Edigey Jerzy – Szklanka czystej wody 251/2025

  • Autor: Edigey Jerzy
  • Tytuł: Szklanka czystej wody
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1974
  • Nakład: 80290
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Weroniki Gabryjelskiej
LINK Recenzja Norberta Jeziolowicza

Doktor Zygmunt Niekwasz, ordynator oddziału chirurgii szpitala przy ulicy Zielnej w Warszawie, zostaje przez dyrektora Stefana Postomskiego zawieszony w samodzielnym wykonywaniu operacji i zabiegów – operowany przez Niekwasza Aleksander Waliszewski, dyrektor „Maszynoimportu”, zmarł kilka godzin po zabiegu na wskutek wewnętrznego krwotoku.

Niekwasz nie poczuwa się do winy, gdyż uważa, że operacja została przeprowadzona dobrze, a do krwotoku doszło przez ruchy jelit wywołane wypiciem większej ilości płynów; uważa więc, że podczas nieobecności pielęgniarki przy pacjencie ktoś napoił go szklanką czystej wody. Niekwasz zaczyna więc prywatne śledztwo; kiedy jednak w wypadku samochodowym ginie Elżbieta Rafalska, pielęgniarka asystująca doktorowi przy operacji, postanawia zwrócić się do milicji i trafia na majora Janusza Kaczanowskiego.

I całe szczęście, że do akcji wkracza właśnie Kaczanowski, bo w pewnym momencie myślałem, że ta książka już do końca będzie wyglądać jak jeden z odcinków serialu „Trudne sprawy” czyli, że żona Niekwasza będzie mu udzielać autorytatywnych porad, a on pod ich wpływem będzie chodził od Annasza do Kajfasza i odkrywał rozmaite sensacje. Problem tylko w tym, że obecność Kaczanowskiego jedynie porządkuje pewne sprawy ale nie zmienia wydźwięku książki – chodzi tutaj głównie o napiętnowanie lobbingu; na ten temat pisała w połowie lat 70. Anna Kłodzińska, pisał Krystyn Ziemski, przyszła więc pora na Edigeya. I dlatego nie za bardzo mnie ta książka przekonuje; przyznam, że Edigey o wiele bardziej podoba mi się w zwykłych kryminałach bez podtekstów czy jakiegoś drugiego dna czyli na przykład w „Zbrodni w południe” albo „Dwóch twarzach Krystyny”. I mam takie dziwne wrażenie, że sam autor pisał ją bez przekonania – widać to chociażby w relacjach między Kaczanowskim a pułkownikiem Niemirochem: niby się droczą, niby się przekomarzają ale jest to jakieś naciągane i nienaturalne; poza tym niektóre rozwiązania są dziecinnie naiwne – skoro w szpitalu jest jeden brodaty lekarz, a Waliszewskiego odwiedził brodacz w fartuchu, to chyba wszystko jasne?

Ale najciekawsze, moim zdaniem, jest to, że praktycznie wszystkie problemy przewijające się w tej powieści są ponadczasowe: lobbing – wiadomo, temat znany ale poza tym nietrzeźwi kierowcy („Niestety, walka z pijaństwem kierowców nie odnotowuje na swoim koncie zbyt wielkich sukcesów”), przepracowani lekarze („Lekarz, żeby żyć, musi mieć przynajmniej dwie posady i ciągle się śpieszy” oraz pospolite układziki („Kiedy wreszcie znikną u nas te wszystkie drobne kumoterstwa?”). Jest też tutaj łagodne kpiarstwo z enerdowskiej inżynierii motoryzacyjnej („Mam trabanta. Sam pan dobrze wie, że gdybym tym wózkiem wpadł na kogoś, prędzej bym siebie zabił”), jest ciekawa złota myśl na widok biurokratów („Tradycyjnym zwyczajem panującym w Polsce mężczyźni mieli w rękach teczki. Przeważnie puste. Ale urzędnik bez teczki to jak koń bez ogona”). Ale i tak najbardziej podoba mi się Biuro Zbytu Maszynami Młyńskimi:-) Nie umniejsza to jednak faktu, że, parafrazując Gałkiewicza, mnie ta książka nie zachwyca; pomijam już to, że w wydaniu z 2024 roku literówek mamy co niemiara, a jeden z bohaterów na początku ma na imię Jan, a na końcu Stanisław – może tak miało być? Powieść drukowana była w 1973 roku w czterech dziennikach, zaś wydań zagranicznych doczekała się dwóch: w 1978 roku Słowacy wydali ją w antologii „4 detektívky”, a w 2024 roku rosyjskie wydawnictwo Orion z Niżnego Nowgorodu umieściło ją w dziewiątym tomie dzieł zebranych Jerzego Edigeya; przekładu dokonał Aleksandr Muchamiedow, a tytuł brzmi „Стакан чистой воды”.