- Autor: Georges Simenon
- Tytuł: Maigret i pan Charles
- Przekład: Maria Wisłowska
- Wydawnictwo: C&T
- Seria: Maigret (tom 75)
- Rok wydania: 2009
- Recenzent: Mariusz Młyński
Georges Simenon napisał tę książkę w 1972 roku, a zmarł w 1989 – wygląda więc na to, że ten „Maigret” został świadomie napisany jako ostatni; mam zresztą wrażenie, że autor już od pewnego czasu nie miał chyba serca do opisywania śledztw komisarza.
Zaczyna się zaskakująco – komisarz rozmyśla nad propozycją złożoną mu przez prefekta policji: otóż Maigret miałby zostać dyrektorem Biura Policji Kryminalnej, co niespecjalnie mu się uśmiecha, bo, jak wiadomo, nie lubi siedzieć za biurkiem tylko woli zapuszczać się w zaułki Paryża, czuć jego prawdziwą atmosferę i zadawać się ze zwykłymi ludźmi. Wkrótce w jego biurze pojawia się Nathalie Sabin-Levesque, która mówi, że jej mąż, znany notariusz, wyszedł z domu przed miesiącem i nie wrócił; wcześniej zdarzały mu się takie ekscesy, gdyż znany był z tego, że lubił wyrwać się na kilka dni z jakąś świeżo poznaną dziewczyną; zawsze jednak kontaktował się ze swoim biurem. Maigret razem z inspektorem Lapointe udaje się do nocnych klubów Paryża i tam odkrywa, że notariusz był w nich bardzo popularny i ukrywał się jako pan Charles. Wkrótce w Sekwanie zostają znalezione zmasakrowane zwłoki notariusza, a Maigret zaczyna podejrzewać, że wdowa wie, kto zamordował jej męża.
To jest książka dość przeciętna, ot po prostu ostatnia pozycja w bibliografii. Zastanawiam się, czy Georges Simenon wiedząc, że będzie to ostatni „Maigret” świadomie nie wplótł tu elementów świadczących, że komisarz jest już, delikatnie mówiąc, niemłody: wchodząc po schodach gmachu policji marudzi, że nikt nie pomyślał o zamontowaniu w nim windy, a idąc ulicą często przystaje, by otrzeć pot z czoła. Ale sceną w której najdotkliwiej widać wiek Maigreta jest ta, w której barman pyta go, czy Lapointe jest jego synem – a może chodzi tu o jakąś symbolikę? w końcu Lapointe zawsze uważany był za pupilka komisarza.
Jeśli chodzi o polskie wydanie, to myślę, że ten „Maigret” jest tak zwanym gazetowcem – książka była drukowana w 1974 roku w trzech dziennikach i przekładana przez tę samą tłumaczkę, która przełożyła książkę; moje podejrzenia wydają mi się słuszne, gdyż w książkowym wydaniu zachowana jest identyczna, dziś już trochę przestarzała składnia, co w gazetach sprzed pół wieku. O przeciętności samej książki niech świadczy niewielka liczba jej wznowień oraz fakt, że została zekranizowana zaledwie dwa razy i to ponad 40 lat temu. Jest to więc książka chyba tylko dla wielbicieli komisarza i to tych najbardziej zdeterminowanych.