-
- Autor: Korkozowicz Kazimierz
- Tytuł: Siedmioramienny świecznik
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: Różowa okładka
- Rok wydania: 1975
- Nakład: 100260
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
Raoul Bonivarde, który w czasie wojny był pułkownikiem i szefem grupy wywiadowczej „Annabella”, od lat szuka sturmführera Waltera Clestila, szefa gestapo w Montfort, żeby pomścić śmierć brata i czterech partyzantów; pomaga mu w tym Kamil Brańczyc, obecnie dziennikarz, a przed laty podwładny pułkownika w Ruchu Oporu.
Tymczasem Ewa Fontenay, sekretarka niejakiego Monda, szefa agencji teatralnej, dwa razy otrzymuje ostrzeżenie, by strzegła się człowieka z Montfort, który jest blisko niej. Wkrótce Alicja Lavery, żona wziętego adwokata, zaprasza Ewę Fontenay do swego letniego domu w Pontoise pod Paryżem; w czasie weekendu atakuje Ewę Filip Volbert, miejscowy kobieciarz zajmujący się szemranymi interesami, który za chwilę pada martwy ugodzony w plecy sztyletem. Niedługo potem Mond zostaje znaleziony otruty na jednej z paryskich ulic; obydwie sprawy łączy ze sobą komisarz Allenbeck.
Nie będę ukrywał, że rozczarowała mnie ta książka – jest ona po prostu nijaka i chaotyczna; trudno nawet coś poważnego na jej temat napisać. Wszystko jest tu jakoś dziwnie naciągane – postacie są sztuczne i posługują się dziwnie drętwym językiem; intryga rozłazi się na wszystkie strony i początkowy, intrygująco się zapowiadający motyw poszukiwania ukrywającego się szefa gestapo schodzi na odległy plan, a niektóre rozwiązania fabuły trącą dość dużą naiwnością; irytuje też to, że bohaterowie mają swoje nazwiska ale już imiona mają polskie – to tak, jakby o wokaliście duetu Wham! mówić Jerzy Michael, o księżnej Walii Katarzyna Middleton, a o aktorce Elżbieta Taylor. Książce brakuje takiego luzu, jak w innej powieści autora, „Będę zamordowana” czy atmosfery groteski z „Trzeciej rakiety”; jedynym elementem jaki utkwił mi w pamięci jest fakt, że w biblioteczce Tomasza Varese, emerytowanego profesora wynajmującego pokój Ewie Fontenay są książki Georgesa Simenona, Rossa MacDonalda i Erle’a Stanleya Gardnera. Podejrzewam więc, że za tydzień nic z tej powieści nie będę pamiętał – szkoda, bo większość książek autora jest naprawdę dobra.
Książka pierwotnie była drukowana w latach 1959 i 1960 w aż pięciu dziennikach; w czterech przypadkach pod tytułem „Koguty pułkownika Bonivarde’a” – po wojnie pułkownik został właścicielem kurzej farmy – a w jednym „Ostatnia akcja pułkownika Bonivarde’a”. Czemu na wydanie książkowe czekano aż piętnaście lat? Nie wiem, w każdym razie właśnie tym tytułem – według moich obserwacji – zapoczątkowano KAW-owską serię kryminałów wydawanych w latach 1975 – 1990.
Aha, i jeszcze jedno: klubowicz Robert pisze, że u niego na okładce tej książki jest sześć świec – a u mnie, z jakiej strony by nie liczyć, czy od lewej czy od prawej, jest siedem.