Kaczorowska Zofia – Strzał na Mokotowskiej 395/2023

  • Autor: Kaczorowska Zofia
  • Tytuł: Strzał na Mokotowskiej
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Prawnicze
  • Seria: Smok
  • Rok wydania: 1988
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Recenzja Marzeny Pustułki

Warszawskie salony, kobiety fatalne i kilka zgonów

Zofia Kaczorowska jest autorką 11 powieści kryminalnych, jak również 3 spektakli Teatru Polskiego Radia, m.in. niewydanego wcześniej w formie książkowej – „Czarny kot Michaliny” (jeśli jest to kryminał, to może udałoby się go wydać w „Serii z Warszawą” – byłby to naprawdę duży sukces).

Książka liczy 146 stron, a jej cena okładkowa to 300 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Warszawie (przez parę stron także w Paryżu), w latach 1938-39 (jest już „w obiegu” piosenka Aleksandra Żabczyńskiego „Już nie zapomnisz mnie”), potem w roku 1965 (występuje pewna 60-letnia kobieta, która w roku 1935 miała trzydzieści lat), a na koniec gdzieś w latach 80. (bdb).

Adela Kornicka – córka dyrektora przedwojennej Fabryki Drutów Stanisława Kornickiego – młoda, ładna i bogata odrzuciła zaloty podtatusiałego mecenasa Wacława Gradkiewicza – gwiazdy warszawskiej palestry, nie zwróciła uwagi na młodego anemicznego Romana Powelskiego, a na męża wybrała sobie Wiktora Neniewskiego (nazywanego „Pięknym Wiko”) – hulakę, bawidamka i utracjusza. Tego wyboru nie pochwalił jej ojciec, a brat Leon Kornicki zdecydowanie się temu przeciwstawił i zerwał z nią kontakty. Małżeństwo Leona w tym samym czasie rozpadło się. Jego żona – Żaneta Powelska (siostra Romana) wyszła za mąż za kapitana piechoty – Wolwicza. Mimo tego w dalszym ciągu przyjaźnił się z jej bratem. „Wiko” natomiast szybko przehulał cały majątek na zabawy, hazard i łajdactwa. Kiedy stanął na skraju bankructwa, wysłał Adę do jej brata, by pożyczyła od niego pieniądze. Ta – nadal kochająca męża nad życie – zgodziła się na to upokorzenie i poszła do mieszkania Leona na ul. Mokotowskiej (ulica w dzielnicy Śródmieście). Ten jednak wyśmiał ją i odmówił przekazania pieniędzy. W jakiś czas potem w mieszkaniu znaleziono jego zwłoki. Okazało się, że został zastrzelony z rewolweru „Browning” (firma ta nie produkowała rewolwerów, ale pistolety – zwane „belgijkami”), a z jego domu skradziono aż 100 tysięcy złotych, które miał przygotowane dla swojej byłej żony w ramach rozliczeń finansowych.

Główną podejrzaną stała się oczywiście Adela. Jej obrony podjął się … odrzucony przez nią Gradkiewicz. Kobieta do niczego się nie przyznała, w ogóle odmawiała wyjaśnień, a jedyne, co powiedziała swojemu obrońcy to to, że w mieszkaniu brata słyszała czyjąś jeszcze obecność. Przebiegu procesu i rozstrzygnięcia sądowego zdradzać nie będę.

W roku 1965 Igor Wolwicz, syn Żanety – primo voto Kornicka oraz kapitana Wolwicza, na prośbę mieszkającej w Paryżu Danielle – córki … Adeli, postanowił przeprowadzić prywatne śledztwo odnośnie zdarzenia na ul. Mokotowskiej z roku 1938. Trzeba dodać, że oboje jego rodzice już nie żyli, finansowo wspierał go Roman Powelski, a zamieszkiwał w mieszkaniu Leona Kornickiego. Wg jego wniosków sprawcą mógł tylko ktoś z grona trzech mężczyzn: Wiktor Neniewski, Wacław Gradkiewicz i Roman Powelski. Bardzo zależało mu na wyjaśnieniu tej sprawy, gdyż nie chciał rozczarować Danielle, w której się zakochał.

W niedługim czasie doszło jeszcze do trzech zgonów. Jedna z tych osób została zabita z tej samej broni, z której zginął Leon, ale tę sprawę szybko wyjaśnił porucznik Żelech ze Stołecznej Komendy Milicji Obywatelskiej (podwładny majora Serwicza), choć okazało się, że z ujęciem sprawcy miał duży problem.

Autorka rozpoczęła tę powieść jako tzw. kryminał salonowy, a zakończyła jako kryminał milicyjny. Świetnie przedstawiła śmietankę towarzyską stolicy – „złotą” warszawską młodzież, elitę salonową, wytworne towarzystwo tzw. high-life, a także to, kim się stali ci ludzie po wojnie. Zręcznie też pogmatwała sprawę, co rusz czyniąc podejrzanym kogo innego, by doprowadzić do nieoczekiwanego zgoła finału (a raczej finałów trzech wątków). W sumie powstał dość oryginalny kryminał.

„Logizmy” z II RP: warszawskie restauracje – „Europejska”, „Adria” i „Ziemiańska” oraz cukiernia „Lardelli”, transatlantyk m/s „Piłsudski” (bliźniaczy statek „Batorego”) zwodowany w roku 1935, gazety – „Ekspress Poranny”, „Kurier Poranny”, „Kurier Czerwony” („czerwoniak”), „Kurier Warszawski” (gdzie te czasy, kiedy – by się czegoś dowiedzieć – trzeba było kupić zwykła, papierową – pachnącą farbą drukarską – gazetę).

PRL-ogizmy: papierosy „Carmen”, warszawski hotel „Victoria” (otwarty w roku 1976, nazwa „Victoria Intercontinental” obowiązywała do roku 2001) i restauracja „Bazyliszek” (Rynek Starego Miasta, kiedyś tworzyła wspaniały duet z pobliskim „Krokodylem”).