- Autor: Brumell Bernard
- Tytuł: Ostatni dzień na północnej plaży
- Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX
- Seria: Biblioteczka Ziem Zachodnich
- Rok wydania: 1963
- Nakład: 30350
- Recenzent: Robert Żebrowski
Rana goi się gorzej po alkoholu
O Bernardzie Brumellu (pseudonim?) wcześniej nie słyszałem i nie mam informacji, o jakiejkolwiek innej jego książce. „Ostatni dzień na północnej plaży” liczy 86 stron, jego cena okładkowa to 5 zł, narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego. Akcja toczy się toczy się w roku 1962 lub 1963.
Janusz – główny bohater, narrator, mieszkaniec Warszawy, otrzymał depeszę: „Henryk nie żyje. Pensjonat Dalia. Biały Brzeg. Województwo szczecińskie. Kora”. I od razu wyjaśniam pojęcia: Henryk to młodszy brat Janusza i lekarz „wczasowy”, Biały Brzeg to fikcyjna miejscowość nad morzem, województwo szczecińskie to ziemie odzyskane, a Kora to była żona adresata depeszy.
Janusz po przybyciu na miejsce przeprowadził szereg rozmów: najpierw z Korą, potem z Ewą – koleżanką Heńka, ratownikami – Zbyszkiem i Stefanem, pielęgniarką z gabinetu „wczasowego”, kierownikiem pensjonatu „Dalia” – w którym mieszkał Heniek – Malcem, właścicielem kwatery noclegowej Kory – Szczepańskim oraz jego bratem – rybakiem, gośćmi w „Albatrosie”, w tym pacjentką lekarza „wczasowego”. Ustalił, że jego brat – młody, zdrowy, doskonały pływak – wypłynął ze strzeżonej północnej plaży, uderzył głową o jeden z pali falochronu, odniósł poważną ranę i utopił się, a jego zwłoki odnaleziono po trzech dniach. Co ciekawe na trasie do boi, którą płynął, nie było falochronu. Żeby po drodze uderzyć w pale musiałby płynąć z niestrzeżonej plaży.
Janusz, za radą księdza-spowiednika, u którego był w kościele (rzecz niespotykana w peerelowskich kryminałach), nie spoczął i robił wszystko, by odnaleźć mordercę, bo nie wątpił, że jego brat został zamordowany. Nie było łatwo, bo jego rozmówcy albo kłamali, albo coś ukrywali. Nie było spokojnie, bo podświadomie czuł, że musi bardzo szybko wyjaśnić tę sprawę, bo potem może być za późno. Nie było bezpiecznie, bo morderca krył się gdzieś w mroku i już planował kolejne zabójstwa. I tak to w tej atmosferze kłamstwa, tajemnicy, pośpiechu i zagrożenia samotny kowboj bez broni szykował się do pojedynku z groźnym rewolwerowcem. I ani tamtejszy sierżant milicji, ani mieszkańcy, ani też wczasowicze, choć próbowali, nie byli stanie mu w tym pomóc…
PRL-ogizmy: gazeta „Przekrój”, piosenki – „Ananasy” (z roku 1960) „Duetu Egzotycznego” oraz „Jimmy Joe” (z roku 1962) Karin Stanek.
Książka zwykła, krótka i mało odkrywcza, ale atmosfera, w jakiej się toczy akcja, jest naprawdę ciekawa.