Becher pytany przez Malca, już po aresztowaniu, dlaczego popełniał te wszystkie zbrodnie, odpowiada jedynie, że kiedy przystał do brunatnych koszul, uczono go nienawiści. Dokonał wyboru i potem nie mógł już przestać. Freda zaś wykrzykuje w momencie aresztowania, że robiła to wszystko dla Kurta, z miłości do niego. Opis tej sytuacji pozbawiony jest jednak dramaturgii, w ogóle całemu epizodowi ujęcia dwójki szpiegów wyraźnie „brakuje jaj”. Żadnego napięcia, żadnych emocji. Ot, służba namierza radiostację, otacza dom, wchodzi i aresztuje – no bułka z masłem. Zjełczałym.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że autor postawił sobie zadanie, które go przerosło. Chciał przedstawić trudny okres historii, z określonego politycznego punktu widzenia, w beletrystycznym, sensacyjnym opakowaniu. Historii autor nam nie szczędził, i tu jedyny plus „Brunatnej miłości”, bo choć przedstawił tę historię w ujęciu ideologicznym, to bez nachalnej propagandy. Beletrystyki trochę jest, ale literacko niskiego lotu, natomiast choćby śladu sensacji próżno szukać. Wyszedł sam papier. Papierowe sytuacje, papierowe postacie, papierowe dialogi.
I jeszcze jeden kłopot z tą „Brunatną miłością”. Bohater pozytywny jest ubekiem. Na jego usprawiedliwienie można powiedzieć, że nie od samego początku akcji. Najpierw walczy w wojsku radzieckim, potem jako „niepewny politycznie Polaczek” tyra w strojbatach, a po utworzeniu dywizji kościuszkowskiej trafia do kontrwywiadu wojskowego. Dopiero po zakończeniu wojny, stary przyjaciel namawia go do przejścia do resortu, uzasadniając to w ten sposób: „Potrzebujemy takich ludzi jak ty, zahartowanych komunistów, a przy tym fachowców w «kontrrazwiedce». Sytuacja kadrowa jest taka, że możesz sobie wybierać odcinek najbardziej ci odpowiadający. Wszystko to w stadium tworzenia.”
Wiktor chciał zajmować się sprawami niemieckimi, bo już się w nie „wgryzł”. Przyjaciel tłumaczy mu, że teraz wszystko przejęli zachodni alianci. „Zwłaszcza Amerykanie są bardzo aktywni. Dogadali się z Gehlenem, twoim dobrym znajomym. Przejęli go na swój żołd razem z agentami. Co powiesz na sekcję amerykańską?” Malec powiedział: Tak.
Tym, którzy nie pamiętają tamtych czasów wyjaśniam, że wbrew temu co dziś twierdzą politycy obozu rządzącego i media, „ubecja” nie była jednolitym tworem. Dzieliła się na wywiad i kontrwywiad. Malec trafił właśnie do kontrwywiadu, który raczej „prawdziwych patriotów” nie prześladował.
Chyba już w okresie, kiedy Piastowicz pisał „Brunatną miłość”, praca w „bezpieczeństwie” i w ogóle sama ta instytucja nie były zbyt popularnym tematem. Autor raz wymienia resort Bezpieczeństwa Publicznego, potem zaś pisze tylko o pracy Malca w kontrwywiadzie, starannie pomijając, że jest to kontrwywiad bezpieki, a nie wojskowy.
Obecnie cała bezpieka uznawana jest za instytucję zbrodniczą, a nawet WSI są mocno podejrzane, więc trochę się boję, czy recenzowanie „Brunatnej miłość”, której pozytywny bohater jest bezpieczniakiem, nie spowoduje dla mnie nieprzyjemnych konsekwencji. A nuż obecne „sekretne służby” uznają, że świadomie współpracowałam ze służbami peerelowskimi, wprawdzie post mortem tych służb, ale zawsze…?
Może jako okoliczność łagodząca zostanie uznany fakt, że stanowczo, i to z czystym sumieniem, odradzam czytanie tej książki. Nuda, nuda, nuda… – jak mawiał inżynier Mamoń.