- Autor: Wolanowski Lucjan
- Tytuł: Cichy front
- Wydawnictwo: Iskry
- Rok wydania: 1955
- Nakład: 20176
- Recenzent: Robert Żebrowski
”Za niemiecki nowy ład w Europie”, czyli goście z West Berlin – jako straż przednia nowego najazdu spadkobierców Bismarcka – zwiedzają Polskę w ramach akcji „Cwaniak”
Lucjan Wolanowski (1920-2006), faktycznie Lucjan Kon, był pisarzem, reporterem, tłumaczem i podróżnikiem. W jego życiorysie jest kilka ciekawostek literackich. W „Przekroju” z dnia 21 listopada 1948 roku, opublikował tekst pt. „W przededniu nowych procesów na „Fali”” dotyczący sądzonych publicystów współpracujących w czasie II WŚ z prohitlerowską prasą „gadzinową” (był w nim wymieniony m.in. Alfred M., czyli Alfred Sz. – późniejszy znany pisarz młodzieżowy) https://przekroj.pl/archiwum/artykuly/13360?f=autor:390 , a w numerze z dnia 18 września 1955 roku reportaż dotyczący niemieckiego szpiega pt. „ODT-711 nie powrócił do bazy” (https://przekroj.pl/archiwum/artykuly/14641?f=autor:390) . Tego samego roku, wspólnie z Mirosławem Azembskim, opublikował w Wydawnictwie MON reportaż pt. „Czy Stanisław Talarek musiał umrzeć?”, w którym autorzy zaatakowali Radio Wolna Europa. Wreszcie w dniu 7 stycznia 1956 roku, w „Szpilkach” (nr 1) zamieszczono jego artykuł „Jak zostałem klasykiem”, w którym omówił sprawę plagiatu jego tekstu „Cichy front” (wydanego w czasopiśmie „Świat” w roku 1954) opublikowanego pod tytułem „Naszyjnik kapitana Holicza” (w roku 1955 w „Panoramie”), przez Roberta Azderballa i Romana Frister (ich książkę – pod takim samym tytułem – wydano w „Kluczyku”, w roku 1957). Natomiast w roku 1958 wydano w „Labiryncie” jedyną pozycję zachodniego autora – „Człowiek, którego nie było” Ewena Montagu, na podstawie tłumaczenia właśnie Lucjana Wolanowskiego.
Recenzowana pozycja liczy 243 strony, a jej cena to 8 zł i 80 gr. Autor pisał ją w okresie od stycznia 1954 roku do czerwca 1955. Wydanie pierwsze miało miejsce w lipcu 1955, a drugie – już rok później. Również w roku 1955 powieść publikowana była w odcinkach (od nr 41) w „Głosie Koszalińskim”.
ealizując subtelną sugestię Prezesa, przedstawię parę zdań na temat okładki. Trzeba przyznać, że Jan Hollender bardzo się do niej przyłożył. W tle mamy polskie wierzby sprowadzane do naszego kraju już w XVI wieku – przez nomen omen – Holendrów, na pierwszym planie zaś – typowego „typa”, czyli szpiega-przestępcę pochodzenia germańskiego. Jego fizjonomia wpisuje się w model stosowany na okładkach naszych powieści szpiegowsko-kryminalnych o kierunku antyniemieckim, takich jak: „Strzały pod gwiazdami”, „W ostatniej chwili”, czy „Testament”. Zresztą oceńcie sami:
Jak na „typa” przystało jest on ubrany w ciemny płaszcz i ciemne nakrycie głowy. Wokół niego panuje szarówka, czyli odpowiednia pora na niezgodną z prawem działalność. Jednak najciekawsze jest to, co dźwiga w prawej ręce, a mianowicie walizka – na potrzeby czytelnika – narysowana z przezroczystą ścianką. Dzięki temu od razu wiadomo, że „typ” to szpieg – groźny, wyrafinowany, bezlitosny i dobrze wyposażony. A cóż takiego ma on w tej walizce? Są tam: dwa pistolety (czyżby niemieckie Walthery P38?) oraz trzy granaty ręczne (jakby amerykańskie Mk 2, czyli „ananasy”), a ponadto banknoty (amerykańskie dolary i nasze złote?), pończochy i zegarki damskie oraz flakoniki (z perfumami i/lub trucizną?). Powinno to w zupełności wystarczyć na działalność werbunkowo-dywersyjno-szpiegowską na terenie naszego kraju.
Akcja toczy się w Niemczech Zachodnich (m.in. Berlin Zachodni, Frankfurt nad Menem, bawarski Diessen), NRD i Polsce (Boleszkowice nad Odrą, Kutno, Czelin, Szczecin, Olsztyn, Opole, Prudnik, Gogolin, Łowkowice, Komorniki, Gliwice i Warszawa), w okresie: marzec 1953 – styczeń 1955.
Opisane zdarzenia związane są z organizacją wywiadowczą enerefowskiego generała, a hitlerowskiego oficera, Reinharda Gehlena znanego jako „doktor Schneider“ albo „30“. W założonych przez niego strukturach agenci podzieleni byli w następujący sposób: 1. Pewniaki 2. Badacze 3. Naprowadzacze 4. Kurierzy 5. Źródła, przy czym ci ostatni dodatkowo na: „P”, „U”, „R”, „III”, „S” i „Radiowców”. Pośród prowadzonych przez zachodnioniemiecki wywiad akcji, znalazła się też „Aktion Pfiffikus”, czyli akcja „Cwaniak” skierowana przeciwko komunistycznej Polsce. W jednej z jej podakcji wzięli udział: dawny radiotelegrafista z Kriegsmarine – Niemiec Heinz Landvoight, rocznik 1923, krypt. „ODT-745, wyposażony w pistolet „Sauer” kal. 7,65, członek „Hitler-Jugend” – Ślązak Adolf Machura vel Albert Mohr alias Artur Machnik aka Anton Morawiec, krypt. „ODT-738”, a także były esesman – Konrad Wruck (Konrad Horn, Henryk Suchanowicz, Otto Wiegand), rocznik 1927, krypt. „ODT-738-18”, wyposażony w pistolet „Astra” kal. 7,65. „Cichy front” jest reporterski zapisem (solidnie udokumentowanym zdjęciami osób, przedmiotów, dokumentów i miejsc) z ich działalności oraz czynności polskiego kontrwywiadu tropiącego tych szpiegów. W książce opisana jest też para innych szpiegów penetrujących nasz kraj oraz – choć mało szczegółowo – zmiana frontu przez amerykańsko („ODT-684”) – niemieckiego agenta („V-21322”) Franciszka Neugebauera, który uciekł z Berlina Zachodniego do Wschodniego, a stamtąd trafił do Polski.
Recenzja jest już i tak długa, a przecież to nie jej koniec, więc nie ma co opisywać działań wywiadowczych i kontrwywiadowczych. Skoncentrujmy się na zaletach tej książki. To, że opisywane w niej historie są ciekawe, to nie ulega wątpliwości, natomiast nie mniej ważne jest to, w jaki sposób autor je przedstawił. A zrobił to przystępnie, rzetelnie, ze swadą, nie unikając humoru, ironii i przytyków, używając charakterystycznego w tamtych czasach – w odniesieniu do szpiegów z Niemiec Zachodnich – słownictwa. Oto kilka przykładów:
– „Menażeria szczekających przeciw Polsce szakali i węszących za żerem hien.”
– „Uchodźca polityczny (czyt. zasłużony dla Hitlera lub jego pogrobowców)”
– „Prawzór „dobrego Europejczyka” spod znaku swastyki” (to o zbrodniarzu wojennym z Waffen-SS – Seppie Dietrichu)
– „Wróg Wruckowi oka nie wykole.”
– „Sąd, który rozpatrzy kolejną sprawę z cyklu „generał Gehlen przeciw Polsce Ludowej.”
– „Kanclerz agresji (…) Adenauer pragnie przywrócić do życia gnijącego w ruinach Kancelarii Rzeszy trupa germańskiej polityki zdobywania przestrzeni życiowej.”
– „Trzymać Gehlena za słowo, to tyle co węgorza za ogon.”
– „Gehlen, Gehlen ueber alles.”
Ktoś może powiedzieć w tym miejscu, że to złe, tendencyjne i niesprawiedliwe traktowanie funkcjonariuszy i agentów służb wywiadowczych NRF, którzy przecież walczyli ze znienawidzonym w PRL-u komunizmem. No tak, walczyć z komunizmem walczyli, ale na pewno nie dla Polaków, ale po to, by odzyskać stracone przez nich po wojnie – na naszą korzyść – tereny (warto pamiętać, że nienaruszalność granic na Odrze i Nysie, zjednoczone już Niemcy ratyfikowały dopiero 14 listopada 1990 roku, a wcześniej uczyniło to tylko NRD).
Inną dużą zaletą tej książki są PRL-ogizmy: obiekty – szczeciński hotel „Gryf” (od roku 1950 mieścił się w kamienicy z roku około 1900 przy Al. Wojska Polskiego 49, przedtem był to hotel „Imperial”, a obecnie jest apartamentowiec) oraz tamtejsze restauracje: „Bajka” (od roku 1950 mieściła się w kamienicy z roku 1910 przy Al. Niepodległości 30, działała do roku 2001, do 1950 była to restauracja „Slim”, a w latach: 1967-1976 – „Atlantycka”), „Kotwica”, „Magnolia” i „Kameralna” (Plac Kościuszki), a także I Komisariat MO, ponadto – poznańskie Zakłady Metalowe im. Stalina (nazwa z lat 1949-1956, wcześniej i później „Zakłady Cegielski”), hotel „Partyzant” w Głuchołazach (nieistniejący, znajdował się w centrum miasta), restauracja „Myśliwska” w Gliwicach (usytuowana była przy u. Zwycięstwa, w dawnym hotelu Slesischer Hof”), warszawskie – kawiarnia „Kamienne schodki” na Rynku Starego Miasta 26, al. Stalina (odcinek Alei Ujazdowskich nazywany tak w latach: 1945-1956) oraz siedziba Polskiej Agencji Prasowej przy ul. Foksal 11 (w latach: 1945-1958), cukrownia w Klemensowie (1894-2003), stalinogrodzkie (czyli katowickie) przedsiębiorstwo „Miastoprojekt”, samochody – „Warszawa” (M-20, produkowany od roku 1951) oraz „Citroen” [Truction Avant, produkowany w latach: 1934-1957] naszego kontrwywiadu, gazety – „Przekrój” i „Życie Warszawy”, impreza – Krajowy Zjazd Przodujących Chłopów w Szczecinie (odbył się w sobotę, 5 IX 1953 roku – opisany w „Życiu Warszawy” z tego dnia, w numerze 212 (3075)).
Podsumowując: książka ta jest naprawdę ciekawa, dobrze udokumentowana fotografiami, napisana tak, że czyta się ją lekko i przyjemnie, a opisane w niej zdarzenia mają dokładnie przypisany do nich czas i miejsce. I o to właśnie chodzi.