- Autor: Borkowski Zenon
- Tytuł: Obrączka Edyty
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1971
- Nakład: 60324
- Recenzent: Mariusz Młyński
Tym razem Zenon Borkowski bohaterem swoich reporterskich opowiastek uczynił kapitana Wierzbickiego z milicji.
Już we wstępie pojawia się zdanie, które lekko mi zazgrzytało: otóż autor pisze, że tropienie przestępców ma coraz większą szansę powodzenia dlatego, że „organa MO doskonalą swoje umiejętności i wzbogacają wyposażenie techniczne, lecz przede wszystkim dzięki więzi ludzi MO ze społeczeństwem” – książkę oddano do składania w styczniu 1971 roku, kiedy część tego społeczeństwa leczyło jeszcze rany zadane im miesiąc wcześniej w Trójmieście tym wzbogaconym wyposażeniem, następna jego część dzięki doskonalonym umiejętnościom milicjantów witała nowy rok w więzieniu na Kurkowej w Gdańsku, a jeszcze inna część miała ogromne problemy z pogrzebaniem ofiar pogłębiającej się więzi ze społeczeństwem. Ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wrzucenie do jednego kotła milicjantów wykrywających sprawców przestępstw i służbistów czy ormowców jest dla tych pierwszych krzywdzące ale dla społeczeństwa nie miało to raczej żadnego znaczenia; milicjant to milicjant, czy śledczy czy legitymujący czy pałujący.
Książka zawiera piętnaście kryminalno-dydaktycznych opowiastek z których wynika łatwy do przewidzenia morał, że przestępstwo nie popłaca. Kapitan Wierzbicki opowiada nam o prowadzonych przez siebie sprawach kryminalnych. Książkę zaczyna historia zatrzymania przywódcy bandy, która w 1945 roku zamordowała jego rodzinę; potem mamy pierwszą samodzielnie prowadzoną sprawę zakończoną porażką, a później już mamy typowe opowiastki napisane w stylu kronik kryminalnych z ostatnich stron dzienników: morderstwa, włamania, napady, oszustwa i nielegalny handel. Opowiadania są krótkie, od dziewięciu do dwudziestu stron, trudno więc oczekiwać na tak małych przestrzeniach jakiejś poważniejszej literatury; wszystko wygląda banalnie, tak jak zresztą banalnie wyglądają popełnione tutaj przestępstwa. Tak właściwie to chyba nic z tej książki nie wynika, potencjalnych naśladowców nie odstrasza, prawowitych obywateli nie przestrzega i chyba jedyne o co w niej chodzi to przedstawienie trudnej pracy milicji i pokazanie społeczeństwu, że stróże prawa czuwają. A może o zachęcenie do wstąpienia w jej szeregi? Ostatni rozdział poświęcony jest wizycie kapitana w szkole i wieńczy go nadzieja, że „kto wie, może choć jeden podjął decyzję wstąpienia do trudnej, odpowiedzialnej, ale dającej satysfakcję służby, mającej za zadanie strzec bezpieczeństwa obywateli i mienia państwowego, chronić zasad społecznego współżycia w państwie socjalistycznym?”. Chciałbym spotkać jakiegoś milicjanta, który powiedziałby: inspiracją do wstąpienia do milicji była książka Zenona Borkowskiego „Obrączka Edyty”; myślę jednak, że większość czytelników po jej przeczytaniu powiedziała tak, jak ja: szkoda czasu.