Bruno O’Ya – Przepraszam, czy pan jest aktorem? 506/2023

  • Autor: Bruno O’Ya
  • Tytuł: Przepraszam, czy pan jest aktorem?
  • Wydawnictwo: Ossolineum
  • Rok wydania: 1977
  • Nakład: 10000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Wilcze echa: Bieszczady, chorąży Słotwina, bandyci Moronia i skarb Tryzuba

Już na wstępie uprzedzam, że recenzję tej książki wykorzystuję – choć nie bezpodstawnie – do przedstawienia mojego najbardziej ulubionego polskiego filmu sensacyjno-kryminalnego.

Bruno O’Ya (1933-2002) pochodził z Estonii, był – acz bardzo niechętnie – obywatelem ZSRR, a w latach: 1967-1993 mieszkał w Polsce. Był nie tylko pisarzem i aktorem, ale też wyczynowym sportowcem (grał w koszykówkę i piłkę wodną), kompozytorem, piosenkarzem i muzykiem jazzowym. Charakteryzował się nieprzeciętną przystojnością (swego czasu uważany za najprzystojniejszego aktora ZSRR) i bardzo wysokim wzrostem (200 cm). Sławę w Polsce przyniosła mu rola chorążego WOP i MO Piotra Słotwiny w filmie „Wilcze echa” (pierwotnie do roli Słotwiny przymierzany był … Kirk Douglas), a potem Józwy Butryma w „Potopie”. „Przepraszam, czy pan jest aktorem?” jest – choć nie tylko – zbiorem jego wspomnień z kariery sportowej, piosenkarskiej, aktorskiej i życiowej. Liczy 127 stron, zawiera kilkanaście czarno-białych zdjęć, a jej cena okładkowa to 20 zł. Książka ta jest „białym krukiem”.

„Wilcze echa” to barwny, 97-minutowy film z roku 1968 Zespołu Filmowego „Rytm”, w reżyserii Aleksandra Ścibora-Rylskiego (autor kryminału „Złote koło” wydanego w „Ewie” w roku 1971), który był też autorem scenariusza. Za zdjęcia odpowiadał Stanisław Loth, muzykę skomponował Wojciech Kilar (polski Ennio Morricone), a murmurando wykonał Edmund Fetting („muzycznie” zapamiętany też z „Ballady o Czterech Pancernych” i „Nim wstanie świt” z filmu „Prawo i pięść”). W „Wilczych echach” wystąpili m.in. Irena Karel, Zbigniew Dobrzyński, Marek Perepeczko, Ryszard Pietruski i Mieczysław Stoor. Z uwagi na to, że język polski w wykonaniu O’Yi bardziej przypominał staro-cerkiewno-słowiański, Słotwinie głosu w filmie użyczył Bogusz Bilewski. Wyszło to na dobre z uwagi na jego kpiąco-żartobliwy ton. Za rolę chorążego O’Ya otrzymał nagrodę Złotej Apsary na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Fabularnych w … Kambodży. Poza Blokiem Wschodnim (ZSRR, NRD, Węgry, Rumunia, NRD) film wyświetlany też był w Chinach, Wielkiej Brytanii i Włoszech.

Filmowe lokacje: Beskid Niski (Jar Wisłoka), Połoniny: Wetlińska i Caryńska, Hoszów (cerkiew), Ustrzyki Dolne (ul. Nadbrzeżna, nieistniejąca stacja PTTK, tereny dawnego Kombinatu Drzewnego, rzeka Strwiąż, wiadukt kolejowy), Besko (stary młyn wodny), Stare Sioło, Wetlina Górna, rzeka Wetlina pod wsią Wetlina, Kamień Leski we wsi Glinne.

Obraz ten zalicza się do tzw. easternów, czyli filmów czerpiących z ikonografii westernowej, ale osadzonych poza Stanami Zjednoczonymi, albo inaczej – westernów dziejących się na Dzikim Wschodzie. W Polsce do tej kategorii zalicza się też: „Rancho Teksas” (z roku 1958), „Prawo i pięść” (1964), „Kwestia sumienia” (1967), „Południk zero” (1970) oraz „Wszyscy i nikt” (1977).

Akcja toczy się w – wyludnionych po akcji „Wisła” – Bieszczadach pod koniec lat 40.

„ Bieszczady. Najdalej na południowy-wschód wysunięty zakątek Rzeczpospolitej. Wojna trwała tu o trzy lata dłużej niż w całej Europie. Przez te trzy lata bandy nacjonalistów spod znaku UPA paliły wsie i miasteczka wycinając w pień okoliczną ludność. Walka z nimi była długa i krwawa. Kiedy wreszcie umilkły strzały, ziemia bieszczadzka przypominała pustynię. Trzeba było jeszcze wielu dalszych lat, aby sprawiedliwość i prawo mogły na stałe powrócić w te strony”.

Chorąży Piotr Słotwina (dla znajomych – Pietrek) był dowódcą stanicy WOP położonej na jednej z polonin. Wcześniej – jako partyzant – przez pięć lat walczył z Niemcami, a potem – jako żołnierz KBW – przez trzy lata z upowcami. Kiedy walki już ustały, on przyzwyczajony do ciągłego napięcia, ruchu i rąk pełnych żołnierskiej roboty, nie umiał się odnaleźć. By nie żyć tylko wspomnieniami, starał się jak najbardziej urozmaicić sobie służbę uganiając się za przemytnikami i koniokradami. Stosował jednak przy tym metody, których nie akceptowali jego przełożeni. W ciągu pół roku miał na koncie 10 nagan i 6 karnych raportów, a do tego wstrzymano mu awans, a nawet rozpatrywano wniosek o degradację. Kiedy w pościgu za przestępcami zabrnął na teren Czechosłowacji, do oddalonej od granicy o 14 km wsi Jedliczek-Pedliczek, a interweniującego czeskiego pogranicznika pobił, przebrał miarę. Z uwagi na zaistnienie konfliktu międzynarodowego został zmuszony do napisania raportu o zwolnienie do cywila, oczywiście na „własną prośbę”.

Po zdjęciu munduru udał się do nieodległej Derenicy, gdzie komendantem posterunku MO był jego przyjaciel z KBW – sierżant Jan Władeczek, z którym razem walczyli z bandami UPA. Okazało się, że Władeczek zniknął, a posterunek stał się meliną grupy bandytów, udających milicjantów, pod dowództwem plutonowego Moronia, który chciał zdobyć skarb Tryzuba, czyli kasę banderowskiej sotni ukrytą w którymś z tajnych upowskich bunkrów. Przybyły na posterunek Słotwina został wrobiony w zabójstwo swojego znajomego – Tośka Matuszczaka. Zatrzymany i uwięziony zdołał zbiec wraz z pracownicą posterunku – Teklą, prywatnie narzeczoną kaprala MO Witolda Szczytko, jednego z ludzi Władeczka. Uciekając zabrał też ze sobą, ale w kajdankach, najmłodszego z grupy Moronia – Romualda „Aldka” Piwko, o którym uważał, że jest dobrym chłopakiem, ale wpadł w złe towarzystwo. Z pomocą Witolda, Tekli i Aldka, Pietrek przygotował plan ostatecznej rozgrywki z bandą. Jej miejscem miał być teren spalonej leśniczówki Beresty, gdzie znajdował się ostatni bunkier Tryzuba i gdzie zasadziła się siedmioosobowa banda.

Piękne plenery – dzikie ostępy, spalone wsie, opuszczone cerkwie i wysokie połoniny; dynamiczna akcja – ucieczki, pogonie, strzelaniny, pojedynki i zasadzki; ponadczasowe wartości – odwaga, bezkompromisowość, szlachetność i wierność zasadom głównego bohatera, a także jego miłość do wspaniałej kobiety oraz prawdziwa, męska przyjaźń – to główne atuty tego filmu. Nie można też nie docenić wartkich dialogów i „pojedynków” językowych, a także świetnej scenografii i bardzo udanego doboru aktorów – Bruno O’Ya to doskonały „materiał” nie tylko na szeryfa, ale też na … Jamesa Bonda, a Marek Perepeczko (to trzeci jego film w karierze) już rysował się na niedoszłego, bo niestety nie planowanego, odtwórcę roli … Conana. Warto też zwrócić uwagę na oblicza bandytów – granych przez Stanisława Łopatowskiego, Ryszarda Ronczewskiego i Zdzisława Kuźniara – które są naprawdę … „malownicze”. W filmie z lat 60. nie mógł nie wystąpić Ryszard Pietruski, choć bardziej pasowałby on tu na bandytę niż na upowskiego kwatermistrza. Dużym plusem jest występ Ireny Karel, ale takie spódnice, w jakich występowała, nosiło się w czasach nagrywania filmu, a nie pod koniec lat 40, gdy toczyła się akcja filmu.

O tym, że „Wilcze echa” są produktem westernopodobny świadczy chociażby czołówka filmu – dynamiczna muzyka, obraz pędzących jeźdźców oraz kształt i kolor tytułowego napisu. Chorąży Słotwina jawi się w nim jako samotny szeryf – jedyny w pełni sprawiedliwy – mający przeciw sobie prawie wszystkich dokoła. W filmie w użyciu są różne rodzaje broni: karabiny, pistolety (m.in. „Mauser” C96), rewolwery, pistolety maszynowe („pepesze”), ale broń używana przez Słotwinę jest wyjątkowa – to pistolet „Luger”, czyli „Parabellum” P08 w wersji artyleryjskiej, czyli z wydłużoną lufą.

Wracając z konieczności i obowiązku do książki, to w trzech miejscach autor nawiązał do wspomnień związanych z jego występem w „Wilczych echach”, ale o tym to już przeczytajcie sami.

Recenzję książkowo-filmową, a raczej filmowo-książkową, kończę dużym żalem, że nigdy – na podstawie scenariusza tego filmu – nie powstała książka, a przecież dla Ścibora-Rylskiego nie byłby to żaden problem. Szkoda, wielka szkoda.

Zapraszam do zapoznania się z galerią plakatów, okładek i zdjęć z filmu: