- Autor: Korkozowicz Kazimierz
- Tytuł: To ja, umarły…
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1974
- Nakład: 120339
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
Znakiem charakterystycznym powieści Kazimierza Korkozowicza było ich kameralne umiejscowienie – i tak jest tutaj: mamy oto schronisko w Bieszczadach i położoną w jego okolicy wojskową bazą remontową.
W schronisku oprócz turystów mieszka kilku pracowników bazy, kierowniczka, pracownicy obsługi oraz kilka osób już zasiedziałych. Leniwą atmosferę zakłóca przeczytana w prasie informacja o wykonaniu wyroku śmierci na Cezarym Komasie, pracowniku bazy oskarżonym o kradzież kryształków do noktowizorów i zastrzelenie strażnika. Wkrótce obsługa odkrywa systematycznie odsuwane od stołu krzesło na którym siadał Komasa, niektórzy ludzie słyszą podejrzane głosy, jedna z kobiet zdradza objawy zatrucia kawą, a Piotr Barcza, jeden z pracowników bazy, zostaje znaleziony martwy na okolicznej stacji wąskotorówki. Do schroniska przybywa major Szeruda z WSW, który szybko dowiaduje się, że Barcza mógł mieć jakąś koncepcję w związku ze sprawą Komasy; zaczyna też jednak podejrzewać, że ktoś celowo wytwarza w schronisku atmosferę strachu – pytanie tylko kto i dlaczego?
A dalej jest jeszcze ciekawiej: duchy, porwanie, pościg z udziałem policyjnego helikoptera, strzelanina, szyfrowane informacje, a nawet seans spirytystyczny – a wszystko z lekkim przymrużeniem oka i w stylistyce godnej angielskich klasyków. Czyta się tę książkę lekko, akcja toczy się potoczyście, intryga jest wciągająca i lekko zwariowana, a postacie wyraziste i wiarygodne. Przede wszystkim jednak nie ma tu zbyt wiele „Labiryntowej” propagandy; owszem, jest kilka wzmianek o szpiegostwie przemysłowym ale nie rażą tak bardzo, jak mogłyby razić; poza tym rozwiązanie intrygi jest nie tak oczywiste, jak można by się spodziewać. Ogólnie jest więc nieźle – i chyba dlatego książka miała w 1990 roku, kiedy seria „Labirynt” stała już na krawędzi grobu, swoje drugie wydanie. I tu ciekawostka: w 1974 roku książka miała tytuł „To ja, umarły…”, na okładce drugiego wydania czytamy „To ja. Umarły”, a na stronie tytułowej „To ja, umarły” – ale przynajmniej nazwisko autora nie jest przekręcone.