- Autor: Masłoń Krzysztof
- Tytuł: Bananowy song
- Wydawnictwo: Świat Książki
- Rok wydania: 2006
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Migawki z Anną Kłodzińską w tle
Na książkę Krzysztofa Masłonia „Bananowy song” trafiłem przypadkiem, przeglądając kolejny stos tytułów w antykwariacie przed szybką decyzją – na półkę, na witrynę, czy na makulaturę.
Oczywiście kojarzyłem Masłonia jako redaktora dziennika „Rzeczpospolita”, gdzie zajmował się (a może i nadal zajmuje) literaturą. Zwrócił także moją uwagę podtytuł – „Moje lata 70.” I tu od razu mnie tknęło. Powinno być chyba coś o powieści milicyjnej epoki Gierka. Postanowiłem poddać książkę wyrywkowej lekturze – składa się z ponad 50. krótkich migawek. Autor (rocznik 1953) na swój prywatny sposób rozprawia się z PRLem. Jest krytyczny i odżegnuje się od często spotykanego ocieplania tych czasów, w duchu – byliśmy młodzi, więc było pięknie, ale jednocześnie pisze lekko, z polotem, anegdotycznie. Tu i ówdzie wyziera wisielczy humor. Było przaśnie, głupio, zamordystycznie, bezsensownie, absurdalnie, ale przecież wszystko można jakoś przerobić na humor. Inaczej to tylko się powiesić. Jest więc i o Breżniewie, i o Hermaszewskim, i o Leninie, organizacjach młodzieżowych, życiu teatralnym i filmowym, cenzurze, czytelnictwie, gitowcach, piciu wina rizling (pisownia za „Królewną” Piwowarczyka, nie za Masłoniem – podkreślam, że i kapitan Gleb i Masłoń konsumowali ten sam trunek) i dziesiątkach innych spraw. Wielkie miesza się z małym. Wszystko zaś podlane ironicznym sosem. PRL skrzy się feerią barw. Można czytać ciągiem lub na wyrywki. I każdy – zależnie od wieku i doświadczeń – będzie miał dziesiątki różnych skojarzeń. Na przykład tytuł „Bananowy song” dla mnie kojarzy się z brakiem i jednoczesnym pożądaniem bananów w dzieciństwie, jako symbolu czegoś nieosiągalnego. Mniej jako przebój grupy „Vox”, choć również. Natomiast pojęcie bananowej młodzieży, czy też kontekst Marca 68 znam już tylko z publicystyki.
Nie ukrywam. Liczyłem, że będzie coś o powieści milicyjnej, szpiegowskiej i jej autorach. I coś niecoś się znalazło. Masłoń nie zawiódł. No i może odrobina…milicyjnej intuicji.
W rozdziale o hipisach autor pochyla się nad samą Anną Kłodzińską i jej powieścią „Wrak”. Co ciekawe, Masłoń nie powołuje się tu na wydanie w serii z Jamnikiem (Czytelnik 1973), tylko na rok wcześniejszy pierwodruk prasowy. Powieść zaczęto bowiem drukować 19 lutego 1972 roku na łamach „Sztandaru Młodych”. Zacytowany został cały pierwszy akapit. Dla oddania kultowości dzieła i ja zacytuję za Masłoniem: „Hipy obsiadły skwer, ich ulubione miejsce prócz letniej herbaciarni. Siedzieli rządkiem na ławkach, wszystko długowłose, przeważnie brodate, cicho o czymś rozmawiali”.
Masłoń dodaje od siebie, że chodziło o skwer przy pomniku Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu. Cóż, nie musiałby czynić tego uzupełnienia, gdyby dysponował książkową wersją „Wraka” (sięgam półkę z Jamnikami i porównuję), gdzie pierwsze zdanie zaczyna się od: „Hipy obsiadły skwer przy pomniku Mickiewicza (…)”.
Z wersji książkowej dowiadujemy się także, że wspomniana herbaciarnia to lokal w parku Łazienkowskim. Widzimy zatem, że pierwotny tekst powieści podlegał istotnej, ubogacającej redakcji, zanim przybrał wersję znaną z edycji samodzielnej. Chyba Masłoń jej nie znał. A zatem zapewne nie posiada dzieła w swoich zbiorach, co może niepokoić. Cieszy natomiast fakt, że prawdopodobnie posiada odcinki wycięte ze „Sztandaru Młodych”, czego z kolei zazdroszczę.
O atencji Krzysztofa Masłonia dla Anny Kłodzińskiej świadczy druga wzmianka jej poświęcona. Tym razem w rozdziale „Git-ludzie”. Tu z kolei określa ją jako milicyjną literatkę z „Życia Warszawy”. Cytat o gitowcach pochodzi zatem zapewne z tego dziennika, choć nie podano numeru, ani roku: „Nieliczni mięczakowaci pseudogitowcy bardziej straszą, niż szkodzą”. Tu autor sięga do własnej biografii, mając zdanie przeciwne niż Kłodzińska, jako wychowany na Gibalaku, czyli morderczym wolskim przyczółku.
W „Bananowym songu” znajdziemy również znaczące odniesienia do twórczości Mariana Reniaka – pisarza i agenta w jednym, ale to już może okazja do refleksji w odrębnym tekście. Tymczasem niech Anna Kłodzińska wybrzmi pełnią kultowości.
„Bananowy song” to niezmiernie ciekawa lektura, szczególnie z punktu widzenia 53-latka, którym jeszcze chwilę jestem. Być może jakieś znaczenie ma fakt, że Krzysztof Masłoń opublikował książkę w roku 2006. Miał wówczas 53 lata. Nie tylko powieść milicyjna rządzi się przypadkiem.