Ross MacDonald – Zdradliwa toń 502/2023

  • Autor: Ross MacDonald
  • Tytuł: Zdradliwa toń
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Prószyński i S-ka
  • Seria: Lew Archer, tom 2
  • Rok wydania: 1997
  • Przekład: Marek Fedyszak
  • Recenzent: Mariusz Młyński

W biurze Lew Archera pojawia się Maude Slucum, kobieta, która wprawia detektywa w irytację, gdyż nie potrafi jednoznacznie określić, po co przyszła. W ręce kobiety wpadł anonimowy list zaadresowany do jej męża, oskarżający ją o zdradę małżeńską.

Zadanie detektywa miałoby polegać nie tyle na odnalezieniu nadawcy, ile na dopilnowaniu, by w przyszłości nie nadeszło więcej kompromitujących ją listów. Archer niechętnie przystępuje do pracy, gdyż nie może znaleźć żadnego tropu, którym mógłby podążyć; zmienia jednak zdanie, gdy podczas przyjęcia w domu Slocumów topi się teściowa Maude, Olivia Slocum. Policja sugeruje, że głównym podejrzanym jest Pat Reavis, szofer Slocumów, jednak Archer nie jest do końca przekonany o jego winie; sytuacja dodatkowo się komplikuje, gdy schwytany przez detektywa Reavis zostaje brutalnie zamordowany, a Maude Slocum popełnia samobójstwo. Śledztwo przynosi zaskakujące i szokujące rozstrzygnięcie, a przy okazji odsłania małomiasteczkowe tajemnice – korupcję, podejrzane interesy i ukrywane rodzinne sekrety.

„Zdradliwa toń” to druga książka z cyklu o Lew Archerze i widać, że powoli kształtuje się typowy „archerowy” klimat, który jest tu jeszcze odrobinę surowy, ale już bardziej wyrazisty niż w pierwszej książce serii, czyli „Ruchomym celu”. O ile jednak nastrój wydaje się coraz bardziej charakterystyczny dla twórczości MacDonalda, o tyle styl pisarstwa jest mało oryginalny, bardzo zbliżony do twórczości Dashiella Hammetta, przedwojennego klasyka czarnego kryminału. Taka była jednak twórczość MacDonalda: kilka pierwszych książek było wzorowane na powieściach innych twórców – albo Hammetta, albo Mickey’a Spillane’a; dopiero ósma książka z serii o Archerze, „Sprawa Galtona”, będzie miała ten charakterystyczny, smutnawy nastrój. W paru momentach widać jednak zalążki „archerowej” stylistyki: gdy detektyw zaczyna w swoim stylu prowadzić dochodzenie, Maude Slocum pyta go: „Stara się pan zagrzechotać rodzinnymi kościotrupami?”, a później mówi mu: „Zadaje pan tyle pytań. Ciekawa jestem, co pana do tego skłania? Umiłowanie sprawiedliwości, prawdy?”. Widzimy też pewną pogardę dla Archera ale też chyba dla całej detektywistycznej braci: „Jest pan dostatecznie inteligentny i przystojny, by wykonywać ciekawszą pracę, a już na pewno pracę cieszącą się większym poważaniem” – niejeden raz w taki sam sposób traktowano Philipa Marlowe’a; Archer na taką zaczepkę odpowiada, że ma sumienie „biedne ale własne”. Dowiadujemy się też kilku kolejnych informacji o detektywie: służył w policji pięć lat i zwolnił się, gdyż „zbyt wiele było spraw, gdzie wersja oficjalna nie przystawała do znanych mi faktów”, a żona rozwiodła się z nim w zeszłym roku, gdyż „ponoć znęcałem się nad nią psychicznie”. Pojawia się tu również dodatkowa ciekawostka: dwuznaczność; Archer po wyjaśnieniu sprawy z reguły wykazuje wiele zrozumienia dla przestępców, można powiedzieć, że w pewnym sensie ich usprawiedliwia, mimo litości i zrozumienia nie uważa jednak, że powinni uniknąć kary; tu zaś finał dochodzenia jest lekko intrygujący – oczywiście nie zdradzę go, ale potencjalnych czytelników uprzedzam, że mogą być zaskoczeni.

Generalnie jest to książka przyzwoita, może trochę „niedzisiejsza”, ale przypominam, że została napisana w 1950 roku, więc na zawrotne tempo nie ma co liczyć – zresztą fani czarnego kryminału nigdy go nie oczekiwali. Powieść została zekranizowana w 1975 roku, w roli detektywa po raz kolejny nazywającego się Lew Harper wcielił się Paul Newman; polskie wydanie książki było tym razem tylko jedno i miało ono miejsce w 1997 roku.