Różni autorzy – Słownik literatury popularnej 70/2023

  • Autor: Różni autorzy
  • Tytuł: Słownik literatury popularnej
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego
  • Rok wydania: 2006
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Jak poloniści z Wrocławia flekują powieść milicyjną

Mimo upływu lat stosunkowo niewiele powstało opracowań dotyczących polskiej powieści milicyjnej. Klasykiem tematu i punktem odniesienia dla wszystkich pozostaje Stanisław Barańczak. Nie tylko zresztą jako autor „Książek najgorszych”, bo przecież w różnych latach publikował eseje na temat powieści milicyjnej. Pierwszą próbą całościowego zmierzenia się z tematem podjęła Dorota Skotarczak w próbie analizy gatunku – „Milicja, otwierać” (pisałem swego czasu recenzję tej książki). Obie powyższe publikacje ciekawe, ale pozostawiają niedosyt u takich maniaków, jak Klubowiczki i Klubowicze z Mordu. Szukamy zatem nawet drobnych informacji, gdzie tylko się da. Sięgnijmy zatem do „Słownika literatury popularnej” pod redakcją Jana (Tadeusza? – dop. red.) Żabskiego (wydanie 1 – 1997, wydanie 2 – 2006, w formie niezmienionej na naszym odcinku, ale za to w twardej oprawie).

Mamy tu tradycyjny alfabetyczny układ haseł, przy czym poza biogramami wybranych autorów, są także omówienia niektórych powieści, gatunków, czy serii wydawniczych. Po przejrzeniu liczącego blisko 800 stron tomu znajdujemy w zasadzie 4 (słownie: cztery) interesujące nas hasła – 3 biogramy i omówienie jednej serii wydawniczej. Po kolei zatem. Kobiety piszące kryminały milicyjne reprezentuje jedynie Barbara Gordon (ani słowa o Annie Kłodzińskiej czy Helenie Sekule). Wykaz części tytułów, wzmianka o mecenasie Zamorskim jako głównym bohaterze książek Gordon oraz mocna ocena krytykująca natrętną tendencyjność i ideologiczną spolegliwość. Przez to właśnie „powieści milicyjne są zwykle chybione artystycznie”. Zarzut ten jak mantra powtarza się przy informacji o Jerzym Edigeyu i Zygmuncie Zeydlerze-Zborowskim. Natomiast warto zaznaczyć, że Barbara Gordon stawiana jest wyżej od dwóch wspominanych gigantów milicyjniaka, gdyż wyróżnia się ona „wyższą organizacją materiału literackiego” (co by to nie znaczyło – przyp.mój). Zwraca się także uwagę na to, że autorka lepiej niz inni przedstawiciele gatunku oddają PRLowską rzeczywistość. Czy ja wiem? Można by się tu spierać. Natomiast trzeba oddać Barbarze Gordon, że poza kryminałami pisała także prozę obyczajową oraz powieści dla młodzieży.

O Edigeyu jest bardziej chłodno – socjalistyczni milicjanci działający w socjalistycznym państwie. Oczywiście wychodzi skuteczność i pochwała działań organów, co z kolei daje konkluzję o tendencyjności ideologicznej. Mamy także zarzut o braku zagadki kryminalnej i braku moralnych dylematów. Jak to, mecenas Ruszyński nie miał dylematów. Zawsze wahał się, czy spotkać się z tą, czy może z tamtą. W nocie o Zeydleru-Zborowskim słusznie wzmiankuje się, że major Downar działa w porozumieniu ze swoimi ludźmi, a zatem podnosi się wysiłek zbiorowy. Natomiast naciągana jest teza, że u Zborowskiego większość przestępców ma hitlerowską przeszłość i usiłuje ja ukryć, rzucając w wir przestępstw na terenie naszej ojczyzny. Redaktor Anna Matuszewska, autorka hasła o Zeydlerze poświęciła kilka zdań powieści „Major Downar przechodzi na emeryturę”, co chwalebne. Natomiast tajemnicą pozostaje wybór tego tytułu, ani szczególny, ani najlepszy, w jakże obfitym dorobku autora.

Cóż, fajnie że są wzmianki o Gordon, Edigey i Zborowskim, ale dla odbiorcy, który miał jakiś kontakt z wcześniej wydawanymi słownikami pisarzy polskich, wydaje się to pójściem na łatwiznę. Wychodzi na to, że kto raz załapał się do słownika czy leksykonu jest potem wspominany w kolejnych. Natomiast, jak Anny Kłodzińskiej nie było wcześniej nigdzie, tak i tu jej nie ma. Oczywiście zawsze można się bronić, że chodziło jedynie o reprezentantów gatunku i że tych, co tu mamy, wystarczy.

Natomiast w pełni autorskim dorobkiem omawianego słownika jest samodzielne hasło serii wydawniczej „Ewa wzywa 07”. Oczywiście na plan pierwszy wysuwa się tu gloryfikacja milicji i tworzenie pomostów między organami a obywatelami. Po raz pierwszy mamy także silną tezę polityczną. Sugeruje się mianowicie, że seria powstała doraźnie, na fali wydarzeń marcowych 1968 roku i celem było podniesienie upadłego autorytetu formacji. Ponadto pojawia się ten sam zestaw zarzutów, co zawsze: natrętna dydaktyka, moralizatorstwo, gloryfikacja milicjanta jako takiego. Wiele zeszytów serii obfitowało w nudne opisy śledczych procedur, grafomańskie opisy przyrody i analizy psychologicznie na poziomie powieści dla pensjonarek. Zaś znaczącą poczytnością cieszyły z się z braku możliwości wyboru, stanowiąc substytut (co za piękne, choć nieco zakurzone słowo) dobrej literatury kryminalnej. Chyba ktoś tu zapomniał, że w końcu lat 60. mieliśmy już na rynku i Agatę Christie, i Conan Doylea, i Simenona, i Chandlera i Gardnera i wielu innych ze światowej pierwszej ligi. „Ewa” była oczywiście przaśna, miejscami prymitywna i niezamierzenie śmieszna, ale była nasza. I taką do dziś wszak pozostała. Teraz nawet bardziej.