Jan Ekström – Taniec ognia 9/2025

  • Autor: Jan Ekström
  • Tytuł: Taniec ognia (Elddansen)
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1984
  • Nakład: 160320
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz

Po książkę szwedzkiego pisarza Jana Ekströma (1923-2013) sięgnąłem z ciekawości. Do tej pory nie zajmowałem się kryminałami „made in Sweden”, z uwagi na to, że kojarzyłem je jako mroczne, psychodeliczne, krwawe i rozerotyzowane, a w żadnym z tych elementów nie gustuję. Jednak gdzieś tam coś tam poczytałem i nabrałem podejrzeń, że „Taniec ognia” może nie być wcale taki zły. Dlatego też zdecydowałem się tę pozycję przeczytać.

Jej autor nie jest w Polsce jakoś szczególnie popularny. Spośród kilkunastu jego książek, poza tą recenzowaną, jeszcze tylko cztery przetłumaczono na język polski: „Termin mija o północy” („Jamnik” 1968), „Maurowie” („Jamnik” 1981), „Węgorz ryba pożądana” (Wyd. Poznańskie 1988) i „Kwiaty dla Róży” (Wyd. Poznańskie 1990). „Taniec ognia” liczy 235 stron, a jego cena okładkowa to 100 zł. Swoje pierwsze wydanie miał w roku 1970. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Szwecji, w miejscowości Gislaved (południowa Szwecja), w okresie od piątku 12 września do poniedziałku 15 września, po roku 1956, a więc albo w roku 1958 albo – co o wiele bardziej prawdopodobne – w roku 1969.

Ponad czterdziestoletnia panna Krystyna Vannerman była właścicielką dużego piętrowego domu (oraz samochodu marki Austin), w którym poza nią mieszkał jej bratanek (lat dwadzieścia kilka), którego wychowywała od dziecka, Tomasz Vannerman (nauczyciel w gimnazjum), a także lokatorzy: Bengt Fritze (dyrektor gimnazjum), Bror Andresson (profesor tejże szkoły) oraz Klara Nordin (księgowa tamże). Sąsiadami Vannermanów byli: Ewald Sjoman (aptekarz) i jego rodzina, a także Torgny Pihl (dyrektor fabryki) wraz z rodziną.

Niespodziewanie, Krystyna powiadomiła swojego bratanka i lokatorów, że sprzedała dom, a ponadto zlikwidowała książeczki oszczędnościowe i spieniężyła część papierów wartościowych. Oświadczyła, że chce się wyrwać z Gislaved i zacząć życie od nowa. Wyjazd miał nastąpić następnego dnia. Na osobności zaś powiedziała Tomaszowi, że dwa tygodnie temu dostała list i to wtedy właśnie zdecydowała się sprzedać wszystko i wyjechać. Pokazała go bratankowi. Było w nim napisane tylko jedno zdanie: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Tomasz był tym wszystkim bardzo zaskoczony, a dodatkowo zbiegło się to u niego z inną nieciekawą wiadomością, że wkrótce ma go odwiedzić Gitt Nerman – jego jedynie wakacyjna „miłość” – po to, by go … szantażować.

Wieczorem tego samego dnia, Krystyna w swojej łazience na parterze zażywała kąpieli. Bratanek widział jak tam weszła, słyszał stamtąd jej głos, po czym usłyszał strzał i krzyk ciotki. Kiedy dobiegł do drzwi łazienki, stwierdził, że są one zamknięte od środka (wyposażone były w rygiel), tak, że z zewnątrz nie można było ich otworzyć. Ciotka nie odzywała się, a z wewnątrz dobiegał jedynie szum wody.

Na miejsce zdarzenia przybyli: szef policji okręgu Varnamo – Melander (wyposażony w pistolet Beretta Olimpic, kal. 5,6 mm) oraz pierwszy asystent państwowej policji kryminalnej – Bertill Durell (niski, pulchny, błękitnooki, o marchwiowo-rudych włosach i piegowatej twarzy). Detektyw wyrąbał siekierą otwór w drzwiach i od wewnątrz otworzył rygiel. Po wejściu do środka policjanci stwierdzili, że cała posadzka jest zalana wodą, która wciąż spływała z kranu i wylewała się z wanny. Co ciekawe, lała się zimna woda. Jeszcze ciekawsze było to, że ani ciotki, ani jej zwłok, ani nawet śladów krwi w łazience nie było. A najciekawsze to to, że z łazienki nie było innego wyjścia. Z uwagi na brak trupa i śladów morderstwa policjanci odstąpili od prowadzenia śledztwa.

Powrócili jednak do sprawy już następnego dnia. Wtedy to w łazience, ale na pierwszy piętrze, zamykanej nie na rygiel, ale na klucz tkwiący w zamku od wewnątrz, do której można było się dostać jedynie drzwiami, znaleziono zwłoki Krystyny Vannerman. Leżały one w wannie, w ciepłej tym razem wodzie, a w czole denatka miała dziurę po pocisku. Wcześniej nie było słychać strzału czy krzyku. Samobójstwo od razu wykluczono, gdyż w łazience nie znaleziono broni palnej oraz łuski od naboju [gdyby strzał padł z rewolweru to i tak łuski by nie znaleziono].

Trzeba przyznać, że zagadka kryminalna jest tu skonstruowana nieźle. Autor trzyma się tematu i nie robi „wycieczek” w nieposuwające akcji obszary. Umiejętnie i regularnie podrzuca czytelnikowi jakiś niespodziewany kąsek, który coraz bardziej komplikuje sprawę. Prawie do samego końca nie wiadomo, kto stał za zbrodniami (tak, tak, nie skończyło się tylko na jednym trupie). O ile jednak tego ktoś może się domyślić, to w mojej ocenie sposób dokonania pierwszego zabójstwa jest dla czytelnika niemożliwy do odgadnięcia. Obaj detektywi są dość sympatyczni. Główną robotę wykonuje Durell – stateczny, kulturalny, pracowity i inteligentny. Odnośnie sposobu prowadzenia śledztwa, nic mu nie można zarzucić, tak samo odnośnie jego życia prywatnego.

Czy wszystko mi w tej książce pasowało? Nie, ale nie była to żadna skandynawska specyfika. Powieść w żaden sposób nie rozczarowała mnie i cieszę się, że po nią sięgnąłem. A u mnie na półce stoi jeszcze jedna pozycja Ekstroma – „Termin mija o północy”, po którą wkrótce sięgnę.

Hotelowy lunch: śledź, węgorz, łosoś oraz jajka z czarnym kawiorem.
Policyjny park maszynowy: „Na ulicy stały dwa czarno-białe wozy policyjne. Przyjechały z Jonkopingu [stolica regionu] z ekipą do zabezpieczania miejsca zbrodni, z fotografem, lekarzem sądowym i resztą potrzebnego personelu. Przed domem stał jeden z nowocześnie wyposażonych mikrobusów dochodzeniowych., drugi już odjeżdżał, zawożą zwłoki na obdukcję” [czyżby któryś ze sławnych mikrobusów Volkswagena – T1 lub T2?].

PS Utwór muzyczny „Taniec ognia”, który pojawił się i w tytule, i w treści książki, pochodzi z baletu „Czarodziejska miłość” („El Amor brujo”) z roku 1917, autorstwa Hiszpana Manuela de Falli (1876-1946).