- Autor: Marczyński Antoni
- Tytuł: Dlaczego Mr. J. Smith zabił człowieka??? (w: „Pieczeń z antylopy”)
- Wydawnictwo: Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
- Rok wydania: 1928
- Nakład: nieznany
- Recenzent: Robert Żebrowski
Pokrzywdzony, obrońca, świadek i sprawca w jednym
O autorze tego opowiadania napisałem kilka zdań przy okazji recenzji innych jego powieści. Książka, w której znajduje się recenzowana pozycja, jest zbiorem – przynależących do różnych gatunków – 9 opowiadań: „Pieczeń z antylopy”, „Wśród halfy stepów szumiących”, „Dlaczego Mr. J. Smith zabił człowieka???”, „Perły”, „Biały jacht”, „Kąt widzenia”, „Gentelman”, „Kościane szachy” oraz „Siostrą ci będę”. Trzy z nich: pierwsze, trzecie (pod zmienionym tytułem: „James Smith zabił człowieka”) i piąte znalazły się – jako tytułowe – w tomikach opowiadań z serii „Złota Podkowa”; wszystkie wydano w roku 1959. W egzemplarzu, który posiada, figurują pieczątki o treści: „Czytelnia, T. Pawłowska, Brwinów, Rynek 1, 1178” (pod tym adresem znajduje się zabytkowa kamienica tzw. „Amerykanka”).
Opowiadanie „Dlaczego…” liczy 26 stron. Jego akcja toczy się w Nowym Jorku, ale nie potrafię określić kiedy.
Słynny adwokat James Smith miał swoją pracownię i luksusowo urządzone mieszkanie we własnej kamienicy przy Eight Av., na Manhattanie, w pobliżu rozległego Museum of Natural History, Central Parku i Broadwayu. W swojej kancelarii zatrudniał sekretarza, dwóch młodych adwokatów-pomocników, cztery stenotypistki i lokaja. Właśnie wygrał w sądzie sprawę, w której jego klient – milioner Lon Parker oskarżony był o dokonanie włamania do willi, zabójstwa jej właściciela i kradzieży kilku tysięcy dolarów.
Dwadzieścia pięć lat wcześniej, w wieczór przedślubny, James spotkał się ze swoją narzeczoną – Lilian, w jej mieszkaniu, wręczając jej dzień wcześniej niż planował kolię z brylantami, po czym – zgodnie ze swoimi zasadami nie został u niej na noc, ale pożegnał się z nią do czasu uroczystości. Dziewczyna, przyodziana w klejnoty, żegnała go stojąc w oknie. Następnego dnia, jeszcze przed zaślubinami, znaleziono ją leżącą w łóżku, martwą, uduszoną, zgwałconą i okradzioną z kolii. Jako podejrzanego o dokonanie tej ohydnej zbrodni, Smith wskazał młodego kupca – Ryszarda Ainsleya, zakochanego w Lilian, niemożebnie zazdrosnego, który słysząc o jej ślubie, groził jej listownie, że zabije ją, jej narzeczonego, a na koniec siebie. Trzy tygodnie trwało zanim policja odnalazła podejrzanego, który uciekł do San Francisco. Skazano go na trzydzieści lat więzienia, choć mężczyzna zarzekał się, ze jest niewinny.
Szesnaście lat później, wezwano Jamesa do konającego w szpitalu Ryszarda. Ten przed swoją śmiercią złożył Smithowi przysięgę, że jest niewinny i nie zabił Lilian. Adwokat uwierzył mu i targany wyrzutami sumienia postanowił, że od tej pory będzie bronił w sądzie tylko osoby wg jego rozeznania niewinne, rezygnując tym samym z wielu lukratywnych propozycji obrony. „Jeżeli James podjął się obrony klienta, to zdaniem wytrawnych prawników, było 100% za tem, że broni człowieka niewinnego, a 95 szans na sto, że go wybroni od wszelakiej kary”.
I tak to się wszystko złożyło, że po upływie ćwierć wieku od zdarzenia wyszły na jaw okoliczności morderstwa panny Lilian.
Opowiadanie to jest klasyką kryminału, przede wszystkim z uwagi na świetnie prowadzone i łączące się wątki. I choć jest ono dość przewidywalne, to jednak czyta się je z zainteresowaniem, a czas dwudziestu minut poświęcony na to na pewno nie będzie czasem straconym.