- Autor: Rudzki Jan
- Tytuł: Wilkołaki
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1967
- Nakład: 30304
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
Na początku 1945 roku z kwatery pułkownika Otto Skorzenego w Friedenthal zostają wysłani do Festung Breslau żołnierze, którzy przyjmują nazwę Wehrwolf; na miejscu mają występować jako robotnicy z Górnego Śląska i prowadzić akcję dywersyjną wśród stacjonujących pod miastem Rosjan.
Po szesnastu latach były esesman Willi Meyer przyjeżdża do Wrocławia, odnajduje dawnych towarzyszy i informuje ich, że w jednej z willi na Oporowie znajduje się ukryta znaczna suma dolarów; głównym celem Meyera jest jednak namówienie Alberta Tkaczyka, jednego z byłych żołnierzy Wehrwolfu, do działalności szpiegowskiej.
Obawiałem się, że ta książka może być kolejnym propagandowym bełkotem i atakiem na dyżurny, „labiryntowy” czarny charakter czyli generała Reinharda Gehlena, szefa niemieckiego wywiadu; tymczasem otrzymujemy historyjkę w stylu „Złota dla zuchwałych” w PRL-owskich realiach. Książka nie jest więc typową przestrogą przed skutkami współpracy z pozostałościami po okupantach, tylko sensacyjną opowiastką o wydobyciu skarbu – a przy okazji informacją o tym, że milicja stale czuwa. Powieść tak właściwie niczym nie zaskakuje, od początku łatwo się domyślić kto jest zdecydowanie negatywną postacią, kto męczy się z dylematami, a kto już dawno temu przeszedł na jasną stronę mocy; domyślamy się też, że prawdziwy skarb wcale nie znajduje się tam, gdzie wszyscy się spodziewają; wiemy też, że milicja udaremni plany wroga. Trzeba jednak przyznać, że książka napisana jest dość przyzwoicie; na pewno ratuje ją brak nachalnej propagandy i milicyjnego bełkotu; czyta się ją nawet dość dobrze, choć chwilami trafiają się sceny, które można „przelecieć po łebkach”; powiedzieć jednak trzeba wprost, że dziś może ona zainteresować chyba tylko znawców tematu – całej reszty ta tematyka już na pewno nie obchodzi.