Żukowski Jerzy – Zagadka „Wielbłąda” 28/2022

  • Autor: Żukowski Jerzy
  • Tytuł: Zagadka „Wielbłąda” (w „Porachunek z cieniem”)
  • Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
  • Rok wydania: 1956
  • Nakład: 20000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

WIELKI BŁĄD WIELBŁĄDA

Jerzy Żukowski znany jest z dwóch książek: „Martwy punkt” i zbioru opowiadań „Porachunek z cieniem”. W tej drugiej znajduje się 6 opowiadań o tematyce szpiegowskiej, a wśród nich zrecenzowane przez Klubowiczkę Annę Lewandowską opowiadanie tytułowe. Ja zaś zajmę się ostatnim opowiadaniem – „Zagadka „Wielbłąda”” z uwagi na to, że występują w nim funkcjonariusze MO i UB. Liczy ono 38 stron. Nie ma odzwierciedlenia fabuły na okładce, a tytuł nawiązuje do kryptonimu sprawy prowadzonej przez Urząd Bezpieczeństwa. Cena okładkowa tomiku to 4 zł, a ja kupiłem go za 6 zł (no cóż, inflacja). Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja dzieje się w niewymienionej z nazwy miejscowości, a zaczyna w Zakładach Silników Samolotowych, których dyrektorem jest Wańtuła. Któregoś dnia Zakłady opuszcza kierownik Pracowni Kreślarskiej – technik kreślarski Zygmunt Peters. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przed wyjściem z pracy nie zdał kompletu tajnej dokumentacji silnika „STW”, którą pobrał z Biura Konstrukcyjnego. Jego nieobecność zgłosił komendantowi straży przemysłowej – porucznikowi Ochockiemu, towarzysz Karaszewicz, który wraz ze Stefańskim podlega kierownikowi. W tym czasie w kawiarni „Jutrzenka” wywiązuje się bójka, której jednym z uczestników jest Peters. Okazało się, że na miejscu był akurat oficer milicji, który obu uczestników doprowadził do komisariatu. W trakcie rewizji osobistej, dokonanej przez dyżurnego sierżanta, u Petersa znaleziono kalkę kreślarską z informacjami dotyczącymi Zakładów i produkowanych w nich silników. Jak się okazało – o czym Peters oczywiście nie wiedział – bójka została sfingowana przez UB, by mieć pretekst do zatrzymania i zrewidowania Petersa, z uwagi na wcześniej uzyskaną anonimową informację, że właśnie w tej kawiarni Zygmunt Peters ma się spotkać z urzędnikiem jednej z ambasad i doręczyć mu materiały szpiegowskie. Akcję nadzorował podporucznik UB – Jaworski. I to on wraz ze swoim przełożonym (przydzielonym mu na czas praktyk) – kapitanem Doboszem rozpoczyna śledztwo. Peters już na drugi dzień przyznał się do winy, ale … no właśnie: wszystko ułożyło się zbyt łatwo i prosto. Funkcjonariusze dochodzą do wniosku, że w sprawie jest jednak jeszcze sporo do wyjaśnienia …

Opowiadanie to czyta się lekko i szybko. Nie ma w nim żadnych PRL-ogizmów. Nie ma też komunistycznej propagandy. Funkcjonariusze są profesjonalni i nie można im nic zarzucić. Warto przeczytać „Zagadkę …”, z uwagi na prekursorski charakter opowiadania.