Sekuła Helena – Figurka z drzewa tekowego 45/2022

  • Autor: Sekuła Helena
  • Tytuł: Figurka z drzewa tekowego
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 100290
  • Recenzent: Rafał Dajbor

LINK Recenzja Marka Ciasia

Mordercze tempo pociągów i obyczajów

Do lektury powieści Heleny Sekuły „Figurka z drzewa tekowego” z 1976 roku zachęciła mnie książka Krzysztofa Tomasika „Gejerel”. Autor, znany i ceniony biografista, badacz dziejów mniejszości seksualnych oraz historii popkultury zwraca w „Gejerelu” uwagę, że powieść Sekuły to jedna z niewielu pozycji literackich z kręgu literatury popularnej czasów PRL-u, w której homoseksualista pokazany jest bez niechęci czy drwiny i zachowuje się wręcz w sposób budzący szacunek – potrafi znakomicie obronić się przed napadem rabunkowym. Rzeczywiście, jest to zupełnie coś innego, niż to, co znaleźć możemy np. w (skądinąd lubianych przeze mnie) książkach Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego, w których homoseksualiści niemal zawsze mają w sobie coś odpychającego, zaś główni bohaterowie, milicjanci Downar i jego mentor – Walczak, jawnie objawiają niechęć do gejów, nawet jeżeli nie są oni przestępcami („wot nastajaszcza swołocz” – takim „sympatycznym” określeniem wobec homoseksualisty popisuje się Walczak w jednej z powieści).

Jako człowieka zainteresowanego tematyką teatralno-filmową do lektury „Figurki z drzewa tekowego” szczególnie skłonił mnie fakt, iż ów gej z powieści Sekuły to cieszący się międzynarodową sławą tancerz, Marcel Kwidaszewski, znany na świecie jako Marcel Quid. Dla kogoś zorientowanego w historii polskiej sceny jest jasne, że Sekuła zlepiła tę postać z wątków biografii dwóch wielkich polskich tancerzy – Stanisława Szymańskiego (1930-1999), który zasłynął swego czasu tym, że jako właśnie tancerz, czyli ktoś ponadprzeciętnie sprawny fizycznie, obronił się przed napadem (choć nikogo przy tym nie postrzelił, jak to się dzieje w powieści), oraz Wojciecha Wiesiołłowskiego (1939-1995), który zrobił karierę jako Voytek Lovski. Wiesiołłowski przybrał pseudonim mając świadomość, że na Zachodzie jego personalia będą niemożliwe do wymówienia. Z tych samych powodów pseudonim przyjmuje powieściowy Kwidaszewski.

Wiedziałem, że wątek Marcela Quida jest u Sekuły wątkiem jednym z wielu, pobocznym. Mimo to zacząłem czytać i… przyznaję, że powieść wciągnęła mnie swoim fabularnym rozmachem! Autorka najwyraźniej głęboko wzięła sobie do serca myśl Alfreda Hitchcocka, że najpierw powinno być trzęsienie ziemi, a potem napięcie powinno rosnąć. „Figurka…” zaczyna się od gigantycznej katastrofy kolejowej, w której ginie wielu Bogu ducha winnych pasażerów. Tu także widać inspirację rzeczywistymi wydarzeniami. W nocy z 26 na 27 sierpnia 1973 roku pod Kielcami pociąg relacji Zakopane-Warszawa wpadł na wagony towarowe, które odczepiły się od składu i wykoleił się na sąsiedni tor. Zginęło 16 pasażerów. Ofiarna akcja kolejarzy z tego pociągu pozwoliła zatrzymać pędzący z przeciwka pociąg Warszawa-Krynica i nie dopuścić do jeszcze większej hekatomby. Sekuła tę sytuację nieco zmieniła i „podkręciła” – wykolejenie następuje wskutek uderzenia w samochód, a kolejarzom nie udaje się zatrzymać jadącego w drugą stronę ekspresu. Mimo to wyraźnie widać inspirację autorki tym właśnie wydarzeniem.

A dalej? Dalej akcja toczy się w szalonym tempie – mamy więc angażujące naukowców z Politechniki śledztwo w sprawie katastrofy, które musi zmienić się w dochodzenie dotyczące przestępstwa, mamy posługującego się mieszanką „warsiaskiej” gwary i więziennej grypsery szefa gangu, mamy tancerza Kwidaszewskiego i strzelaninę w jego domu oraz młodziutkiego geja podstawionego mu przez przestępczą bandę, a także porwanie lekarza wraz z jego córką i gosposią, napady, pościgi, dziewczyny na granicy prostytucji i poza ową granicą, niemal telenowelowy wątek prokuratora, który adoptował syna przestępcy, którego posłał za kraty oraz wiernego psa owego usynowionego, najpierw chłopca, a potem mężczyzny (pies, wabiący się Tygrys, okazuje się być długowieczny i towarzyszy swojemu panu przez całą akcję), zmieniające się plany czasowe i ogólnie rzecz ujmując – dość nieprawdopodobną, a jednak wciągającą fabułę. Oczywiście o przewidywalnym zakończeniu – milicja dokonuje rozgromienia szajki, przestępczy proceder zostaje ukrócony, a kto powinien (bo winien) – ten wędruje za kraty na państwowy wikt i opierunek.

Dodatkowym interesującym elementem „Figurki z drzewa tekowego” jest obraz Warszawy. Sekule udało się dość sugestywnie narysować wizerunek stolicy jako miejskiego molocha, mrocznego i wielkiego, więc dającego schronienie wszelkiej maści szumowinom, łobuzom, złodziejom. Po przeczytaniu pomyślałem sobie, że warto by było, by na tę powieść zwrócili uwagę filmowcy. Potem jednak doszedłem do wniosku, że byłyby z tego same kłopoty – Warszawa zupełnie nie wygląda już tak jak w powieści, więc skąd wziąć plenery, w polskim kinie nadal nie znalazłby się budżet, by wiarygodnie i wstrząsająco, a nie niezamierzenie komicznie pokazać rozpoczynającą akcję katastrofę kolejową, za to natychmiast trafiliby się tacy, którzy – nie znając literackiego pierwowzoru – orzekliby, że nawet do kryminału z czasów PRL-u „lewactwo” wstawia „złowrogie” i „niebezpieczne” wątki gejowskie.