Czerniawski Czesław – Jak tylko wróci z morza 509/2025

  • Autor: Czerniawski Czesław
  • Tytuł: Jak tylko wróci z morza
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 120000
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Jacka Pokrzywnickiego
LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Iwony Mejzy
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

O wyższości żytniej nad innymi

Czesław Czerniawski pojawił się na firmamencie powieści milicyjnej niepostrzeżenie i dosyć późno, u progu epoki gierkowskiej. Napisał ledwie kilka kryminałów, ale pozostawił istotny ślad w w gatunku, a to dwóch powodów. Po pierwsze powieści jego miały odcień marynistyczny, gdyż akcja rozgrywała się w Szczecinie lub ogólnie związana z morzem była.

Po wtóre zaś, z racji na głównego bohatera – kapitana Dolińskiego. Oficera z tuszą i miłośnika piwa; nieco gawędziarza, który prowadzi dochodzenie najchętniej zza biura, a natomiast w teren posyła dwóch podwładnych – sierżanta Antosiaka i plutonowego Adamiaka.

Takiego go poznajemy już w „Jak tylko wróci z morza” (zwróćmy uwagę, że kolejne tytuły mają zbliżoną etymologię – „Ta cholerna mgła”, „Nie wychodź na pokład po zmroku”). Czerniawski parał się głównie literaturą marynistyczną, a kryminały stanowiły pewne poszerzenie literackich dokonań.

W „Jak tylko wróci z morza” (120 tysięcy nakładu w Labiryncie, czyli mocne zaznaczenie) Doliński bada sprawę morderstwa niejakiej Stefanii Pawelec, której ciało zostaje znalezione zimą na cmentarzu. Kobietę ktoś udusił jej własna apaszką. W pobliżu ciała ślady sanek. A zatem, gdzie tak naprawdę miało miejsce morderstwo? Kolejna sprawa – dlaczego rodzina zawiadomiła milicję o zaginięciu Pawelec dopiero po wielu dniach. Doliński przesłuchując dzieci ofiary oraz jej męża dochodzi do wniosku, że relacje w tej rodzinie układały się fatalnie. Każdy ciągnął w swoją stronę, mąż był zdominowany, a dzieci niespecjalnie przepadały za matką. Czyżby zatem ktoś z rodziny? Już sam opis córki daje do myślenia: „Wysoka, krzepka dziewczyna jak rzepa. Twarz, jak u matki, o rysach raczej topornych, mogła przyciągać niejednego mężczyznę niemal dziecięca świeżością cery, soczystością warg i prowokującym wyrazem pełnych tupetu, a jednocześnie chytrości oczu.”

Ten trop zostaje jednak szybko porzucony, bo okazuje się, że pani Pawelec trudniła się pokątnym handlem odzieżą zachodnią szmuglowaną na statkach. W grę wchodził także proceder doczepiania metek modnych firm do wyrobów krajowej produkcji. W zatem trzeba szukać wśród kontrahentów od ciemnych interesów, uznaje Doliński. Trop wiedzie do dwóch kobiet oraz jednego mężczyzny. W trakcie śledztwa wychodzi także na jaw, że morderstwo miało miejsce w bunkrze, a zwłoki potem podrzucono na cmentarz. Sierżant Antosiak zabezpieczył na tę okoliczność butelkę po koniaku marki Chevalier de La Tour. Wyjaśnił przy tym, ze jest to ponoć trunek podłego gatunku i bywa nazywany w środowisku ludzi pływających „Śmiercią marynarza” lub „Kawalerem Denatur”. Przy okazji dowiadujemy się, że kapitan Doliński sam pijał niewiele i nieczęsto. Owszem, piwo, natomiast z wódek tylko żytniówkę. („Jest ostrzejsza w smaku – twierdził – a przede wszystkim nie pozostawia w gębie tego paskudnego fuzlowego posmaku jak inne). I faktycznie kilka razy trafiamy na sceny konsumpcji piwa w domu i w pracy (o zgrozo, i to przynoszonego z kantyny), a także wódki, która serwuje żona kapitana. Zresztą jest to kobieta kulturalna, gdyż ostatnio pochłonęła ją lektura „Ruchomego święta” Ernesta Hemingwaya (rzecz o paryskiej bohemie). Jako antykwariusz, stwierdzam, że mimo upływu lat tytuł ten wciąż cieszy się czytelniczym zainteresowaniem, co rzadkie. Wracając do Dolińskiego, to wcale nie pije on rzadko i może faktycznie wypiera jakąś wiedzę na swój temat. Ale na pewno ma mocną głowę, gdyż nigdzie nie ma wzmianki, był był kiedykolwiek pijany lub choćby podpity. Zachodzi także podejrzenie, że kapitan Dolińskie konsumpcje piwa w ogóle nie uważał za picie. O piciu można mówić wyłącznie w wypadku wódki. Recenzując „Tę cholerną mgłę” wspomniałem, że kapitan Doliński przypomina Szwejka, natomiast w „Jak tylko wróci z morza” znajdują się raczej aluzje do komisarza Maigreta, pada nawet nazwisko Simenon. Jak wiemy, komisarz Maigret także pijał piwo w pracy, natomiast snując się po paryskich kafejkach i zbierając informacje w kolejnych śledztwach często stołował się na mieście i zwykle też coś pił: calvadosa, piwo, białe wino, ale też inne trunki. Czyżby i Doliński i Maigret byli alkoholikami? Przy czym Dolińskiego widzimy zwykle w domu i budynku komendy. Od łażenia po mieście ma wspomnianych już podwładnych. Obaj śledczy też, poza oczywiście twardymi dowodami, posługują się nosem i znajomością natury ludzkiej.

Czytałem bez odruchu niechęci, a to już dużo.