- Autor: Georges Simenon
- Tytuł: Znajoma pani Maigret
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1968
- Tom 34
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Kobieta wzięta z ulicy
Zupełnie przypadkiem przystąpiłem do lektury „Znajomej pani Maigret” Georgesa Simenona, 21 lutego wieczorem. Na stronie 35 trafiłem na zdanie: „- A dwudziestego pierwszego lutego nie napalił”. Jaka była szansa, że akurat 21 lutego sięgnę po tę książkę? Niemal żadna. A jednak się zdarzyło. Podobnie było zresztą z lekturą „Dwóch twarzy Krystyny” Edigeya .
Tam z kolei chodziło o jakąś datę sierpniową. Czytałem wówczas na plaży we Władysławowie. I tu dochodzimy do roli przypadku, jakże doniosłej w życiu, ale o wiele bardziej intensywnie przypadek występuje w powieściach kryminalnych. Jak wiemy w kryminałach z PRLu przypadek często bywa podstawą działań milicji. Ale w „Znajomej pani Maigret” przypadek także odgrywa niebagatelną rolę. Umieszczenie pani Maigret w tytule książki zwiastowało wysunięcie się tej postaci z cienia komisarza, na pierwszy plan, myślałem. Owszem, ale tylko chwilowo. Pani Maigret ma tu funkcję katalizatora akcji, po czym znowu spada do rangi ozdobnika, niestety. A szkoda.
Pani Maigret udała się do dentysty i przybywszy przed czasem postanowiła posiedzieć na ławce i tam została zagadnięta przez pewną kobietę, która poprosiła o chwilową opiekę nad kilkuletnim chłopcem. Następnie oddaliła się i nie wracała strasznie długo. Pani Maigret denerwowała się coraz bardziej. Bo nie dość, że wizytę u dentysty diabli wzięli, to jeszcze zostawiła przecież w domu, na wolnym gazie, kurę w garnku, z dodatkiem marchewki, cebuli i pietruszki.
Tymczasem do komisarza Maigret dociera anonim o treści: „Introligator z ulicy de Turenne spalił zwłoki w piecu centralnego ogrzewania”. Tu warto pokusić się o dygresję. Mianowicie widzimy echo słynnej sprawy Landru, seryjnego mordercy grasującego we Francji w latach 1915-1919. Poznawał kolejne kobiety, podając się za bogatego wdowca. Ograbiał je, mordował i palił zwłoki. Powstało o tym kilka filmów, w tym słynny „Pan Verdoux” Charliego Chaplina i jego genialną rolą główną zarazem. Wracamy do naszej książki. Otóż okazuje się, że przygoda pani Maigret i śledztwo komisarza Maigreta, które wychodzi od wspomnianego anonimu, to elementy tej samej, dość rozległej układanki. Jakieś zwłoki faktycznie zostały faktycznie spalone u introligatora Steuvelsa. Udało się znaleźć w piecu dwa zęby. Introligator do niczego się nie przyznaje i sprawa utyka w martwym punkcie. W pracowni zatrzymanego widziano także tajemniczą walizkę, która gdzieś zniknęła. Pojawia się kolejne tropy i osoby. Wspólnik introligatora, jego brat, tajemnicza hrabina. Wszystko to chaotyczne i pogmatwane. Książka sprawia wyraźne wyraźnie nieprzemyślanej konstrukcyjnie. Jakby pisana w pośpiechu. Wszystkie elementy łamigłówki inspektor Maigret wykłada na końcu, niczym króliki z rękawa. Zupełnie jakby wzorował się na Zygmuncie Zeydlerze-Zborowskim. A przecież wiemy, że Simenon pracował metodycznie. Można znaleźć informacje, że jego metoda w pisaniu „Maigretów” opierała się na żelaznych zasadach – dwa dni na budowanie fabuły i przemyślenia, a następnie sześć dni pisarskiej katorgi, po kilkanaście godzin dziennie. Z kolei gdzie indziej czytamy, że Simenon mógł pisać 60-80 stron dziennie. Przy nim Remigiusz Mróz to leniwy żółw. No tak, ale skoro Simenon pisał tak szybko, a powieść o komisarzu Maigret liczy zwykle 130-150 stron, to winien ją kończyć w dwa dni. Oczywiście nic z tego nie musi być prawdą, poza tym że Simenon pisał sprawnie i szybko.
Podsumowując, jako kryminał „Znajoma pani Maigret” wypada średnio. Natomiast cały czas jest to utwór z klimatem i wieloma ciekawymi obserwacjami. A, że intryga absurdalna? Nic to. Dowiadujemy się ważnej rzeczy o zdrowiu pani Maigret: „- Źle się czułaś. – Czy kiedykolwiek w życiu źle się czułam”. Tak po raz pierwszy spotkaliśmy kobietę, która zawsze dobrze się czuła. Tyle, że to postać literacka.
Podejrzany introligator był niewątpliwe prekursorem zdrowego trybu życia i dbałości o planetę: „- Za to, co zarabia, moglibyście żyć wygodnie, mieć nowoczesne mieszkanie i nawet samochód. – Ale po co? – Steuvels utrzymuje, że nigdy nie miał więcej niż jedno ubranie na raz, a pani garderoba nie wydaje się wiele obfitsza”.
W pewnym momencie pada pytanie o hotel „Pod Żółtym Psem”. Być może jest to jakieś zawoalowane nawiązanie do wczesnego tomu o Maigrecie, który ma tytuł właśnie „Żółty pies”. Tam jednak chodzi o prawdziwego psa. Odsyłam do recenzji Roberta Żebrowskiego (280/2022).
Wiele kobiet w kryminałach Simenona nie ma najlepszej reputacji lub przynajmniej skomplikowaną przeszłość. Żona introligatora w trakcie zeznania: „Nie interesował się w gruncie rzeczy kobietami. Załatwiał to sam pan wie jak i dzięki temu go poznałam”. W inny miejscu wspomina się jednoznacznie, że przyszłą żonę wziął wprost z ulicy.
Z kole kobieta, z którą żyje niejaki Alfonsi „spędza noce w kabaretach Montmartreu i chętnie towarzyszy do pokojów hotelowych przygodnym znajomym”.
Z kolei hrabina Panetti (o jej konduicie nie wspominamy) używała szampana zamiast wody. Jeżeli już przy gastronomii jesteśmy, to wspomnijmy, że inspektor do kolacji wypił kieliszek likieru śliwkowego (nie mylić ze śliwowicą, którą wszak raczył się w licznych tomach, także w nocy). Służbowo nie dane mu było odmówic głębszego czystej. Natomiast podczas wyjścia z małżonką do restauracji z lubością pałaszował kapustę po alzacku. Aż zaczęło mi burczeć w brzuchu przy pisaniu recenzji. Tylko, czym taką kapustę popić, ktoś wie?
Nie, nie zapomniałem o wątku polskim, których jak wiadomo pilnie wypatruję. Tu jest maleńki, ale zawsze. WspominaliSmy o garderobie. Steuvels przyznał, że czasem szył garnitury u krawca: – U jakiego krawca? – Parę lat temu robił mi ubranie sąsiad, polski Żyd, który potem gdzieś się wyprowadził. Chyba pojechał do Ameryki”.
„Znajoma pani Maigret” została opublikowana w roku 1949, jako tom 33 o Maigrecie, choć w polskim pierwszym wydaniu (Klub Srebrnego Klucza 1968) mamy copyright odnoszący się do roku 1952. Drugie i ostatnie, jak dotąd, polskie wydanie wypuściło wydawnictwo L&L w roku 2001.