Warzecha Jarosław – Afera żyrardowska 9/2023

  • Autor: Warzecha Jarosław
  • Tytuł: Afera żyrardowska
  • Wydawnictwo: KAW
  • Rok wydania: 1986
  • Nakład: 30000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Warszawa i warszawka, czyli niezapomniany klymat starej warsiaskiej ulycy

Recenzowana przeze mnie książka nie jest kryminałem milicyjnym. To powstały w czasach PRL-u fabularyzowany dokument dotyczący głośnej Afery żyrardowskiej z lat 30. ubiegłego wieku. Afera ta dotyczyła zakładów wyrobów lnianych w Żyrardowie, a dokładnie procederu sprzedaży jej, jako majątku Skarbu Państwa, francuskiemu przemysłowcowi Marcelowi Boussacowi za niewielki procent jej rzeczywistej wartości oraz wyprowadzania jej majątku za granicę.

Spółka wykazywała fikcyjne straty, aby uniknąć płacenia w Polsce podatków i wypłacania dywidend grupie polskich akcjonariuszy mniejszościowych. Zyski były wyprowadzane do Francji poprzez wymuszanie na przedsiębiorstwie zakupu stamtąd surowców po zawyżonych cenach. Ponadto w Polsce sprzedawano (i to bez cła) francuskie towary z logo zakładów żyrardowskich. Ekspertyza sądowa wykazała, ze nadużycia na szkodę skarbu państwa polskiego sięgnęły kwoty 25 mln zł. W związku z tą aferą dokonano również zabójstwa dyrektora zakładów.

„Afera żyrardowska” liczy 124 strony, a jej cena okładkowa to 100 zł. Autorem jest Jarosław Warzecha (ur. w 1947 r.) – dziennikarz, prozaik i dramaturg. Pisanie książki ukończył w dniu 31 XII 1983 roku (wydana była w 1986). Narracja w niej prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się głównie w Warszawie i Żyrardowie. W dniu 26 kwietnia 1932 roku w Warszawie na ul. Mazowieckiej, vis a vis cukierni (kawiarni) „Ziemiańska” (funkcjonowała w latach 1918-1944 jako miejsce spotkań poetów, literatów, artystów, aktorów, adwokatów i dziennikarzy), były pracownik fabryki lniarskiej – Julian Błachowski dokonał zabójstwa dyrektora tejże fabryki, ob. Szwajcarii – Gastona Koehler-Badine’a, poprzez oddanie do niego dwóch strzałów z rewolweru. Sprawcę ujął oficer rezerwy Romocki i przekazał przodownikowi Policji, który go zatrzymał i doprowadził do komisariatu na ul. Świętokrzyskiej. Stamtąd przewieziono go do aresztu w Arsenale przy ul. Długiej. Sprawę przekazano do prowadzenia sędziemu śledczemu.

Reporter Andrzej Wirski z redakcji „Wieczoru Warszawskiego” zajął się tą sprawą od strony dziennikarskiej. Ze strony kryminalnej wszystko było jasne, ale należało wyjaśnić tło zbrodni. Wirski był bardzo pracowity i sumiennie dokonywał ustaleń.

Jak się okazało w fabryce regularnie i metodycznie działano na szkodę pracowników. Spowodowano lokaut, by z sześciu tysięcy zatrudnionych, z powrotem przyjąć do pracy tylko połowę. Dyrektor Koehler zwalniał ludzi z dziwnych powodów np. za dużego wzrostu (197 cm), siwych włosów lub – u kobiet – „bilardowych nóg” (czyli zbyt grubych). Wyznawał zasadę: „To my jesteśmy tutaj u siebie, a Polaków trzeba traktować jak nicponi i idiotów”. Zdawało mu się, że Polska to kolonia afrykańska, gdzie robotnika można gnębić i maltretować. Ponadto do pracy przyjmowano dzieci jeszcze przed ukończeniem 15-go roku życia, nie ubezpieczano ich, a młodocianych zwalniano zanim nabyli prawo do urlopu lub większych zarobków. Stosowano też rażące dysproporcje przy wynagrodzeniach. Przykładowe zarobki miesięczne: dyrektor administracyjny – 6 000 zł, Błachowski (jako urzędnik) – 550 zł, młode dziewczyny: 22 zł, emeryt (po 50 latach pracy w tym zakładzie) – 8 (słownie: osiem) zł. Wydano również okólnik, że robotnik, który ujawni tajemnicę zakładów podlega grzywnie w wysokości 1200 zł.

Sprawę zabójstwa rozpatrywano w III Wydziale Karnym Sądu Okręgowego w Warszawie, mającego swą siedzibę w Pałacu Paca przy ul. Miodowej 15 (obecnie mieści się tam Ministerstwo Zdrowia). Przewodniczył jej wiceprezes sądu przy udziale dwóch sędziów, oskarżał jeden prokurator, w imieniu rodziny zabitego wystąpiło trzech adwokatów, a oskarżonego broniło dwóch. W dniu 31 października wydano wyrok. Błachowskiego skazano na karę pięciu lat więzienia (po trzech latach został warunkowo zwolniony).

W czasie prowadzonego dochodzenia dziennikarskiego Wirski zapoznał Jadwigę Romanównę – sekretarkę jednego z obrońców w procesie. I on, zadeklarowany kawaler, zwyczajnie zakochał się w niej i chciał się z nią ożenić. Jadzia jednak wcześniej zapomniała mu powiedzieć o jednej bardzo ważnej sprawie, a tak naprawdę o dwóch…

Książka jest dość ciekawa, napisana w przystępny sposób i przekazująca trochę informacji obyczajowych z II RP. Dowiedziałem się z niej np., że zakłady lniane składały się z przędzalni, tkalni, farbiarni, roszarni, międlarni i czesarni, oraz że w Warszawie piło się: whisky „White Horse”, koniak „Martell”, lwowską wódkę „Krupnik” od Baczewskiego, mocną, wytrawną, żydowską wódkę „pejsachówkę” pod gęsie udka „U Joska” (knajpa „U Grubego Joska” mieściła się przy ul. Rynkowej 7 – dawna ulica Gnojna – a słynęła z flaków z cegłą i gęsiej nóżki na złoto; obecnie przy ul. Elektoralnej 24 funkcjonuje „Gruby Josek” serwujący kuchnię międzywojennej Warszawy), a także piwo (niezidentyfikowane) pod schabowego z kapustą.