Zbych Andrzej – Marsylia 105/2023

  • Autor: Zbych Andrzej
  • Tytuł: Marsylia
  • Wydawnictwo Radia i Telewizji
  • Seria: Życie na gorąco
  • Rok wydania: 1978
  • Nakład: 80000 egz.
  • Recenzent: Mariusz Młyński

Jacques Boissant, najemny pilot transportowy, oraz jego mechanik François Berner na zlecenie Charlesa de Suzanneta przewożą samolotem z Marsylii do Republiki Górnego Wybrzeża części maszyn rolniczych. Po awaryjnym lądowaniu na starej, wyboistej drodze okazuje się, że w beczkach zamiast oleju znajduje się broń dla rebeliantów.

Berner, który od początku wiedział o przemycie, ginie ukąszony przez węża, a nieświadomy Boissant ukrywa przed swoimi zleceniodawcami mapę z zaznaczonym miejscem przechowywania broni. Pilot chowa mapę w samochodzie swojego syna Jean-Paula, a następnie zostaje złapany i zamordowany przez siepaczy de Suzanneta. Jean-Paul postanawia przyjechać do Warszawy i skontaktować się z redaktorem Majem, który pomoże mu znaleźć zabójców ojca – członków organizacji „W” podległych demonicznemu doktorowi Gebhardtowi.

Serial „Życie na gorąco” już w momencie pierwszej emisji czyli w 1978 roku wywoływał skrajne emocje i został niemalże odsądzony od czci i wiary. Powodem takich reakcji był główny bohater, redaktor Maj zwany polskim Jamesem Bondem i grany przez Leszka Teleszyńskiego – ludziom, którym ograniczano wyjazdy za granicę ciężko było wmówić, że zwykły redaktor bez żadnych problemów przemieszcza się po całym świecie i w takiej sytuacji tak naprawdę jest po prostu agentem Służby Bezpieczeństwa. Ten fakt, a także pospolita przaśność i siermiężność serialu powodowały dużą niechęć do niego i trzeba przyznać, że i dziś wywołuje on bardziej uśmieszek politowania niż zaintrygowanie. A tymczasem książeczka będąca prawdopodobnie podstawą scenariusza wcale nie jest taka zła – mamy tu dość wiarygodną intrygę, solidne osadzenie w historii i geopolityce i nawet dość ciekawą akcję. Po odkryciu w internecie i obejrzeniu tego odcinka „Życia…” wydaje mi się, że znalazłem to, co różni książkę od serialu: w serialu prawdziwa rola Maja jest ukryta i niedopowiedziana, ale łatwo się jej domyślić, wiemy jedynie, że swoje zadania wykonuje na zlecenie Komisji do Spraw Obserwacji Pokoju przy Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. W książce autor nie owija w bawełnę i w jednej ze scen pisze wprost, że pułkownik Rybacki z KG MO uważa Maja za człowieka, który „działa na niezbyt jasnej dla naszych władz zasadzie”, zaś chwilę potem, gdy redaktor niemalże przejmuje przesłuchanie podejrzanego, Rybacki mówi mu: „panie Maj, gdyby zechciał pan u mnie pracować…”; można też się zastanowić, po co redaktorowi zapalniczka z miniaturową kamerą, którą kupił od amerykańskiego dziennikarza podejrzanego o współpracę z CIA. Widać więc, że autor książki stworzył coś trochę innego niż reżyser serialu i pozostaje pytanie – dlaczego? Może gdyby serial był bardziej dosłowny i pokazywał Maja wprost jako agenta nie byłby taką karykaturą? A wracając do książki – w sumie można te 96 stron łyknąć w jeden wieczór i zobaczyć jak w PRL-u próbowano stworzyć polskiego Jamesa Bonda. Można też znaleźć w internecie ten odcinek serialu i porównać z dość wierną treścią książeczki ale przede wszystkim trochę podrzeć łacha: Gdynia udająca Marsylię, budynek Wydziału Nawigacji Uniwersytetu Morskiego udający siedzibę doktora Gebhardta ale przede wszystkim scena przekazywania dokumentów mająca chyba przypominać finałową scenę na cmentarzu w „Dobrym, złym i brzydkim” ale w rzeczywistości będąca rozkosznie tandetną i rozpaczliwie siermiężną – ale dzięki temu zapadającą w pamięć.