Frender Igor – Człowiek Jatka 121/2024

  • Autor: Frender Igor
  • Tytuł: Człowiek Jatka
  • Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Bractwa Trojka
  • Cykl: Jan Jedyna (tom 1)
  • Rok wydania: 2017
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Galopem w głąb wyobraźni, czyli milicjanci i wilkołaki

„Człowiek-jatka” Igora Frendera to lektura iście powalająca. Autor osadza fabułę w konwencji powieści milicyjnej, ale jednocześnie rozsadza ten gatunek od środka, zmierzając w stronę horroru i groteski jednocześnie. Efekt jest piorunujący.

Mam tu pozory tradycyjnej milicyjnej fabuły i śledztwo w sprawie kilku morderstw, a ekipa pod dowództwem kapitana Jana Jedyny radzi sobie niezgorzej, ale im dalej brniemy w głąb wydarzeń, tym bardziej krwawo się robi. Do tego skoki czasowe, ciągle wolty akcji i wreszcie pojawianie się morderców pod postacią ni to ludzka, ni to wilczą, powodują, że czytelnik może spodziewać się absolutnie wszystkiego. I nie wiadomo już co będzie się czaić za kolejnym zdaniem pomysłowego Igora Frendera. „Człowiek-jatka” bardziej wygląda na gatunkowy melanż i nieustanną zabawę, niż powieść kryminalną o logicznej akcji. Ale to właśnie zdaje się mówić autor. Nie przejmujcie się ciągiem przyczynowo-skutkowym, gdyż nie o to tu chodzi. Ma być wciągająca ostra akcja. I jest. Pierwsza migawka to rok 1967 i trzy ciała znalezione nad jeziorem, w tym dwa rozerwane na strzępy (co by to nie miało znaczyć). Za chwilę skaczemy do roku 1979. Tu z kolei mamy wypadek samochodowy i dwa kolejne trupy. A to dopiero prolog, po którym trafiamy na trupa mężczyzny ugodzonego tępym narzędziem w tył głowy. Tu możemy chwilę odetchnąć, bo to elementy typowego milicyjniaka. Na scenę, obok wspomnianego już kapitana Jedyny wchodzi dwoje jego podwładnych – porucznik Milena Milewska (niczym lokalna Marilyn Monroe) i porucznik Jacek Żenad. W przerwach między kolejnym krwawymi wydarzeniami poznajemy dość dobrze życiorysy, osobowości i relacje całej trójki. I to jest dla mnie najciekawsze w „Człowieku-jatce”. W notce na okładce wspomina sie, że książka zawiera elementy giallo, czyli odnosi się do włoskiego podgatunku kryminalnego z lat 60. i 70., gdzie w dość tradycyjną fabułę wkradała się wielka brutalność i elementy horroru, dzieją się rzeczy nadprzyrodzone zgoła. Mamy też elementy spokojniejsze, autor nie skąpi nam sążnistych opisów budujących atmosferę, by nagle okrasić, a następnie zwieńczyć rozdział krwawą rzeźnią. Wspomnijmy bowiem znaczenie zawartego w tytule słowa „jatka”. Historycznie to miejsce uboju, rozbioru, a następnie handlu mięsem. Wszystko odbywało się w jednym miejscu.

Książka jest ilustrowana. Na jednej stronie delikatna twarz porucznik Milewskiej, na innej rozczłonkowane zwłoki: głowa osobno, tułów osobno, ręce i nogi takoż. Z kolei dla uspokojenia emocji czytelnika opisy przyrody, jak z Orzeszkowej: „Czerwone promienie zachodzącego słońca, przeświecając przez pnie drzew, rozjaśniały fragmenty trzęślicowej łąki”.

W drugiej części powieści nie zabrakło wątków szpiegowskich i śladu prowadzącego tym razem w przeszłość okupacyjną. Pojawi się nagle postać dziennikarza …Igora Frendera. Tak jest, zapewne echa Joe Alexa. W ślad za tym zaś elementy budowy nawiązujące do powieści szkatułkowej – powieść w powieści. Po całym utworze, niczym szczątki kolejnych trupów, porozrzucane są rozmaite nawiązania i aluzje do różnych utworów z PRL-u – tytuł powieści „Morderca nie pozostawił śladu” to zapewne odniesienie do filmu „Morderca zostawia ślad” (Aleksander Ścibor-Rylski, 1967). Zresztą akcja „Człowieka-jatki” także rozpoczyna się w roku 1967. Takich zagadek, tropów, aluzji, skojarzeń pozostawił Frender bez liku, co stanowi dodatkową radość z lektury. Czy na przykład postać o nazwisku Nitecki ma nam sugerować odwołanie do „Sprawy Niteckiego” Jerzego Edigeya?

Z kolei cytat „Spytaj milicjanta, on ci prawdę powie” nie został wprawdzie opatrzony przypisem ale mamy jasność, że to fragment flagowego utworu kapeli „Dezerter”.

Wspomniana jest także powieść „Ciemna jaskinia” Kazimierza Kwaśniewskiego. A to z kolei inny pseudonim Macieja Słomczyńskiego (poza wspomnianym juz Joe Alexem). I tak można ciągnąć bez końca.

No i coś miłego dla oka recenzenta, czyli spojrzenie na porucznik Milewską. Jest to oczywiście widok z pozycji narratora, ale przyznajmy, bardzo blisko mu do porucznika Żenada: „Zdążyła już przebrać się w spektakularnie kusą spódniczkę i ciepły, ciemno-zielony sweterek z angory, który w sposób właściwy objął jej sylwetkę, eksponując nieprzeciętne atrybuty”. Zresztą niech już Czytelnik doczyta samodzielnie, zagłębiając się w coraz głębsze odmęty „Człowieka-jatki”. Z całą pewnością warto, bo powieść ta mieni się wielobarwnością szczegółów, kakofonią wątków, rozmaitością opisów i oczywiście ma wyraźny poznański sznyt. Jeżeli macie wrażenie, że fraza ma nieco chaotyczna, to całkiem słusznie, bo po lekturze „Człowieka-jatki” czułem sie, jakbym dostał obuchem w głowę i długo nie mogłem wyjść z tego stanu, co oczywiście jest zasługą talentu autora. Pozostaję pod wrażeniem.