- Autor: Maj Sjöwall, Per Wahlöö
- Tytuł: Morderstwo w Savoyu
- Wydawnictwo: Amber
- Seria: Kryminał z klasą
- Rok wydania: 2010
- Recenzent: Mariusz Młyński
W restauracji hotelu Savoy w Malmö podczas firmowej kolacji nieznany mężczyzna zabija strzałem z pistoletu Viktora Palmgrena, potentata przemysłowego i właściciela kilku firm, po czym wychodzi przez okno i odjeżdża rowerem. Morderca prawdopodobnie przepłynął wodolotem przez cieśninę Sund do Kopenhagi, a stamtąd samolotem poleciał do Sztokholmu, jednak tamtejsza policja w kompromitujący sposób gubi trop.
Sprawą zajmuje się inspektor Per Månsson, ale komendant główny na wniosek MSZ wysyła do Malmö Martina Becka, by przejął śledztwo, gdyż Palmgren zajmował się handlem bronią z niektórymi krajami afrykańskimi. Pewne grupy polityczne ostro sprzeciwiają się zadawaniu Szwecji z tymi państwami, natomiast organizacje ekstremistyczne umieściły Palmgrena na czarnej liście i dlatego sprawę ma równolegle prowadzić Policja Bezpieczeństwa. Martin Beck chce przesłuchać wszystkich uczestników kolacji w Savoyu i dlatego prosi o pomoc Lenarta Kollberga i Åsę Torell; odkrywają oni, że jeden ze współpracowników Palmgrena planuje poważne przestępstwo walutowe. Rozwiązanie sprawy okazuje się jednak o wiele łatwiejsze niż się wydaje.
Nawet Robertowi Lewandowskiemu zdarzy się nie wykorzystać karnego – podobnie jest w przypadku tej książki. Jest to po prostu potknięcie szwedzkiej pary – i nie chodzi tutaj o to, że powieść jest zła, bo nie jest zła; nie chodzi o to, że Åsa Torell wchodzi do łóżka Martinowi Beckowi, bo można się było tego spodziewać; chodzi o to, że książka jest wręcz przesycona lewicową propagandą. Do tej pory była to nienachalna dezaprobata państwa dobrobytu, tutaj autorzy poszli już na całość i krytyka leje się szerokim strumieniem. Obrywa się więc wrednym wyzyskiwaczom i ogólnie kapitalistycznemu systemowi za lichwiarstwo, narkomanię, drożyznę, inflację, ubóstwo emerytów prowadzące do jedzenia przez nich karmy dla psów i kotów, alkoholizm, przestępczość wśród nieletnich, samowolę budowlaną i sztucznie nakręcany głód mieszkaniowy wywołujący astronomiczne czynsze. Bezduszność systemu niszczy słabych i nieprzystosowanych, popycha ich do niepoczytalnych czynów, służba zdrowia jest niewydolna z powodu powszechnego niedoboru personelu, ludzie są wyniszczeni stresem przez co wikłają się w ekstremalne sytuacje, samotność doprowadza ludzi do depresji i samobójstw i nawet brakuje krwiodawców – mówiąc krótko, Sodoma i Gomora, brakuje tylko tyfusu, potopu i uderzenia meteorytu. Jest też krytyka policji: autorzy krytykują jej upolitycznienie, braki kadrowe oraz coraz niższy poziom służb patrolowych, czego wręcz karykaturą są dwaj posterunkowi z Solnej pod Sztokholmem; z drugiej jednak strony w postaci Lenarta Kollberga pokazują, że zawód policjanta jest czymś w rodzaju niemalże zaprzedania się – dwadzieścia trzy lata służby pozbawiły go umiejętności wchodzenia w sensowne relacje z otoczeniem; na szczęście w odróżnieniu od większości kolegów zdawał sobie z tego sprawę i trzeźwo oceniał sytuację. Podobnie opisany jest Gunvald Larsson – powszechnie nielubiany, chamski i wręcz grubiański ale uważający, że imperatyw bycia policjantem zmusza go do pewnych zachowań i podjęcia określonych działań.
Jak więc ocenić tę książkę? Mam takie dziwne wrażenie, że tym razem intryga jawnie posłużyła do przedstawienia pewnego rodzaju manifestu; nawet finał jest bardzo dwuznaczny i wydaje się, że autorzy niemalże sympatyzują z zabójcą. Nie jest to książka zła, trzyma formę i styl pięciu poprzednich powieści, jest konkretnie, rzeczowo, lakonicznie i treściwie – gdyby tylko nie było tego posępnego nastroju i natrętnej propagandy… Jest też jeszcze mała ciekawostka: w Niemczech wydano ją pod tytułem „A dużym wolno uciekać”, w Czechach „Policja pomaga pić”, w Anglii „Morderstwo w Savoyu”, a tymczasem oryginalny tytuł książki brzmi: „Glina, glina, kartoflana papka!” – tak do dwóch policjantów krzyknął trzyletni chłopiec siedzący na bagażniku roweru swojego ojca.