Frender Igor – Człowiek-Jatka – Mordercza proteza – Upiór w masce 56/2026

  • Autor: Frender Igor
  • Tytuł: Człowiek-Jatka – Mordercza proteza – Upiór w masce
  • Wydawnictwo: CM
  • Rok wydania: 2024
  • Recenzent: Kinga Młynarska

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Michała Lipki

Och, wielką frajdę sprawił Igor Frender swoim cyklem kryminalnym. Jak sam podkreśla, jest fanem kryminałów klasy B i filmów klasy C. To one miały stanowić główną inspirację dla tej serii. Trylogia z Janem Jedyną wpisuje się w nurt giallo. Czy jednak potrzeba nam tu jakichś szufladek? Nie! Bo właśnie to granie na nosie konwencjom stanowi tu główną atrakcję!

„Człowiek-Jatka” rozpoczyna całą zabawę. Poznajemy tu bohatera, który będzie nam towarzyszył we wszystkich tomach. Jan Jedyna to kapitan MO. Ta postać nieco wyłamuje się z ram typowego milicjanta. Jan bowiem jest nieprzyzwoicie przystojny – zielone oczy, jasne włosy – i ta uroda także pomaga mu w pracy. Jednak najważniejsze są jego przymioty intelektualne – mężczyzna to „źródło profesjonalnej wiedzy, doświadczenia i rutyny, z których z czasem począł się bezgraniczny cynizm”. Jedyna to typ wrażliwca, po kryjomu pisze wiersze, a w młodości zaczytywał się m.in. w „Kapitanie Żbiku” czy „Egipcjaninie Sinhue”. Napotykanych ludzi dzieli na dwie kategorie: umiarkowanie rozsądnych i inteligentnych oraz „nieczytaczy” – reprezentują żałosny poziom i naprawdę, szkoda czasu na dysputy z nimi.

Jeśli Jan jest milicjantem, to wiemy, że będzie trzeba wyjaśniać jakieś zbrodnie. I u Frendera sprawa się ma tak, że jesteśmy tu i teraz (czasy PRL), ale w toku śledztwa musimy zajrzeć w stare akta – cofamy się więc w przeszłość, nawet do czasów II wojny światowej! Autor wybiera naprawdę ciekawe zagadnienia, które rzadko spotykamy w literaturze (np. mało znane eksperymenty nazistów).

Tę prozę wyróżnia przede wszystkim świetna atmosfera. Osadzenie akcji w czasach PRL-u wymaga precyzyjnego budowania tła. I wszystko tu mamy. Ogólny klimat się zgadza, ale na niego z kolei składają się rzeczy najmniejsze, rekwizyty codzienności, jak np. miesięcznik „Non Stop”, festiwal w Jarocinie, czekolada Goplana, kanapki z mortadelą i wątrobianką itp.

Nie bez znaczenia pozostaje też miejsce akcji. Choć podążamy za zdarzeniami w różne rejony, to jednak centrum jest tu poznańskie. Najmocniej widać to w „Człowieku-Jatce”, gdzie gwara wielkopolska przenika do dialogów bohaterów (LINK). W ostatniej części zaś sięgniemy nieco głębiej do historii Poznania!

„Mordercza proteza” to już proza nieco bardziej oszlifowana, ale nadal utrzymująca się w konwencji bardziej pastiszu niż kryminału na poważnie. Frender bawi się schematami, kreacjami, motywami. Zaskakuje czytelnika, wprowadzając m.in. czynniki nadprzyrodzone. Czyżby jakieś elementy paranormalne były na porządku dziennym, czy to jednak wyobraźnia, a może i jakieś zaburzenia bohaterów? Wszak w tej części jesteśmy zamknięci m.in. w szpitalu psychiatrycznym!

W tej części świetnie widać kolejną mocną stronę prozy Frendera – arcyciekawe dyskusje i refleksje bohaterów. Zawsze mamy tego, który rozkminia i tego, co to nie bardzo rozumie. Dzięki temu i my mamy okazje poznać tok rozumowania pierwszego z nich krok po kroku, co już samo w sobie jest nie lada gratką!

Igor Frender wie, jak zacząć powieść z przytupem, ale potrafi także utrzymać dobry poziom do końca. Poza świetną rozrywką, czym w domyśle ma być ten cykl, autor nie byłby sobą, gdyby nie przemycił społecznie ważnych treści. W drugiej części pomyślimy np. o wolności w kontekście sztuki i literatury. Pojawiający się szpital psychiatryczny możemy zaś odczytywać jako metaforę polskiego społeczeństwa (i okazuje się, że będzie to bardzo uniwersalna przenośnia!).

Uwielbiam grę napięć w tych książkach. W każdej to inne elementy grają nam na splotach nerwowych. Tu to choćby manekiny, które same w sobie bywają koszmarne, ale jest też tajna placówka o zagadkowej nazwie: „Departament Indoktrynacji Wskazanej”. A my zaczynamy odwracać się na każdym kroku i zastanawiać się, czy aby nie uczestniczymy właśnie w jakimś kolejnym makabrycznym projekcie? „Mordercza proteza” także zaskakuje! Frender ujawnia bowiem także i romantyczną naturę, wprowadzając wątek miłosny, a nawet i poetycki.

Cykl wieńczy (póki co, mam nadzieję, że dalsze przygody Jedyny się piszą!) „Upiór w masce”. Już tytuł tu zapowiada, że najmroczniejszym elementem z worka grozy będą tu wszelkie maski, kostiumy, przebrania, udawanie. Toteż prowadzi do rozmyślań o szczerości w życiu w ogóle. O chowaniu się przed światem, a może i przed sobą. I raczej przychylamy się do wniosków, że ten, kto nakłada maskę ma coś do ukrycia. I faktycznie. Ale przychodzi też pewna bohaterka i pyta: „a co jeśli ja właśnie w przebraniu, ukryta, mogę być tak naprawdę sobą”? Hę?

Proza Frendera jest niezwykła i generuje naprawdę wiele refleksji, które też mogą rozchodzić się w różnych kierunkach. I uważam, że jest to niesamowita cecha, przynależna tylko tym najlepszym.

W ostatniej części sporo mówi się o relacjach damsko-męskich i znów są one pokazane w krzywym zwierciadle. Podobnie jak temat zagłady. Bohaterowie wiedzą. Świat zmierza do końca, ale bez obaw, jest już grupa „wybranych”, którym przewodzi tajemnicy Doktor w masce. Ci ludzie wierzą w swoją misję, choć nie wiedzą, kto właściwie ich do niej powołał. Nie brakuje też pytań m.in. o normalność, o sekrety, o prawo do decydowania za innych. Czy wreszcie też o granicę między tym, co typowe a szalone.

Wszystkie części charakteryzują np. naturalistyczne opisy wplecione w poetyckie opisy, świetne operowanie symbolami (oraz tworzenie ich!), np. kruk jako obserwator, świadek i znak przepowiadający. Groza i niepokój utrzymywane na stale wysokim poziomie, w tym świetna gra dźwięków, światłocieni, wykorzystanie dynamiki, ruchu oraz makabrycznych rekwizytów. Mało tego, objawia się ona także w języku, np. w powtarzających się sekwencjach wypowiedzi bohaterów.

Świetne postaci tworzy Frender. Do Jana i Mileny bardzo szybko się przywiązujemy, ale nawet Jelleń staje się nam bliski. Żartobliwym akcentem jest wprowadzenie dziennikarza, Igora Frendera, autora powieści, „Morderczy kikut”. Ciekawie też nakreślony został narrator – to ten zapowiadający, sugerujący przyszłe wydarzenia ironista, któremu nie obce jest pokpiwanie sobie z ludzi, o których nam opowiada.

Książki Frendera są jak gotowe materiały na serial – filmowe ujęcia, precyzyjne opisy, operowanie grozą na wielu poziomach, umiejętnie wprowadzenie i intensyfikowanie tajemnic, napięcie, niepokoju. Zresztą, informacja z ostatniej chwili – to właśnie na podstawie scenariusza autor napisał „Człowieka-Jatkę”, a zapowiedź filmu (szkoda, że się nie udało!) możecie zobaczyć tutaj:

Czego można się spodziewać po tym kryminalnym tryptyku? Wszystkiego! I wcale nie jest to przesada. Będzie zabawnie (szczególnie opisy postaci w „Upiorze…” powalają, np. „kanciasta twarz w kształcie trapezu równoramiennego, kipiąca prymitywizmem i jawną agresją”), absurdalnie i groteskowo, będzie romantycznie, niebezpiecznie, krwawo i dziwnie. Warto wkroczyć w ten szalony świat Jana Jedyny, ale uwaga – uzależnia!

Serdecznie polecam, także w wersji, gdzie Kamil Pruban „robi robotę” i sprawia, że czujemy się częścią tej opowieści. Jakby wszystko działo się tuż obok…