- Autor: Raymond Chandler
- Tytuł: Siostrzyczka
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1983
- Przekład: Piotr Kamiński
- Recenzent: Mariusz Młyński
W 1943 roku, po „Tajemnicy jeziora” Raymonda Chandlera zauważyło Hollywood; Billy Wilder postanowił współpracować z nim przy pisaniu scenariusza „Podwójnego ubezpieczenia”. Współpraca z Fabryką Snów trwała ponad trzy lata, Chandler szybko dał się poznać jako „lekarz dialogów”, a scenariusz do „Ubezpieczenia” został nominowany do Oscara. Już w trakcie współpracy z Paramountem pisarz zaczął pisać „Siostrzyczkę” ale przerwał ją i długo nie był w stanie jej kontynuować; pisząc ją przez cały cały czas był w podłym nastroju ze względu na pogarszający stan zdrowia żony. „Siostrzyczka” została w końcu wydana w 1949 roku i osobiście uważam ją za najlepszą książkę Chandlera.
W biurze detektywa zjawia się Orfamay Quest z Manhattanu w stanie Kansas, a jej wybór nie jest przypadkowy – „Marlowe ma siedem liter, a Philip Marlowe ma razem trzynaście”. Orfamay chce, by detektyw odnalazł jej brata, Orrina, który od kilku miesięcy nie daje znaku życia; chłopak „ma taki bardzo drogi aparat fotograficzny, którym lubi robić ludziom zdjęcia, kiedy nie patrzą”. Marlowe szybko odkrywa, że to właśnie fotograficzna pasja doprowadziła do zaginięcia Orrina Questa – chłopak zrobił zdjęcie na którym znana aktorka Mavis Weld, siedzi w lokalu w towarzystwie Steelgrave’a, gangstera z Cleveland; sęk tylko w tym, że Steelgrave powinien tego dnia przebywać w więzieniu. Detektyw podejrzewa, że Steelgrave podczas tej lewej przepustki zabił innego gangstera, Sunny’ego Moe Steina oraz Orrina Questa, który prawdopodobnie chciał go szantażować zdjęciem z lokalu; udaje się więc do Mavis Weld i szybko domyśla się, że jest ona siostrą Orrina i Orfamay. Rodzeństwo postanowiło właśnie ją, a nie Steelgrave’a szantażować zdjęciem, a Orfamay, bojąc się, że Orrin zgarnie cały zysk dla siebie stwierdziła, że wynajmie Marlowe’a do odnalezienia brata.
Niby wszystko po staremu: błyskotliwe dialogi, świetne opisy postaci („Dyszał jak stary ford z obluzowaną uszczelką”), gorzkawy nastrój, cierpki finał; za co więc można się w tej książce bez pamięci zakochać? Ta powieść doskonale oddaje samopoczucie Chandlera w czasie jej pisania; w wielu momentach widzimy Marlowe’a dręczonego niemocą i chyba nawet depresją („W czyim interesie tym razem osobiście podrzynam sobie gardło? Nie jesteś dziś człowiekiem, Marlowe. Może nigdy nie byłem i nigdy nie będę. Może jestem porcją ektoplazmy z licencją detektywa. Może wszyscy powoli stajemy się tacy w tym zimnym, niedogrzanym świecie, gdzie zawsze dzieją się rzeczy niewłaściwe, a nigdy właściwe”). Mamy tu trochę satyryczny opis kręcenia filmu w Hollywood; mamy trochę defetyzmu, kiedy Marlowe mówi, że Los Angeles nie ma kręgosłupa i jest neonowym slumsem; mamy tu całe mnóstwo złotych myśli detektywa oraz, jak to się mówi, „tekstów”; wszystko jednak przebija zgorzknienie, świadomość starości i osamotnienie Marlowe’a („Może jest gdzieś przyjaciel, którego ucieszy dźwięk twojego głosu? Nie. Nie ma. Niech zadzwoni telefon, proszę. Niech ktoś do mnie zadzwoni i podłączy mnie z powrotem do ludzkości. Nikt nie musi mnie kochać. Tylko chciałbym już zejść z tej zamarzniętej gwiazdy”). I to właśnie ten autentyzm powoduje, że „Siostrzyczka” nie jest już zwykłą kryminalną historią ale wręcz przypowieścią o męskiej samotności – tylko z czego ta samotność wynika? Pewną odpowiedzią może być dialog Marlowe’a z Orfamay Quest: „– Dlaczego się nie ożeniłeś? – Nie mam do dyspozycji tego, czego potrzeba tym kobietom, z którymi chciałbym się ożenić. A tych innych nie trzeba wcale prowadzić do ołtarza. Wystarczy je uwieść, o ile one nie zrobią tego szybciej”. I dzięki temu gorzkawemu nastrojowi ta książka jest tak dobra i już kilka razy przeczytana.
Zekranizowano ją raz pod tytułem „Marlowe”, miało to miejsce w 1969 roku, widziałem ten film dobrych kilka lat temu i uważam, że reżyserowi dość zgrabnie udało się lekko zmienić tło akcji i wpleść intrygę w klimat lat sześćdziesiątych; detektywa zagrał James Garner, a w roli opryszka demolującego jego biuro pojawił się Bruce Lee.