- Autor: Korkozowicz Kazimierz
- Tytuł: W cieniu przekleństwa
- Wydawnictwo: Estymator
- Seria: Kryminał z myszką (e-book)
- Rok wydania: 2023
- Nakład: nie dotyczy
- Recenzent: Grzegorz Musiałowicz
„Każdy ma swoje odciski, które go pieką”
Jeden z dwóch niepublikowanych kryminałów Kazimierza Korkozowicza, autora trzech niejako epok. Debiutował bowiem przed wojną „Domem grozy”, pisał intensywnie w epoce PRL-u, tu objawia się nam w nowym ustroju na początku lat 90. „W cieniu przekleństwa” to odnaleziona trzy dekady później, sprawnie napisana, choć operująca wytartymi kliszami i wędrująca po znanych dobrze koleinach, klasyczna opowieść sensacyjna zdradzająca przedwojenny życiorys autora.
Akcja toczy się w ośrodku wypoczynkowym (czy nie przypomina nam to „Trzeciej rakiety” tegoż autora?!). Tenże ośrodek staje się areną tajemniczych zdarzeń, ingerencji ciemnych mocy, aż wreszcie padających trupem bohaterów. Krótko zarysowany początek historii to wydarzenia sprzed wojny. Autor „przelatuje” więc całe swe dorosłe życie, lądując z akcją w czasach sobie współczesnych, gdy znienawidzoną milicję ledwo co przemalowano na raczkującą policję. Ta odzwierciedla swoje czasy – jest przeciętna i bezbarwna. Za to w treści można sobie pozwolić na wulgaryzmy. Oraz odrobinę erotyki, jednak jedno i drugie z umiarem.
I tak jak – niestety – w napisanym dwa lata wcześniej „Zapachu pieczeni”, tak i tu pisarz nie domyka paru wątków, przez co zostaje nam lekkie uczucie niedosytu. Zapewne twórca, zdając sobie sprawę z niedoskonałości obu powieści, nie zdecydował się na ich publikację. Gdyby tak postępowali autorzy niektórych kryminałków, oszczędziliby nam czas i nerwy. Ale Korkozowicza akurat to nie dotyczy. To autor sprawny, doświadczony i na mielizny rzadko mu się zdarza trafiać. Nie pożałujemy więc czasu poświęconego na lekturę. Poziom bowiem książka trzyma. A dla miłośników takiej literatury każde odkryte po latach dzieło znanego autora to zawsze radość i dreszczyk oczekiwanych emocji. Tych trochę mamy, nie za dużo wprawdzie, ale wysoki kunszt autora nawet w tak banalnej historii jest czymś wartym uwagi. Pomyślałem, że kiedyś byłaby to kieszonkowa powieść, umilająca nudną podróż pociągiem. Dziś musimy zadowolić się e-bookiem. Moje pokolenie jednak tęskni za papierowymi wydaniami jako nośnikiem treści…
Ale wracamy – do miejsca akcji. Skoro ośrodek zbudowany na fundamentach średniowiecznych ruin, to muszą być podziemia. I są, a skoro są, muszą odegrać swoją rolę. I odgrywają. Klątwa wisi nad pewnymi paniami? To klątwa musi się wypełnić. Autor sprowadza jednak czytelnika na manowce, sugerując sprawstwo ciemnych mocy i dość długo podtrzymuje w czytelniku to źródło rzuconej przed laty anatemy. Niemniej Korkozowicz tym razem buduje opowieść dostojniej, dozuje emocje, nie pędzi szaleńczo jak we wspomnianym „Zapachu pieczeni”, daje odetchnąć i poczuć atmosferę zdarzeń. A to wzmaga oczekiwanie, cóż jeszcze się zdarzy i który świat wygra – realny czy nadprzyrodzony. A prawie do samego końca autor trzyma nas w miłej niepewności. W pewnym momencie obawiałem się nawet, w jakim kierunku popłynie autor (w 1990 roku ma wszak 83 wiosny już). A wiemy, co zrobił w pewnym momencie Nienacki ze swoim sztandarowym bohaterem…
Kazimierz Korkozowicz funkcjonował zawsze jakby na obrzeżach literatury kryminalnej, dając palmę pierwszeństwa swoim powieściom historycznym. Nie aspirował do elity, którą tworzyli Edigey, Sekuła, Kłodzińska czy nawet jego rówieśnik Kostecki. Może to i dobrze, że coś schował na potem? Bowiem każda odkryta powieść znanego autora to dla miłośników powieści sensacyjnej prawdziwe „cacko”. Lubią oni takie niespodzianki i marzą o kolejnych. Bo dla tychże czytelników smutna bywa chwila, gdy zdadzą sobie sprawę, że ulubionego pisarza znają już wszystko. A tu mamy aż DWIE powieści. Czyli nie tylko nieszczęścia chadzają parami.
Doświadczony nestor polskiej powieści pod sam koniec zostawia nam w treści pewien drobny testament. Bo świat nasz jest linearny, płynny, jedne pokolenia przemijają, nastają kolejne i trzeba im przecież zostawić wytyczne. Miejmy tylko nadzieję, że kolejne pokolenia zechcą ten testament wypełnić.