Karel Verleyen – Wróg bez twarzy 134/2023

  • Autor: Karel Verleyen
  • Tytuł: Wróg bez twarzy (Vijand zonder gezicht)
  • Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
  • Rok wydania: 1987
  • Nakład: 30000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Ostrzegam czytelnika: to kryminał (nie) tylko dla młodzieży

„Wróg bez twarzy” to w miarę popularny tytuł dla książki. Poza recenzowaną pozycją mamy jeszcze wydaną w „Kluczyku” powieść, której autorką jest Frances Shelley Wess, a także książkę (sześć różnych wydań) Lee Childa z serii Jack Reacher.

Karel Verleyen – pisarz belgijski – jest mi zupełnie nieznany. „Wróg bez twarzy” po raz pierwszy wydany był w roku 1982. Liczy 173 strony, a cena okładkowa to 150 zł. Zwracają uwagę ciekawe zdjęcia na okładce: na przedniej widać mężczyznę „uciekającego” od czytelnika, a na tylnej – w identycznej pozycji, na tym samym tle – „przybiegającego”. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Belgii, w jakimś niewymienionym z nazwy mieście, prawdopodobnie w latach 80.
W dzielnicy „barowo-dyskotekowej” miasta – Wenke, na ul. Leopoldstraat, doszło do napadu na wstawionego faceta. Sprawcą był młody mężczyzna, który najpierw zadał mu cios w żołądek, a potem przeszperał jego kurtkę. Świadkiem zdarzenia był 17-letni (w nocie wydawniczej błędnie jest 16-letni) chłopak – Rudi Verdonck, który jak sam stwierdził, był bardzo podobny do sprawcy. Kiedy zaatakowany człowiek podniósł się, ruszył chwiejnym krokiem w stronę bramy, w której właśnie stał Rudi. Zatoczył się na chłopaka, a upadając rozerwał mu kurtkę, oddzierając od niej kawałek materiału. Młodzieniec, niecierpiący pijaków, odepchnął go i uciekł stamtąd. Scenę tę zauważyła jakaś kobieta, która podniosła alarm.

W drodze do szpitala mężczyzna, którym okazał się Peter de Grote, zmarł. Zanim policja wszczęła śledztwo, wstępne czynności wykrywcze przeprowadziło … Państwowe Centrum Danych Komputerowych (nazwane przez kogoś „wrogiem bez twarzy”). Miało ono możliwość (z różnymi poziomami dostępu) korzystać ze wszelkich informatycznych zasobów m.in. z baz danych osobowych, służby zdrowia, transakcji kartami kredytowymi. Na czele Centrum stał dyrektor, a w skład „rady” wchodzili jeszcze: Dubon (informatyk), Knijpers (psycholog) i Vandergraaf (statystyk).

Pracownicy PCDK, wprowadzając wszelkie możliwe parametry zdarzenia, a więc wiek i rysopis sprawcy, jego niechęć do osób pijanych (wcześniej były w Wenke już napady na takie osoby), rodzaj kurtki, której oddarty kawałek zabezpieczyła policja, a która prawdopodobnie została zakupiona za pomocą karty kredytowej sprawcy, wytypowali – jako potencjalnych napastników – cztery osoby, w tym Rudiego. Z danymi podejrzanych zapoznał się dyrektor, ale zanim ich personalia przekazał policji, jednego z podejrzanych „zasłonił” w systemie, tak, że pozostało ich tylko trzech. Ktoś „życzliwy” z Centrum zadzwonił do swojego znajomego, szanowanego sędziego – ojca Rudiego, wypytując go o alibi syna.

Chłopak dowiedział się, że jest podejrzewany o zabójstwo. Do działań przystąpili funkcjonariusze brygady śledczej. W mieszkaniu chłopaka znaleźli uszkodzoną kurtkę ze śladami wymiocin. Kiedy chcieli w szkole zatrzymać go, ten uciekł im, a do domu już nie wrócił. Skorzystał z pomocy przypadkowo spotkanej dziewczyny – Dominiki, o ksywce Marmot oraz jej niewidomego, bardzo inteligentnego brata – Franka. Opowiedział im o swoich problemach. W niedługo potem urządzono na Rudiego obławę, ale dzięki Marmot udało mu się uciec. Jeden z policjantów, biorących udział w zasadzce – plutonowy Pieters, postanowił podzielić się pewnym spostrzeżeniem ze swoim przełożonym – kapitanem Vredelinckiem. Otóż, gdy podążali za uciekającym chłopakiem, ktoś znów dokonał napadu na jakiegoś pijaka, tak więc może typowanie młodego Verdoncka było błędne. Kapitan zrugał podwładnego i zagroził mu przeniesieniem do gorszej niż Wenke dzielnicy.

Tymczasem ktoś z Centrum wciąż rozgryzał sprawę zabójstwa. Miał duże wątpliwości odnośnie sprawstwa Rudiego, szczególnie, że zauważył „ukrycie” przez dyrektora jednego z wytypowanych sprawców. Pracownik ten smalił cholewki do Sylwi Dossche i opowiedział jej o sprawie. Sylwia zaś była dawną sympatią brata Marmot. I tak od słowa do słowa …

Przełomem w rozwiązaniu sprawy była pomoc radia Szalom i jego „Verdonck story”. Akcja bardzo przyspieszyła, doszło do niespodziewanych przez czytelnika wydarzeń, a zakończenie sprawy było pozytywne, choć nie w pełni (niewidomy Frank zadawał sobie na końcu pytanie „Kto tu jest ślepy?”)

Książka ta to typowa „młodzieżówka”, choć w zupełnie innym stylu niż te nasze peerelowskie. Trick z radiem to duży atut tej powieści. Powieść czyta się szybko i z zainteresowaniem, wprost nie można się doczekać, kto okaże się sprawcą, a raczej czyim synem będzie sprawca. Jasnym i wyraźnym przesłaniem autora jest ostrzeżenie młodego czytelnika przed tym, co może zdarzyć się w przyszłości, czyli przed nadmierną kontrolą obywateli przez państwo i zbieraniu przez nie danych nie tylko wrażliwych, ale też intymnych. Verleyen w bardzo dobitny sposób uświadamia, że wiele naszych działań pozostawia informatyczny „ślad”, który może być wykorzystany, zarówno dla dobra społeczeństwa, jak też przeciwko pojedynczemu obywatelowi. W czterdzieści lat po wydaniu książki należy stwierdzić, że „przepowiednia” autora spełniła się i jesteśmy na drodze do pełnej kontroli społeczeństwa. Wszystkie nasze transakcje internetowe, wypłaty z bankomatów, aktywność w sieci, szczególnie serwisach społecznościowych, prowadzone rozmowy czy to przez telefon, czy przez Messenger, wysyłane wiadomości, tworzone w „chmurach” bazy danych, itd. wzbogacają wirtualne „Centrum Danych Komputerowych” nie tylko o nasze dane personalne, czy nasz wizerunek, dane naszych środków komunikacyjnych i miejsca naszego pobytu, ale też nasze upodobania, poglądy i cechy osobowości. W połączeniu ze wszechobecnym monitoringiem jest to wiedza ogromna. Nawet jeśli ktoś tylko chciałby od strony psychologicznej przeanalizować same recenzje w naszym Klubie, które są ogólnie dostępne w sieci, to już na tej podstawie mógłby dużo powiedzieć o każdym z nas, recenzentów. Niby to wszystko jest jasne i oczywiste, ale ludzie wiele razy zachowują się tak, jakby tego nie wiedzieli lub dla spokoju umysłu nie chcieli wiedzieć. „Wróg bez twarzy” nam to przypomina i nas przed tym ostrzega.