Kąkolewski Krzysztof – Książę oszustów 223/2022

  • Autor: Kąkolewski Krzysztof
  • Tytuł: Książę oszustów
  • Wydawnictwo: Zysk i S-ka
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 2009
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Mątwik buraczany prowadzi do sprawcy

Lektura kolejnego tomu reportaży kryminalnych Krzysztofa Kąkolewskiego, „Książę oszustów” umacnia w przekonaniu, że autor starał się wybierać tematy różnorodne, nie powtarzać się i cały czas szlifować warsztat. Natomiast przewodni motyw zbrodni nie był niewątpliwie jedynym. Liczyło nie bardzo tło społeczno-obyczajowe i oddanie atmosfery czasów. Kąkolewski spoglądał dużo szerzej, niż wymagał tego gatunek kryminalnego reportażu.
Na zbiór składa się 18 tekstów publikowanych premierowo w popołudniówce „Kurier Polski”. Potem przyszło pierwsze wydanie książkowe (1959), a następnie wznowienie, w roku 2009. Mamy krótki, ale niezwykle istotny wstęp, zatytułowany „Słowo od autora”. Stąd dowiadujemy się, że już wtedy Kąkolewski poznał inspektora Milicji Obywatelskiej, którego nazwał „Siwym” i ta postać już jako osobny bohater pojawiła się później w powieści kryminalnej „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię” (1969). „Siwego” genialnie zagrał w ekranizacji tego tytułu Zygmunt Hubner. A reżyser Janusz Majewski stworzył najwyższej jakości gatunkowy kryminał, który do dziś jeszcze uchodzi za jeden z najlepszych w swej kategorii filmów powstałych w Polsce.
Kąkolewski zwrócił jeszcze uwagę, że „Kurier Polski” był głosem rzemieślników, czyli jakby nie było prywatnej inicjatywny, na którą to gałąź gospodarki miano po odwilży patrzeć łagodniejszym okiem. Ten aspekt też widać gdzieś w tle „Księcia oszustów” i pozostałych trzech tomach reportersko-kryminalnych Kąkolewskiego.
Tytułowy reportaż książki, czyli „Książę oszustów” to w zasadzie kryminalna humoreska, w pewnym sensie oczywiście. Oto w Zakopanem pojawia się niejaki
książę Evans, z kręgu australijskich dyplomatów, wraz z tłumaczem. Panowie natychmiast poprosili o martini, wiśniówkę, czekoladą i wawele oraz łacno przygruchali sobie dwie panienki, które właśnie weszły do lokalu. Następnego
ranka książkę stwierdził, że go okradziono, a następnie wraz z tłumaczem udał się do Warszawy.
Włączona do działań milicja szybko ustaliła, że książę i jego tłumacz to dwóch prymitywnych acz uroczych oszustów, którzy specjalizowali się w kradzieżach hotelowych. Gdyby wpadły w ich ręce dokumenty pewnego dyplomaty, postanowili je nieco metodą chałupniczą przerobić i w ten sposób narodził się książę Evans. Fałszywy książę pojmany został w Warszawie, gdzie emablował kolejną panienkę i hulał z nią po miejscowych lokalach gastronomicznych. Zdążyli odwiedzić „Nowy Świat”, „Klubową” i „Telimenę” (w tej ostatniej lokalizacji jest obecnie Green Coffee Nero”, Krakowskie Przedmieście 27, ale stara nazwa nadal pyszni się na frontonie pełnią liter). Rychło po tym milicja zastopowała romantyczny rajd.
Na wstępie reportażu „Dwaj zmyśleni” autor stwierdza, że zafrapowała go rozpiętość aktu oskarżenia, gdyż dokument liczył ponad 200 stron. Sprawa jest wielowątkowa i mocno pogmatwana. Oto w rejonie prawdopodobnie Trzebnicy działa banda, która trudni się napadami na…księży i młynarzy, starannie zaś omija instytucje państwowe. Zakrojone na szeroką skalę działania dają pewien wynik. Oto okazuje się, że kilku przestępców posługuje się fałszywymi dowodami osobistymi, które zostały skompilowane z uprzednio skradzionych dokumentów
pijanym obywatelom naszej ojczyzny, który tłumy snują się co dzień. Oczywiście banda była bardzo rozbudowana i dopiero żmudne śledztwo umożliwiło aresztowanie pozostałych jej członków. Jak zwykle jednak Kąkolewski większą wagę niż do śledztwa, przywiązuje do tła społeczno-obyczajowego. Oto w jednej napaści nieszczęśliwie ginie jeden z bandytów, a powiadomiona o tym fakcie jego żona…domaga się innego chłopa w zamian i…dostaje go. Cały ten interes oparty zaś został na wzajemnym szantażu.
Po lekturze tekstu „Morderco, strzeż się roweru” zwróciłem uwagę, że wykorzystany tu materiał to ta sama podstawa, którą posiłkował się w Tadeusz Frey, w recenzowanej niedawno przez mnie „Zagadce pięciu łusek”.
Odsyłam zatem tam do szczegółów. Tu zaznaczę natomiast, że autor postawił na inny akcent – rower marki Mifa, jako ważny dowód, który prowadził do sprawcy. Natomiast konkluzja jest taka sama, do dziś nie wiadomo
dlaczego tak naprawdę sprawca strzelał do pięciu przypadkowych osób, w różnych częściach kraju. Podejrzewano chorobę psychiczną.
W „Trzynastym zmartwychwstaniu” mamy niezwykłą opowieść o mężczyźnie, który pojawia się nagle w niedużych miejscowościach i podaje za nagle odnalezionego męża kolejnych wdów. Był na tyle wiarygodny swoich opowieściach
i konfabulacjach, że wiele razy udawało mu się krótko wejść w czyjąś tożsamość. Gdy natomiast sprawa oszustwa wychodziła na jaw lub było blisko do tego, nasz bohater ruszał w dalszą drogę i szukał szczęścia u kolejnej wdowy. A zaczął od Wielunia.
Wyróżniłbym jeszcze reportaż „Mafia z tytoniowej krainy”. Brzmi nieco baśniowo, ale sprawa tyczy poważnych napadów w rejonie Pińczowa, Buska i Wiślicy. Kapitan Dzięcioł ma pełne ręce roboty. Ograbiani są plantatorzy tytoniu, ale także lekarz w Busku, czy sklep w Kostkach. Dwóch sprawców napada na pasażera Kolei Jędrzejowskiej (jej fragment istnieje do dziś, ale tylko turystycznie), po czym salwuje się ucieczką w las.
Przełomem w sprawie staje się pistolet znaleziony przypadkiem na polu, w pryzmie kamieni. Otóż broń była owinięta kawałek gazety i po tytule artykułu „Mątwik buraczany i jego zwalczanie” udało się ustalić, co to za gazeta oraz kto ją prenumeruje.
Symboliczny tytuł „Karwowsky błaga o westchnienie do Boga” to z kolei przypowieść o robotnicy sezonowej, niejakiej Ołdyńskiej, które ciało znaleziono na cmentarzu gdzieś pod Węgorzewem. Zaczęto od ustalania znajomych
denatki, co nie było takie oczywiste, gdyż zawierała wspommiana kobieta wiele znajomości krótkotrwałych. Tu stosowny cytat, który uzmysłowi czytelnikowi jaki był czas i jakie bywały relacje: „Pojechałem w pole, gdzie wysiadła snopowiązałka. Helenka pracowała przy snopkach. Tak się poznaliśmy. Zaprosiła mnie na sobotę. Pojechałem. Przywiozłem pół litra. Ona miała ćwiartkę. Akurat z dniówkami u niej było krucho więc był czarny chleb, cebula i ogórki – taka sałatka. To ładna dziewczyna jak na tutejsze stosunki…Zostałem przez noc, ale rano musiałem wcześnie wyjechać. – Gdzie? – Do mojej narzeczonej w Warszawie…Omawiać warunki ślubu”.
I na tym polega wielkość reportaży Kąkolewskiego. Pod pozorem kryminalnego tekstu daje lakoniczną, ale brawurową definicję czasów.
Na zakończenie warto zaznaczyć, że Wydawnictwo Zysk i S-ka wznawiając teksty z trzech kolejnych tomów reporterskich Krzysztofa Kąkolewskiego postanowiło zmieścić materiał w dwóch tomach. W ten sposób teksty z tomu „Zbawiciel świata porwany” (recenzowałem wcześniej) został rozlokowany po połowie w „Księciu oszustów”, a w połowie w „Umarli jeżdżą bez biletu” (także recenzowałem wcześniej).