Autor nieznany – Citroen nr A23422 143/2025

    • Autor: nieznany
    • Tytuł: Citroen nr A23422
    • Wydawnictwo: Spółdzielnia Wydawnicza „Prasa Demokratyczna – Nowa Epoka”
    • Czasopismo: Ilustrowany Kurier Polski (numery od 319/1951 do 50/1952)
    • Rok wydania: 1951/1952
    • Nakład: nieznany
    • Recenzent: Robert Żebrowski

„Polska to nie Chicago, takie sprawy nikomu tu płazem nie ujdą”

W każdym szanującym się komiksie obrazki uzupełniają się z tekstem. W tym „gazetowcu” tak nie jest, bo obrazki żadnej innej treści nie wnoszą, a jedynie ilustrują to, co zostało napisane. Dlatego „Citroen …” należy traktować jako opowiadanie sensacyjno-kryminalne z obrazkami. Drukowane ono było w kosztującym 15 gr „IKP” codziennie (z małymi wyjątkami), w okresie od 9/10 XII 1951 roku do 27 II 1952, w sumie w 62 odcinkach. W żadnym z nich nie pojawia się nazwisko ani autora tekstu, ani też rysunków (tym drugim jest podobno Ed, czyli Edmund Hejdak).

Akcja – prawie w całości – toczy się w Trójmieście, na przełomie lat 40. i 50.
Niejaki Fudryga, wraz z 6-7-letnim synkiem pieszczotliwie nazywanym „Cynamonkiem”, wyjechał na urlop do siostry mieszkającej w Gdyni. Okazało się, że niedawno spotkało ją nieszczęście. Jej dorosły syn – Stefan Łuczak, inżynier, kierownik jednego z biur konstrukcyjnych Stoczni Gdańskiej, znalazł się w szpitalu jako ofiara wypadku drogowego. Okazało się, że kiedy wracał motocyklem z pracy do domu, kierujący samochodem jadącym z naprzeciwka, specjalnie doprowadził do zderzenia z nim. Stefan stracił nie tylko przytomność, ale też dwie teczki – jedną bez jakiejś szczególnej zawartości, natomiast drugą z prawie już ukończonymi planami nowego motorowca, szybszego, tańszego w budowie i ekonomiczniejszego w eksploatacji od innych tego typu statków. O zdarzeniu tym został powiadomiony Urząd Bezpieczeństwa i MO.

Fudryga razem panną Barbarą Moczarską, praktykantką w biurze Łuczaka, a prywatnie sympatią inżyniera, postanowili podjąć działania zmierzające do odzyskania zaginionych planów. Nie było to jakoś zupełnie nierealne, bo z miejsca wypadku jego sprawcy zabrali tę teczkę, w której akurat planów nie było. Rozpoczęła się niebezpieczna, dla naszej dwójki, a właściwie – licząc ze spostrzegawczym „Cynamonkiem” – trójki, niebezpieczna rozgrywka z czteroosobową szajką imperialistycznych agentów pod przywództwem Anglika Donovana [jeden z jego ciemnych typów chyba nie przypadkowo ma na nazwisko Chruściel, czyli tak jak przywódca Powstania Warszawskiego – generał Antoni ps. „Monter”, szczerze przez komunistyczne władze w Polsce nienawidzony]. Posługiwali się oni samochodem marki Citroen (model Truction Avant, jakich przed wojną używali gangsterzy, w czasie wojny – gestapo, a po wojnie – Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego) o numerze rejestracyjnym: … „H11821 Bydgoszcz” (!!!). Sprawą zgodności numeru tablicy z tym wymienionym w tytule oraz tego jak się ona (nie) wpisuje w powojenne tablice rejestracyjne obowiązujące w Polsce nie będę się zajmował, bo szkoda mi na to czasu.

W opowiadaniu – poza „Cytryną” – występują jeszcze dwa pojazdy: milicyjny amerykański „Willys” bez plandeki (typ MB, znany pod nazwą „jeep”, trafiały do MO z LWP, które miało je od Armii Czerwonej zasilanej nimi w czasie II WŚ przez USA, w ramach umowy „Lend Lease”, a które dostarczane były na pokładach statków do portów w Murmańsku i Archangielsku) oraz należąca do Wojewódzkiej Rady Narodowej „Skoda” (nazywana „Tudor”, typ 1101 lub 1102, produkowana w latach 1946-1952). Poza tym, z peerelogizmów mamy jeszcze Ministerstwo Żeglugi (działało w latach 1947-1957) oraz bar „Oaza” w Gdańsku (przy ul. Oliwskiej w dzielnicy Nowy Port). Żaden z funkcjonariuszy UB lub MO nie jest wymieniony z nazwiska, a tylko dwóch milicjantów ze stopnia: podporucznik z I Komisariatu w Gdyni oraz major z Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku.

Myślę, że warto zapoznać się z tym „komiksem” w internetowej bibliotece z gazetami „IKP”, by wiedzieć jakiego typu dziełami raczono w latach 50. czytelników rodzimych dzienników, a było ich całkiem niemało: i komiksów, i wydających je gazet, i czytelników. W sumie opowiadanie to jest nieskomplikowane, naiwne, na siłę wydłużane i co jakiś czas nieumiejętnie, sztucznie i nachalnie nadziewane propagandą. Z uwagi na to, że obrazki z tej opowiastki są do niczego niepotrzebne, a do tego i mizerne (np. inżynier Stefan ma wydłużoną czaszkę niczym filmowi czy komiksowi Marsjanie), z samego tekstu można by stworzyć – niczym nie różniące się od innych – opowiadanie. Z innymi „komiksami” tej fali można by zrobić podobnie (wykaz ich jest dostępny). No a z kilkunastu już pozbawionych rysunków takich „gazetowców” można by stworzyć kolejny, jedyny w swoim rodzaju wolumin w „Serii z Warszawą”. Ja służę wykazem tych „komiksów”, ale szperać w gazetach musiałby ktoś inny. Czy warto? Na pewno!