Matteo Sarto – Trzy dni śledztwa 302/2023

  • Autor: Matteo Sarto alias Ireneusz Iredyński
  • Tytuł: Trzy dni śledztwa
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Seria: seria z Podkową
  • Rok wydania: 1959
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Miłości tyle co śledztwa

Ireneusza Iredyńskiego (1939-1985) kojarzymy przede wszystkim jako głośnego ongiś dramaturga, autora słuchowisk radiowych oraz poetę. Na początku swej drogi twórczej pisał on również utwory kryminalne. Oczywiście czynił to pod pseudoninami i dzis mało kto kojarzy tę część dorobku autora „Żegnaj Judaszu”. Tym bardziej, że raczej nie traktował tych dokonań śmiertelnie poważnie.

W roku 1958 ukazała się w prestiżowej serii Klub Srebrnego Klucza powieści „Ryba płynie za mordercą”, podpisana pseudonimem Umberto Pesco. A owym Umbertem był właśnie Ireneusza Iredyński. „Ryba” została swego czasu zrecenzowana przez Klubowicza Rafała Figla (185/2010). Co ciekawe kryminał ten został potem dwukrotnie wznowiony, już pod właściwym nazwiskiem. Rafał trafnie odczytał książkę jako formę zabawy literackiej, określając powieść jako biały kryminał, w odróżnieniu od czarnego kryminału, rzecz jasna. Mylił się jednak w dwóch kweistiach. Po pierwsze – prawdziwe nazwisko Iredyńskiego nie brzmi Kapusto, tylko…Iredyński. Po drugie „Ryba płyniew za mordercą” nie była jedynym kryminałem Iredyńskiego. Oto miałem niedawno w ręku książeczkę „Trzy dni śledztwa”, wydaną w legendarnej serii Śląska – Złota Podkowa.

Autorem tego tytułu jest niejaki Mattero Sarto, a głównym bohaterem zaś prywatny detektyw nazwiskiem..Matteo Sarto. Podobnie było w „Rybie”. Tam detektywem był…Umberto Pesco. To oczywiście nic dziwnego. Znamy wszak przypadek Joe Alexa, na co słusznie zwrócił uwagę Klubowicz Figiel. Natomiast personalia Matteo Sarto nic mi nie mówiły. Przeczytałem tę licząc niewiele ponad 50 stron minipowieść (tradycyjnie w Złotej Podkowie pomieszczono jeszcze kilka drobniejszych utworów innych autorów) i zauważyłem, że jako tłumacz figuruje…Ireneusz Iredyński, byłem w domu. Umberto Pesco, Matteo Sarto oraz Ireneusz Iredyński to jedna osoba w trzech odsłonach. Cóż, Iredyński był znany z ciągłej z gry, z czytelnikiem i całym światem jednocześnie. Nie wykluczyłbym, że jeszcze kiedyś spotkamy kolejne utwory, których autorem był Iredyński, a pozornie nic na to nie wskazywało.

„Trzy dni śledztwa” to lekki kryminałek, w którym detektyw Matteo Sarto zostaje poproszony o odnalezienie obrazów skradzionych w pewnej galerii. Rabusie spowodowali zbiegowisko pod budynkiem, wykorzystując kuferek z manekinem mającym sugerować, że chodzi o zwłoki. Sarto rusza tropem manekina i trafia do pracowni lalkarskiej. Tam chwyta trop i już nie odpuszcza. W międzyczasie poznaje w kawiarni dziewczynę w typie Antonelli Lualdi (włoska aktorka, rocznik 1931, szatynka, u nas mało znana) i od tego momentu zajmuje się równolegle śledztwem i dziewczyną. Rita od razu decyduje się na intymną relację i najbliższego ranka budzi u boku Sarto. Wyraża także chęć pewnego przedłużenia znajomości – mianowicie informuje rodziców, że musi wyjechać na trzy dni. Zapewne tu mamy wyjaśnienie tajemnicy tytułu – miłość zaplanowano na trzy dni i śledztwo takoż. Tak sobie autor pogrywa z czytelnikiem i wielkim uczuciem zarazem. Czas mija detektywowi szybko i sprawy mkną do przodu w zakładanym tempie. Nie brakuje mordobicia i zdań w rodzaju: „-Czy chcesz kilka lat swego życia spędzić w budynku, którego okna są okratowane? – spytałem.”. Natomiast za grosz refleksji egzystencjalnych. To oczywiście mogoby przyjść z czasem. Niestety Iredyński twórczości kryminalnej nie kontynuował. A szkoda.

Wszystko wskazuje na to, że „Ryba płynie za mordercą” oraz „Trzy dni śledztwa” powstały w zbliżonym czasie. Był to burzliwy czas w życiu Ireneusza Iredyńskiego. Rosnąca sława pisarza, jego awanturniczy tryb życia, a jednocześnie ogromny wdzięk i inteligencja ściągały na niego chmary kobiet. Matteo Sarto to w pewnej mierze alter ego autora.