- Autor: Czerniawski Czesław
- Tytuł: Jak tylko wróci z morza
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1976
- Nakład: 120000
- Recenzent: Iwona Mejza
LINK Recenzja Jacka Pokrzywnickiego
LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Kapitan Doliński lubi Baltic Beer
Zgodnie z obietnicą zabrałam się za spisywanie posiadanych kryminałów w podziale na polskie i zagraniczne i spisuję. Idzie mi wolniutko bo przynajmniej co drugi kryminał przeczytałabym od nowa i tak odkładam i odkładam i mobilizuję się maksymalnie żeby skończyć spisywanie do końca tygodnia. Robię to też z prostej ciekawości bo okazało się , że o wielu posiadanych kryminałach po prostu zapomniałam. Ale do rzeczy…….
Robiąc porządki znalazłam kryminał, którego jeszcze nie przeczytałam a zawsze to miła odmiana po powtórkach. Jest to typowy kryminał milicyjny Czesława Czerniawskiego „ Jak tylko wróci z morza”. Ponieważ nazwisko autora nic mi nie mówiło sprawdziłam w Wikipedii i okazuje się, że jest on autorem ponad dwudziestu książek w tym nagradzanych przez odpowiednie czynniki. Książka zaczyna się mało sensacyjnie, mamy Szczecin, brzydki, styczniowy dzień. Na biurko kapitana Dolińskiego pracującego w Wydziale Służby Kryminalnej Komendy Miejskiej trafia meldunek o zaginięciu kobiety – Stefanii Pawelec. I nie byłoby w tym meldunku nic takiego dziwnego , w końcu każdy może zaginąć , gdyby nie termin zgłoszenia zaginięcia , otóż kobieta wyszła z domu dwa tygodnie temu. Przez dwa tygodnie nikt się nie martwił o matkę, o żonę .Żona kapitana Dolińskiego zapytana przez niego jak można tak długo nie zgłaszać czyjegoś zaginięcia odpowiedziała krótko i celnie:” Ja myślę, że tej kobiety nikt nie kochał. Mało….. ze nikt jej nie lubił. I ze nikomu nie była potrzebna. To właśnie zwróciło uwagę kapitana Dolińskiego i kazało sięgnąć po telefon i wezwać jak to zwykle w kryminałach bywa człowieka do wszystkiego , czyli sierżanta Antosiaka. Akcja toczy się w miarę szybko, tworzą się nowe tropy, odnajduje się Stefania Pawelec. Kapitan Doliński zwany przez kolegów Komputerem co chwila sięga po telefon i zadaje pytanie, ewentualnie coś zleca. Podwładni mają mu dostarczać wiadomości , wykonywać polecenia, potwierdzać domysły , nie palić oraz przynosić z bufetu po butelce piwa Baltic Beer na śniadanie , obiad i kolację/ mamy rok 1976/ .Kapitan Doliński lubi i zjeść i wypić a co za tym idzie do chudeuszy nie należy. Odpowiedniej postury i gabarytów ceni sobie wygody zacisznego gabinetu i uwielbia działać za pośrednictwem telefonu. Jak sam twierdził:” Trzeba tylko umiejętnie korzystać z tego wynalazku i potrafić kierować zespołem- dowodził w gronie kolegów.-Wtedy zdobędzie się wszystkie potrzebne do rozwiązania sprawy informacje. Komputer –dodawał zwykle –także nie biega, nie rusza się z miejsca i sam nie zdobywa informacji. On tylko robi z nich właściwy użytek i wyciąga logiczne wnioski”.
Nie będę pisała kto i dlaczego- intryga nie jest zbyt skomplikowana . Jest wszystko co w tamtych czasach musiało być: cinkciarze, czyli handel walutą , oczywiście przemyt i podróbki markowych ciuchów sprzedawanych na pniu. Mnie w tej książce zafascynował właśnie kapitan Doliński, który po pierwsze co jest rzadkością nie palił i nie pozwalał palić w swojej obecności, postępował według swoich zasad , co nie zawsze podobało się przełożonym, ale miał wyniki…. pił piwo w godzinach pracy i innym też na to pozwalał a telefon był u niego podstawowym narzędziem pracy. W dobie telefonów komórkowych i laptopów dla każdego , taki kapitan nie zwróciłby niczyjej uwagi , ale to wszystko działo się w latach siedemdziesiątych i metody pracy kapitana Dolińskiego nie należały do standardów. Dla mnie ten kryminał i ten autor jest miłym rozczarowaniem i wiem, że jeżeli jeszcze gdzieś znajdę jego książki to sięgnę z nadzieją, że kapitan Doliński znowu prowadzi śledztwo.