- Autor: Raymond Chandler
- Tytuł: Żegnaj, laleczko
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: z Jamnikiem
- Rok wydania: 1969
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Waldemara Szatanka
Co tu dużo gadać – każdy szanujący się czytelnik kryminałów powinien znać tę książkę choćby ze słyszenia; okazją do nadrobienia zaległości dla tych, których jej nie znają jest nowe tłumaczenie z 2022 roku.
Osobiście uważam jednak, że jest ono trochę zmanierowane i dlatego dobrze jest mieć pod ręką tekst oryginalny, który jest do znalezienia w internecie. Tak też zrobiłem – i od tej pory zastanawiam się, jak przetłumaczyć zdanie: „Malloy is the name. They call me Moose Malloy, on account of I’m large”. We wszystkich tłumaczeniach od 1969 roku ta zwalista postać była przewrotnie nazywana Myszką Malloyem, w oryginale wychodzi mi Łoś Malloy – a tymczasem Bartosz Czartoryski uznał, że będzie to Mamut Malloy; przyznam, że lekko mi to zgrzyta ale cóż, taka licentia poetica. Dziwi mnie jednak, że przy wszechobecnej poprawności politycznej tłumacz pozostawił tu określenia czarnuch, smoluch lub brudas.
A sama treść to już dziś klasyka gatunku – „Myszka grasuje na wolności. Wyszedł z kicia. Włóczy się z czterdziestką piątką w ręku. Dziś rano zabił jakiegoś Murzyna na Central Avenue, bo tamten nie chciał mu powiedzieć, gdzie jest Velma. Szuka teraz tego judasza, co go osiem lat temu wydał”. Velma to „szykowna, ruda laleczka”, która „śpiewała i tańczyła. Miała ładne nóżki i nikomu ich nie żałowała. I gdzieś przepadła”; Marlowe postanawia ją odnaleźć ale śledztwo utyka w martwym punkcie. Tymczasem do biura detektywa zgłasza się Lindsay Marriott, bogaty dandys, któremu złodzieje proponują odsprzedać za osiem tysięcy dolarów biżuterię skradzioną jego partnerce i który chce, by Marlowe mu towarzyszył jako ochroniarz. Na miejscu detektyw zostaje ogłuszony, Marriott zabity, a osiem tysięcy skradzione; Marlowe postanawia jednak odzyskać naszyjnik i udaje się do jego właścicielki, Lewin Lockridge Grayle, która sugeruje mu odpuszczenie sprawy. Marlowe nie byłby jednak sobą, gdyby posłuchał tej rady – i w efekcie zostaje nafaszerowany narkotykami i ogłuszony, poznaje skorumpowanych policjantów, szantażystów i przekupionego burmistrza Bay City; w końcu jednak doprowadza do spotkania Malloya z Velmą.
Tę książkę można czytać w nieskończoność i nigdy się nie znudzi; jest tu wszystko, czego się oczekuje od dobrego kryminału: pokręcona intryga, gorzka atmosfera, kapitalne, cięte dialogi i świetnie nakreślone postacie, których nie jest za dużo – i, oczywiście, cała kopalnia odzywek, złotych myśli czy, jak to się potocznie mówi, „tekstów”: „Czułem się jak amputowana noga”, „Obiad smakował jak zniszczona torba listonosza” albo „Whisky to nic dobrego, chyba że jako lekarstwo”. Chandler dokonał tu, jak to sam określał, „kanibalizacji” wcześniejszych opowiadań – zainteresowanym polecam znalezienie zbioru „Człowiek, który lubił psy”; z czterech zawartych tam nowel autor wykorzystał trzy i zmontował z nich „Laleczkę”. Co ciekawe, pojawiają się w nich pierwowzory Marlowe’a czyli detektywi Carmady oraz John Dalmas; Malloy nazywa się tam Steve Skalla, a Velma ma na imię Beulah. W „Laleczce” pojawia się też Anna Riordan, córka nieprzekupnego policjanta z Bay City; opatruje ona zmaltretowanego Marlowe’a i łączą ją z nim dość przyjazne stosunki – pojawi się ona jeszcze za 19 lat w opowiadaniu „Ołówek”, a trzy lata wcześniej była ona początkującą dziennikarką Carol Pride. Samo Bay City przedstawione jest tu jak swoiste państwo w państwie: skorumpowane, nieprzyjemne i złe; już dwa lata wcześniej w opowiadaniu „Bay City Blues” Chandler pokazał to miasto w nieprzychylnym świetle i wydaje mi się, że w ten sposób zawarł tu własne złe wrażenia z mieszkania w latach trzydziestych w Santa Monica.
Można więc tę książkę czytać i czytać, miała ona w Polsce dziewięć wydań; można też obejrzeć film z 1944 roku pod tytułem „Murder, My Sweet” lub z 1975 roku z Robertem Mitchumem jako Marlowe; jest też jakaś dziwna, telewizyjna ekranizacja z 1942 roku pod tytułem „The Falcon Takes Over” – pojawia się tu kilka postaci z „Laleczki” ale sam Marlowe nie. Wszystko jednak przebija polski trzyczęściowy spektakl z 1989 roku – widziałem go wieki temu i szkoda, że nie można go nigdzie znaleźć. Piotr Fronczewski jako Marlowe, Grażyna Szapołowska jako Velma, Bogusław Linda jako przekupny burmistrz – ale przede wszystkim Władysław Komar jako Moose Malloy. Tego się już nie da odzobaczyć!