- Autor: Rewera Kamil
- Tytuł: Obiekt nr 17
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1974
- Nakład: 120000
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Jarosława Kiereńskiego
LINK Recenzja Wiesława Kota
Kapitan Paweł Kordel z kontrwywiadu wojskowego otrzymuje od kolegi z WOP informację, że w odległości półtorej mili od granicy polskich wód terytorialnych, na wprost Orlego Cypla dryfuje niemiecki trałowiec „Trave” z kapitanem Hansem-Helmutem Klose, „Diabłem Bałtyku”, na pokładzie.
Po zakończeniu wojny Klose, marynarz zdolny i odważny aż do zuchwalstwa został zwerbowany przez Anglików, Amerykanów i Niemców Zachodnich do pracy wywiadowczej; początkowo przerzucał szpiegów na brzegi Polski, ZSRR i NRD, a później prowadził obserwację wybrzeża, urządzeń portowych i obiektów wojskowych. Przełożony Kordela, komandor Surowa, uważa, że wizyta okrętu może mieć związek z rozpoczęciem prac budowlanych przy obiekcie nr 17, który widać z miejsca dryfowania trałowca i podejrzewa, że mógł w związku z tym wystąpić przeciek informacji. Tymczasem Kordel wraz z redaktorem Gustawem Ziarnikiem z lokalnego „Głosu” oraz Iwanem Nikiforowem z Tallinna udają się do Rynu na Mazurach na „kombatancką pielgrzymkę” – w tamtejszym zamku Rosjanin przebywał podczas wojny jako jeniec; z kolei inny podwładny Surowy, podporucznik Szlaga, nawiązuje w Hamburgu kontakt z rzekomym filatelistą Kurtem Oltenem, który namawia go do współpracy z niemieckim wywiadem. Te trzy wątki łączą się ze sobą.
To, że autor tej książki nie jest literatem tylko przedstawicielem kontrwywiadu wojskowego widać na kilometr – treść jest mało potoczysta, intryga stylizowana jest na twórczości Alistaira MacLeana ale brakuje jej pisarskiej lekkości, a język udaje swobodny ale tylko udaje. Historia jest dość wiarygodna ale psuje ją łopatologiczna zero-jedynkowość – Niemiec musi być pokazany zdecydowanie negatywnie czyli muszą być wobec niego użyte zwroty: dziadyga lub nieforemny olbrzym; Polacy zaś są wzorami godności i honoru. Akcja umiejscowiona jest dość niekonsekwentnie: w Niemczech mamy szczegółowe opisy Hamburga, a w Polsce mamy przedstawiony Ryn ale z kolei port znajduje się w mieście w którym jeżdżą tramwaje, widać z niego pełne morze i blisko jest z niego na Bornholm. Jest parę merytorycznych błędów: okręt „Trave” raz jest trałowcem, a raz ścigaczem; są drobne błędy stylistyczne, jest wtręt o poznanym Żydzie, który wyjechał z Polski w 1968 roku, bo „tak się złożyło”; wszystko to składa się na książkę, która ulatuje z głowy szybko i niczego po sobie nie pozostawia.