- Autor: Zgórecki Ryszard
- Tytul: Na tropie „Zemsty”
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Biblioteka Żółtego Tygrysa
- Rok wydania: 1964
- Naklad: 160000 + 280 egz.
- Recenzent: Artur Dworakowski
Popularna w okresie PRL-u seria Biblioteka Żółtego Tygrysa, wydawana w latach 1957-1991 zasadniczo reklamowała się jako seria opisująca wydarzenia II wojny światowej. Zakres tematyczny poszerzony został jednak również o wydarzenia dotyczące okresu przed wybuchem wojny (głównie działania wywiadowcze) jak i o te które rozgrywały się po jej zakończeniu.
Te ostatnie dotyczyły głównie tematyki walki o „utrwalanie władzy ludowej” i opisywały walkę organów milicji i wojska z oddziałami Werwolfu, UPA i partyzantką antykomunistyczną. Trzeba oddać twórcom serii że przez długi czas udawało się unikać upolitycznionej tematyki zwalczania powojennego podziemia. Pierwszy tomik dotyczący walki z podziemiem ukazał się dopiero w roku 1964 i była to pozycja „Na tropie Zemsty” Ryszarda Zgóreckiego. Autor pojawił się na łamach serii dwa lata wcześniej ze szpiegowską pozycją „Dziwna kariera Pułkownika P.” Szukając informacji o nim natknąłem się na informację że oprócz kilku pozycji książkowych, dotyczących głównie tematyki szpiegowskiej i partyzanckiej, był scenarzystą i reżyserem kilkunastu filmów krótkometrażowych o tematyce w większości związanej z Ludowym Wojskiem Polskim. Kilka z nich uzyskało nagrody na festiwalach filmów społeczno-politycznych i wojskowych.
Pozycja „Na tropie Zemsty” opisuje wydarzenia z lat 1946 1947 rozgrywające się na terenie Beskidu Żywieckiego i dotyczy walk formacji milicji, WOP i KBW z oddziałem Narodowych Sił Zbrojnych dowodzonym przez podporucznika Stanisława Kopika „Zemstę”. Recenzja tej książki jest o tyle trudna, że ilość przeinaczeń i zafałszowań autora jest tak duża iż opisanie wszystkich i sprostowanie zajęłoby więcej stron niż opisywana pozycja.
Początek książki to wprowadzenie w tematykę ogólnej sytuacji politycznej w momencie zakończenia wojny. W skrócie, autor dowodzi że oto nadszedł wyczekiwany koniec wojny, jednak w kraju jest nadal niespokojnie, bo niepogodzone z nową sytuacją siły próbują terroryzować kraj. Do jednego „worka” wrzucone zostają ugrupowania NSZ, formacje poakowskie, UPA i Werwolf. Zgodnie z obowiązującą mniej więcej od 1960r narracją polityczną, w ujęciu autora wszystkie te siły współpracowały ze sobą w walce z socjalistycznym ustrojem. Kolejne rozdziały to już zbeletryzowane opisy służby funkcjonariuszy WOP-u i milicji na terenie Beskidu Żywieckiego. W rozdziale „Ślady wiodą do Rajczy” poznajemy sierżanta Klimę, który po dokonanym przez NSZ ataku na posterunek milicji w Milówce zostaje nowym komendantem placówki. Dzięki genialnemu wprost zmysłowi detektywistycznemu komendant, już po kilku godzinach pobytu, wytypował trafnie „wtyczkę” eneszetowców w placówce. Następnie, niczym James Bond, udał się na spotkanie z dowódcą oddziału NSZ „Sztubakiem” i udając sprzyjającego podziemiu milicjanta, w trakcie kilkugodzinnej libacji alkoholowej, wydobył od naiwnych „bandytów” szczegółowe informacje na temat składu oddziału i jego kontaktów. Oczywiście szybko zlikwidowano grupę „Sztubaka”, jednak jego miejsce zajął mityczny, niezidentyfikowany z nazwiska, nowy dowódca o pseudonimie „Zemsta”. Jako że doniesienia od agentów i przesłuchiwanych sugerowały że „Zemsta” przebywa w okolicach Rajczy, na tej miejscowości skupili swoją uwagę milicjanci i funkcjonariusze UB. Potem następuje opis ogólnej sytuacji w kraju na przestrzeni kolejnych miesięcy, w trakcie których jak podaje autor ludność, w przygotowywanym referendum, planuje opowiedzenie się po stronie władzy ludowe, a „bandy leśne” nieprzerwanie napadają i mordują milicjantów i działaczy nowej władzy. Akcja przenosi się następnie do placówki WOP w Rajczy. Tutaj poznajemy postać podporucznika WOP-u Stanisława Kopika. Narracja Zgóreckiego, już od początku nastawia czytelnika niechęcią do Kopika. Wprawdzie bowiem czynnie uczestniczy on w ujęciu „bandytów” którzy wtargnęli na wiejską potańcówkę, jednak schwytanych jeńców zabija w rzekomej próbie ucieczki. Na dodatek, podejrzany jest o udział we włamaniu do magazynu placówki. Wprawdzie zostaje oczyszczony z podejrzeń, ale błyskotliwy podporucznik Marczyński czuje że „coś z tym Kopikiem jest nie tak”. Najbardziej jednak oburza Marczyńskiego inny postępek Kopika. Oto bowiem, zebrawszy na zbiórce załogę strażnicy, każe on starym frontowcom poodcinać korony z noszonych na czapkach orzełków. Wprawdzie Marczyński przyznaje że sprawa ta wymagała już dawno uporządkowania, no ale jak można tak bezceremonialnie. Przecież socjalistyczna etyka nakazuje w takich sytuacjach: na spokojnie, z wyczuciem.A tu takie chamstwo. Trzeba tu wyjaśnić że korony na orzełkach wojskowych, funkcjonowały przez długi okres czasu w formacjach ludowego wojska. Powodem były problemy z zaopatrzeniem w berlingowskie „kurice”, a że w trakcie wyzwalania kraju dostępne były produkowane rzemieślniczo, lub odnalezione w magazynach wzory przedwojenne, więc żołnierze ochoczo z tej okazji korzystali. Było to też po części demonstracyjne, po części „szpanerskie”. Zresztą nikt tak do końca nie wiedział jeszcze, jak ostatecznie będzie wyglądało godło. Świadczy o tym choćby słynne zdjęcie na którym, pod koniec 1944r, Józef Stalin zachowując kamienną twarz przyjmuje podarunek od delegacji wyzwolonej warszawskiej Pragi. Podarunek w postaci spiżowego orła z koroną. Wracając jednak do treści. Sytuacja zaognia się gdy Kopik zostaje wraz z grupą żołnierzy wysłany po paszę dla oddziałowych koni. W trakcie wyjazdu według dokonuje jednak według autora, gwałtu na przypadkowo spotkanej Polce. Oczywiście ludowe organy śledcze szybko typują sprawcę, a UB wykonuje telefon do strażnicy WOP z nakazem aresztowania Kopika. Zbiegiem okoliczności, telefon odbiera Kopik i dezerteruje ze strażnicy. Niewątpliwie taki opis wzbudzał obrzydzenie czytelników do Kopika. Tyle tylko że opis ten był propagandowym wymysłem autora. Według ustaleń historyków Kopik rzeczywiście wyruszył z podkomendnymi po zaopatrzenie dla koni. Powodem nakazu aresztowania nie był jednak wymyślony przez peerelowską propagandę gwałt. Na miejscu bowiem doszło do konfliktu z grupą, przybyłych w tym samym celu, żołnierzy wówczas już Radzieckiej a nie Czerwonej armii. W trakcie utarczki o pierwszeństwo w odbiorze paszy, zginął jeden z radzieckich żołnierzy. Oczywiście sprawa dotarła do UB które nakazało aresztowanie Kopika. Po odebraniu telefonu we własnej sprawie, Kopik wolał nie ryzykować i uciekł z jednostki wraz z kilkoma innymi uczestnikami (w książce zdezerterował tylko Kopik). Jak nietrudno się domyśleć po pewnym czasie zidentyfikowano Kopika jako owego tajemniczego „Zemstę”, który po ucieczce ze strażnicy, przejął dowództwo oddziału. Ciekawy jest jeden fakt. Mimo że tomik dotyczy postaci Stanisława Kopika „Zemsty”, próżno szukać w nim jakichkolwiek wzmianek na temat jego życiorysu. Ot, służył w Wop-ie i potem zbiegł do lasu. Nic więcej. Zapewne autor wolał nie poruszać tego tematu bowiem, musiałby podać że Kopik walczący wcześniej w AK, wstąpił do ludowego wojska i przeszedł z nim szlak bojowy od Wisły, przez forsowanie Odry, zakończony nad Łabą. Co więcej, odznaczony za to został srebrnym medalem „Zasłużony na Polu Chwały”. Te fakty mogłyby wzbudzić jednak zbyt wiele pytań u czytelnika. W zasadzie potem treść książki jest już dość monotonna. „Zemsta” nieustannie napada i morduje, a członkowie jego oddziału każdą chwilę spędzają na libacjach alkoholowych. U wnikliwego czytelnika może zrodzić się oczywiście pytanie. Jakim cudem wiecznie pijani eneszetowcy byli w stanie tak celnie strzelać do żołnierzy KBW, oraz skutecznie uciekać wyszkolonym i niewątpliwie trzeźwym obrońcom ludowego porządku? Tym szczegółem się autor nie przejmuje. Raczy nas natomiast kolejnymi dowodami socjalistycznej wielkoduszności. Oto bowiem, jednemu ze schwytanych „leśnych”, wspomniany wcześniej sierżant Klima oddaje wielkodusznie własną rację żywnościową. Oczywiście nikt nie torturuje jeńców, a schwytani ochoczo sypią swoich kompanów. Mimo tego, „Zemsta” wciąż wymyka się z kolejnych obław. Dopiero po amnestii z roku 1947r, w trakcie której jak twierdzi autor, członkowie podziemia często płakali z radości że mogą się ujawnić, „Zemsta” zaprzestaje działalności i znika gdzieś w powojennym galimatiasie. Oczywiście ręka sprawiedliwości ludowej dosięga go i w 1948 roku zostaje, jak opisuje autor zostaje schwytany na ulicy. Co dalej? No właśnie nie wiadomo, bo na tym momencie urywa się fabuła książki. Czytelnicy mogli co najwyżej spekulować że został osądzony i skazany. W rzeczywistości, w tym samym dniu gdy go aresztowano i przewieziono do gmachu UB, Kopik albo sam zdołał wyskoczyć, albo został wyrzucony z okna drugiego piętra budynku i zginął. Jako że oba wyjaśnienia nie świadczyły zbyt korzystnie o pilnujących go funkcjonariuszach, autor skwapliwie pominął ten szczegół. Podsumowując. Pozycja tylko dla fanatycznych czytelników serii „Żółty tygrys” w której podobne w poziomie tytuły, opisujące walkę z powojennym podziemiem, zagościły jeszcze kilkanaście razy.