Maj Sjöwall, Per Wahlöö – Twardziel z Säffle 236/2022

  • Autor: Maj Sjöwall, Per Wahlöö
  • Tytuł: Twardziel z Säffle
  • Wydawnictwo: Amber
  • Seria: Kryminał z klasą
  • Rok wydania: 2011
  • Recenzent: Mariusz Młyński

Komisarz Stig Nyman zostaje zaszlachtowany bagnetem w szpitalnym łóżku; policjanci uważają, że zginął z ręki szaleńca. Martin Beck i Einar Rönn zaczynają śledztwo od rozmowy z żoną Nymana, która twierdzi, że mąż nie miał żadnych wrogów; Lennart Kollberg zaś uważa, że motywem zbrodni była zemsta – Nyman, jego zdaniem, był chamskim i beznadziejnym policjantem; stwierdza wręcz: „osobiście wstydzę się, że służyłem w tym samym mieście i w tym samym czasie co on”.

W czasie wojny, gdy Kollberg był komandosem, sierżant Nyman, nazywany twardzielem z Säffle, był sadystycznym instruktorem walki wręcz, na zajęciach wprowadzał pruską dyscyplinę, w ramach szkolenia zachęcał do upokarzania słabszych, a żołnierzy uczył brawurowej brutalności i napawania się okrucieństwem. Po wojnie, kiedy Kollberg postarał się, by go karnie zwolniono z wojska i został policjantem, Nyman zaczął służbę w policji porządkowej, gdzie w podobnym stylu łamał zarówno aresztantów, jak i podwładnych. W archiwum biura Rzecznika Praw Obywatelskich Einar Rönn odkrywa, że na Stiga Nymana było wiele skarg ale praktycznie wszystkie były oddalane – nie ma się jednak czemu dziwić, skoro sam komendant główny policji stwierdza w wywiadzie, że „z 742 skarg, jakie w ciągu trzech lat wniesiono do RPO w sprawach o wykroczenia policjantów, tylko jedną przekazano do prokuratury”. Kluczowym dla dochodzenia staje się doniesienie złożone przez posterunkowego Åkego Erikssona; kiedy jednak policja wpada na właściwy trop dochodzi do strzelaniny w centrum Sztokholmu.

Siódma książka szwedzkiego małżeństwa jest prosta jak konstrukcja skakanki; pytanie tylko, czy nie aż za prosta. Angielska Wikipedia podaje, że inspiracją dla tej książki była historia Charlesa Whitmana, który w 1966 roku z tarasu widokowego uniwersytetu w Austin zastrzelił jedenaście osób. Wszystko tu idzie jak po sznurku, postacie są przedstawione wręcz zero-jedynkowo, a autorzy stają się coraz bardziej jednostronni i niemalże tendencyjni. Najbardziej krytykowana w tej książce jest koleżeńska solidarność policjantów – problem istniejący w policji od zawsze, który tutaj został trochę, moim zdaniem, przerysowany. Plusem jest to, że o głównych postaciach wciąż dowiadujemy się czegoś nowego – od pierwszej książki wiemy, że Lennart Kollberg przed wstąpieniem do policji był żołnierzem i dopiero tutaj poznajemy jak wyglądała jego służba i co go skłoniło do odejścia. Szkoda tylko, że reszta jest nieznośnie przewidywalna, a w finale nie mamy jakiejś potyczki słownej niczym u komisarza Maigreta tylko strzelaninę niczym w filmie z Hollywood. Nie ma tu takiej gęstości jak w poprzednich książkach i to powoduje, że tę można przeczytać w jeden wieczór, tym bardziej, że liczy ona niewiele ponad 200 stron; sęk tylko w tym, że już następnego wieczora wylatuje ona z pamięci. Nie jest to książka zła ale mnie osobiście nie przekonała. W Polsce została ona wydana po raz pierwszy w roku 1976, mam to wydanie ale jakoś nie chciało mi się go porównywać z drugim z roku 2011. I jeszcze taka ciekawostka znaleziona przeze mnie niedawno: na ścianie wieżowca z dachu którego główny bohater strzelał do ludzi znajduje się tablica upamiętniająca to wydarzenie.