- Autor: Georges Simenon
- Tytuł: Maigret i samotny włóczęga
- Przekład: Małgorzata Hołyńska
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Maigret (tom 73)
- Rok wydania: 1993
- Recenzent: Mariusz Młyński
Jest upalny sierpień 1965 roku – swoją drogą, niemalże w żadnym „Maigrecie” nie ma wzmianki o roku w którym jest prowadzone dochodzenie; chyba tylko w „Pierwszym śledztwie…” czytamy, że 15 kwietnia 1913 roku młody Jules Maigret przyjął zgłoszenie o kobiecie wzywającej pomocy.
Tutaj dwunastoletni chłopiec w zrujnowanej, przeznaczonej do rozbiórki kamienicy znajduje zastrzelonego kloszarda, Marcela Viviena; komisarza zaskakuje to, że denat jest zadbany, ostrzyżony i ogolony. Maigret odwiedza lokalne bary i restauracje, przepytuje starszych mieszkańców i dowiaduje się, że Marcel Vivien, solidny i dobrze prosperujący stolarz, przed dwudziestu laty z dnia na dzień opuścił żonę i ośmioletnią córeczkę, dwa dni przed Bożym Narodzeniem wypłacił wszystkie pieniądze z banku i wdał się w romans z młodszą o piętnaście lat Niną Lassave, ekspedientką w sklepie z bielizną. Komisarz czuje, że stoi w miejscu – małomówny Vivien z nikim nie utrzymywał kontaktów i z nikim się nie spoufalał, nie pił alkoholu i generalnie starał się nie rzucać się w oczy; wszystko wskazuje też na to, że życie kloszarda wybrał całkowicie świadomie. Po Ninie Lassave również nie ma śladu i sfrustrowany Maigret sam przyznaje, że sprawa idzie źle – śledztwo rusza jednak z miejsca po anonimowym telefonie z delikatną sugestią…
…i właśnie ten element książki mi się tutaj najbardziej nie podoba; w ogóle nie lubię takich sytuacji w których sprawa rozwiązuje się przy pomocy z zewnątrz i w dodatku pomocy anonimowej. Czyżby Georges Simenon nie miał pomysłu na rozwiązanie tej zagmatwanej historii? W ogóle po raz kolejny mam wrażenie, jakby autor stracił serce dla swojego bohatera – objawia się to, moim zdaniem, w całkowitej nonszalancji odnośnie wydarzeń, chronologii czy zwykłej logiki: ze wspomnianego „Pierwszego śledztwa…” wynika, że Maigret urodził się w 1887 roku, więc tutaj, skoro Simenon tak skrupulatnie podał rok „dziania się” książki komisarz musiałby mieć 78 lat!!!; tymczasem on sam ćmiąc fajkę myśli, że „człowiek nie może odmawiać sobie wszystkich przyjemności tylko dlatego, że kończy 55 lat”. Innym przejawem nonszalancji jest stwierdzenie, że inspektor Lapointe został niedawno przyjęty do brygady komisarza – a przecież pierwszym „Maigretem” w którym pojawił się wspomniany inspektor jest powieść „Znajoma pani Maigret” wcześniejsza o 22 lata i 39 części; zagadką pozostaje dla mnie też wspominanie przez komisarza i jego żonę oddelegowania w 1946 roku do Luçon – po pierwsze, Maigret był wtedy policjantem mającym 37 lat służby i był już ważną figurą w Policji Kryminalnej, więc chyba nie pozwoliłby się tak łatwo wypchnąć na prowincję, a po drugie – rzeczona zsyłka miała, co prawda, miejsce ale w roku 1931. Na zagranicznych stronach internetowych poświęconych komisarzowi można znaleźć próby chronologicznego uporządkowania tego misz-maszu ale jego twórcy sami zaznaczają, że jest to chyba niemożliwe.
A sama powieść to typowy schyłkowy „Maigret” – owszem, intryga jest ciekawa, jej otoczka lekko szokująca, metody działania komisarza są niezmiennie cierpliwe i skuteczne; sęk tylko w tym, że nie ma tu jakiejś iskry, która sprawiłaby, że zostałaby ta książka w głowie na dłużej. Ale jedno trzeba przyznać: z tomu na tom pojawia się coraz więcej melancholii i świadomości upływającego czasu – tutaj Maigret wspomina swojego zmarłego przyjaciela, lekarza sądowego, doktora Paula, który pojawiał się prawie 30 lat oraz również zmarłego sędziego Coméliau, który w powieściach Simenona pojawił się jeszcze przed „Maigretami”; pojawiają się też wspomnienia wcześniejszych dochodzeń. Jest też okazywanie szacunku komisarzowi: stary kelner czy kasjer w banku szczerze przyznają, że spotkanie z nim to dla nich wielki zaszczyt; młody sędzia śledczy również nie kryje respektu mówiąc: „Powiadają o panu, Maigret, że zawsze dogląda pan wszystkiego osobiście, że przepytuje pan dozorczynie po domach, rzemieślników w warsztatach, gospodynie w kuchniach i jadalniach…”. Ale jest też delikatny humor: Maigret „obiecywał doktorowi Pardon, że nie będzie przesadzał z piciem. Ale czy przesadzał wypijając dziennie trzy piwa z beczki?” – strona www.trussel.com, gdzie fascynacja Maigretem ociera się już o fanatyzm:-) podaje, że właśnie tutaj komisarz wytrąbił najwięcej piw w całej serii; podaje też, że zaledwie sześć powieści przetrwał na sucho – czyli bez piwa, calvadosu, porto czy muszkatela. Podsumowując: można tę książkę przeczytać, krzywdy nie zrobi, kaca nie spowoduje – ale tak właściwie to jest to pozycja głównie dla fanów; wspomniana strona określa tych fanów zwrotem „Maigretofile”.