Mitzner Zbigniew (Szeląg Jan) – Zenit i nadir 258/2023

  • Autor: Mitzner Zbigniew (Szeląg Jan)
  • Tytuł: Zenit i nadir
  • Wydawnictwo Adam Marszałek
  • Seria: brak
  • Rok wydania: 2006
  • Nakład: nie podano
  • Recenzent: Grzegorz Musiałowicz

Pomniki stoją albo się je obala, a w komisie nie chcą brać płyt z radziecką muzyką

„Człowiek leżał twarzą do ziemi. Wokół nie było żadnych śladów walki. Spojrzałem na zegarek. Była 6.15.” Tak zaczyna się powieść, z pozoru sensacyjna, być może nawet szpiegowska?

To złudzenie po chwili jednak pryska. Autor, odważny felietonista swoich czasów, piszący jako Jan Szeląg, pozostawał w cieniu żony, znanej pod pseudonimem Barbara Gordon. Z jednej strony odważny PPS-owski ideowiec, z drugiej – inteligent będący w pewnym sensie częścią systemu. Jest dziś praktycznie zapomniany. Pisząc (recenzowane wcześniej przeze mnie) „Mroki dnia”, w standardowej formie kryminału zawarł opowieść o ludziach i ich moralnych dylematach, o kondycji naszego społeczeństwa. Druga z jego książek – „Zenit i nadir” – także zaczyna się w klimacie powieści sensacyjnej. Kryminałem jednak, podobnie jak „Mroki dnia”, zdecydowanie nie jest.

Napisana w 1957 roku, na opadającej już fali odwilżowej, powieść jest odważnym głosem w dyskusji o czasach stalinowskich. Ze względu na treść oraz opisywane postaci przegrała z cenzurą PRL-u jako „powieść szkalująca ustrój” i dopiero dzięki synowi autora, Piotrowi Mitznerowi, ujrzała po pół wieku (!) światło dzienne. Jest przejmującym świadectwem tamtych czasów, przeraża opisami terroru i walk w strukturach partyjno-rządowych, co przekłada się na losy wplątanych w te zdarzenia – nierzadko przypadkowo i nierzadko bez własnej woli – ludzi.

Mamy więc kobiety – uwikłane po jednej i po drugiej stronie oraz przedwojennych ideowych lewicowców. Postaci notabla Magnusa posłużyła osoba Jakuba Bermana, wysokiego komunistycznego działacza (jego pokrętne wyznania po latach są dostępne w książce Teresy Torańskiej). Ja odkrywam w Magnusie także pewne cechy Władysława Gomułki. Karol, osamotniony oficer UB, to postać skomplikowana, ale czy ostatecznie ważna? Stary weterynarz, którego autor wprowadza jako partnera ostatniej rozmowy z Magnusem, odgrywa istotniejszą odeń rolę w podsumowaniu rozważań autora, zaś Marek, postać z „grupy wyklętej” to jakby sam właśnie autor. I to te postaci obnażają rzeczywiste oblicze ówczesnego ustroju, który okazał się krwawym eksperymentem na żywym organizmie społeczeństw.

Żyjemy dziś w całkiem innych czasach i nawet ci z nas, którzy pamiętają okres komunizmu z lat zdecydowanie późniejszych, nie mają właściwie wiedzy o tym najmroczniejszym czasie głębokiej, ponurej komuny lat 1949-1956. Stąd trudno nam dziś pojąć krwawe bestialstwo, jakie panowało wówczas w Polsce. Autor, głęboko zaangażowany w zachodzące w kraju przemiany, rzekłbym „ideowy idealista”, w cztery miesiące napisał książkę, na wydanie której w istniejących warunkach politycznych nie było szansy. Władze nie potrzebowały powieści, która aż tak obnaży bezsens i okrucieństwo zawarte w genach systemu komunistycznego. Ten system zresztą – co autor zdaje się wypychać ze swej świadomości – jest niereformowalny, jak praktycznie każda dyktatura. A zwłaszcza „dyktatura proletariatu”, w której sam proletariat jest ofiarą systemu stworzonego dla jego dobra.

Jednak wtedy, dla pamiętających czasy sanacji, doświadczonych boleśnie biedą i niesprawiedliwością, nowy system jawił się jako szansa na lepsze jutro. Odrodzone wcześniej, raptem na dwie dekady, państwo polskie sprawiedliwe nie było, a „rachunki krzywd” pozostały niewyrównane. Kapitalizm w tamtych czasach – nie tylko w Polsce – zbierał obfite żniwo ludzkich tragedii. Stąd lewicowe idee, atrakcyjne dla pewnej części społeczeństwa (i wsparte po wojnie sowieckimi bagnetami), zyskiwały w tej grupie poparcie. Duch społecznego egalitaryzmu dla ludzi z nizin społecznych musiał być kuszący, dla części był okazją do zemsty za rzeczywiste czy wyimaginowane krzywdy, za rozpanoszenie sanacyjnych elit, jak również szansą na odbicie się od dna i karierę w „nowym, wspaniałym świecie”.

Nie wiemy, czego oczekiwał po swoim dziele autor. Napisał powieść bardziej rozrachunkową niż dyskusyjną. Tak głęboko obnażył w niej system, że skazał się na lata niebytu. Rozpoczynając powieść wizerunkiem nieboszczyka wciąga nas powoli w treść, jakże inną od sensacyjnej fabuły. I w treści tej dokonuje wiwisekcji komunizmu, owego czasu „błędów i wypaczeń”. Widzimy ludzi oceniających sytuację z różnych punktów widzenia, oczami kolejnych widzimy coraz większe bezsensy budowanego siłą ustroju. Ustroju wyniszczającego, trwoniącego cenny kapitał społeczny. Widzimy rodzącą się bierność społeczeństwa, którego część zresztą została do tej bierności przymuszona przez tłumienie inicjatywy do działania czy to gospodarczego, czy społecznego – jedno i drugie musi się toczyć pod pełną kontrolą systemu. Dostrzegamy ocean paradoksów tamtego czasu, sukces półprzeciętności i ćwierćinteligencji, zapadanie się społeczeństwa w marazm. I to wszystko w jednej, niezbyt grubej (niecałe 150 stron) książce…

Na autorze cieniem położył się Marzec 1968 roku, który po raz kolejny rozwiał jego złudzenia. Być może już przeczuwał, czym to wszystko się skończy? Myślę, iż to dotkliwy ból widzieć, jak umierają idee, którym poświęciło się życie. Po Marcu 1968 – jak pisze jego syn Piotr Mitzner – autor ciężko zachoruje i będzie to ostatni rok jego życia. Wcześniej niepowodzeniem i bolesnym rozczarowaniem zakończy się próba jego mediacji jako dziekana Wydziału Dziennikarstwa pomiędzy strajkującymi studentami a władzami Uniwersytetu Warszawskiego. Załamany porażką Zbigniew Mitzner umiera w grudniu. W tym samym miesiącu, dziewiętnaście lat później odejdzie jego żona, Larysa Zajączkowska-Mitzner. Czy ma to jakieś symboliczne znaczenie? Nie wiem. Jednak oboje tworzyli literaturę tak szczerą i tak pozwalającą dziś na poznanie tamtych niełatwych czasów, że należy obojgu oddać szacunek.

Warto, aby miłośnicy kryminałów tamtego okresu sięgnęli po tę pozycję (jest jeszcze dostępna część nakładu). Takie uzupełnienie dla tła propagandowej literatury milicyjnej przyda się do bliższego poznania, jak powstawał absurdalny świat, w którym toczą się akcje naszych „ulubionych” kryminałów.