Milicz Jerzy Romuald – Morderca także umiera 222/2022

  • Autor: Milicz Jerzy Romuald
  • Tytuł: Morderca także umiera (z antologii „Zerwane maski. Z notatnika oficera
    śledczego”)
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Rok wydania: 1976
  • Nakład: 40275
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Ruda Kryśka, Gruby Kuba i Waldek Podrywacz

Po opowiadanie to sięgnąłem z tego powodu, że na jego podstawie powstał scenariusz do odcinka serialu „07 zgłoś się” pt. „24 godziny śledztwa”. Autorem jest Jerzy Romuald Milicz, czyli Romuald Topiłko, oficer śledczy milicji, który napisał dwa kryminały w serii „Ewa wzywa 07” pt.: „Wizyta u zmarłej” i „Cena utraconego czasu”.

Opowiadanie pochodzi z antologii: „Zerwane maski. Z notatnika oficera śledczego” zawierającej jeszcze osiem innych, osnutych na tle autentycznych wydarzeń, które miały miejsce w latach: 1946-1954. Cała książka liczy 278 stron (recenzowane opowiadanie zaś 46), a jej cena okładkowa to 34 zł.

Akcja toczy się w Warszawie, na terenie Bemowa i w pałacu Mostowskich, w roku 1952. Wieczorem kapitan Ryszard Janota [partyzant, konspiracyjny maturzysta, żołnierz LWP, zdobywca Berlina, po zdemobilizowaniu skierowany do Oficerskiej Szkoły Milicyjnej w Łodzi] został wezwany na miejsce zbrodni, którą popełniono na polu przy ul. Radiowej (wybrukowanej wówczas kocimi łbami). Wziął ze sobą porucznika Leona Wiskiego, jako że ten mieszkał najbliżej Komendy. Radiowozem wiózł ich Staszek – najlepszy kierowca w wydziale. Na miejscu zastali kaprala Dobronia i niejakiego Łukasza Ulińskiego, byłego oficera sił polskich na Zachodzie. To właśnie, pełniący służbę na punkcie kontrolnym, Dobroń usłyszał strzał i na rowerze przyjechał w rejon zdarzenia, gdzie zastał już Ulińskiego, który przybył tu z tego samego powodu, co milicjant, a których pierwszy ujawnił ścieżkę wydeptaną w zbożu. Obaj zauważyli, że w łanach coś zafalowało. Kapral oddał strzał „na postrach” i wszedł w zboże. Znalazł tam zwłoki młodej dziewczyny. Kiedy stwierdził, że nie żyje, pobiegł korytarzykiem utworzonym w zbożu, docierając do lasu, jednak mordercy nie odnalazł. Wrócił na punkt kontrolny i stąd zaalarmował oficera dyżurnego Komendy Miejskiej MO.

Na miejsce zdarzenia przyjechała też brygada śledcza w celu przeprowadzenia oględzin. Janota zaś „zarządził, aby ściągnąć, kogo się da, z milicji wolskiej i wysłać patrole, mające zatrzymywać wszystkich podejrzanych”. Przyjechał też funkcjonariusz z psem służbowym wabiącym się „Zagraj”. Kapitan przeprowadził rozmowę z Ulińskim i okazał mu zwłoki. Mężczyzna ten mieszkał w pobliżu, wraz ze swoim wychowankiem – 25-letnim Adamem Fordonem (czy to przypadek, że to nazwisko to jednocześnie nazwa Zakładu Karnego w Bydgoszczy?), którego w chwili zdarzenia nie było w domu. Zidentyfikował zwłoki, jako Kasię, pracownicę na ogrodzie u jego najbliższego sąsiada – Feliksa Poczesnego. Powiedział, że jakiś czas wcześniej widział ją na tej ulicy w towarzystwie innej dziewczyny oraz chłopaka na motorze. Podczas oględzin w torebce zamordowanej, znaleziono m.in. legitymację szkolną na nazwisko Katarzyna Budziska (lat 17), nie znaleziono natomiast żadnych pieniędzy. Nie odnaleziono też łuski od pocisku, udało się to dopiero później – poproszonym o pomoc – tym, „którzy mylą się tylko raz”. Znaleziona łuska była kalibru 7,62 mm. Niedaleko od ciała leżały zaś podniszczone męskie ciuchy; wyglądało to tak, jakby ktoś się tam przebierał. Zwłoki zabrano do prosektorium, a Janota udał się do mieszkania dziewczyny. Ustalił dane koleżanki denatki, ta zaś poinformowała go jak znaleźć motocyklistę o imieniu Waldek. W międzyczasie pies doprowadził milicjantów do ustępu w pobliżu tzw. Schabówki, gdzie znaleziono zakrwawioną damską chustę. W pobliżu tego miejsca mieszkała „dobrana rodzinka niejakich Bedaszków”: głową rodziny był alkoholik, paser i stręczyciel, jego czcigodna małżonka również była alkoholiczką, pomocnicą męża w jego szemranych interesach, a także stręczycielką, ich córka zaś – prostytutką, wielokrotnie notowaną i zatrzymywaną przez milicję obyczajową, no i był jeszcze dziadek (ojciec Bedaszki) – alkoholik, grabarz urządzający na cmentarzu awantury, a do tego złodziej cmentarny. Rodzinkę zatrzymano i wsadzono na dołek. Podczas rozpytania głowa rodziny oświadczyła m.in.: ”Owszem, nie jestem bez grzechu. Kupowało się to i owo od złodziei, puszczało dalej po straganach na bazarze Różyckiego. (…) Jeszcze mój dziadek [„Gruby Kuba”] handlował kradzionym na Kercelaku! (…) Ale mokra robota to nie dla Bedaszki!” . Również Adaś Fordon do niczego się przyznał i nic nie wniósł do sprawy, choć kapitan przyłapał go – i to nie jeden raz – na kłamstwie. Sąsiedzi Ulińskiego – Pacześni, poinformowali Janotę, że w zatrudnionej u nich Kaśce podkochiwał się właśnie Fordon, jego opiekun zaś był w związku z tym zazdrosny, ale nie o nią, lecz o niego. Rozpytany motocyklista – Waldek „Podrywacz” oświadczył, że o sprawie zabójstwa nic nie wiedział, a wieczór spędził z „Rudą Kryśką” na zabawie.

Nad całością prowadzonych czynności czuwał komendant miasta – pułkownik Lachowicz. Podczas narady u niego zastanawiano się nad różnymi wersjami śledczymi, bo osób podejrzanych było kilka. Za jedną z nich przyjęto, że sprawcą (z uwagi na fakt zdjęcia i porzucenia w zbożu starych ciuchów) może być jakiś uciekinier z zakładu penitencjarnego. Metodą eliminacji ustalono, że ewentualnie w grę wchodzić mógł tylko jeden – Anatol Kapicki, lat 23, zawodowy złodziej, który zbiegł z robót prowadzonych przez więźniów z zakładu karnego w Ostródzie. Wkrótce w okolicy ul. Radiowej, w jednej z ziemianek wykonanych w ramach fortyfikacji polowych z czasów obrony Warszawy w 1939 roku, znaleziono zwłoki n/n mężczyzny z raną postrzałową pod brodą. Obok niego leżał pistolet TT i łuska 7,62 mm. Janicki zaczął podejrzewać, że są to zwłoki Kapickiego. Czy faktycznie tak było? Czy ta śmierć to wypadek, samobójstwo, czy może morderstwo? Kto zabił Kasię i dlaczego? Tego oczywiście nie zdradzę.

Opowiadanie jest dość ciekawe i polecam je do przeczytania. Mnie najbardziej zainteresowały w nim ówczesne procedury milicyjne. „Morderca musi umrzeć” od „24 godzin śledztwa” różni się tylko szczegółami. Kapitan Janicki podobny jest do porucznika Borewicza, ale tylko jeśli chodzi o poziom inteligencji i skuteczność w działaniu, bo osobowości, jak też sposoby wypowiedzi, mają zupełnie różne. Jeśli miałbym wybierać między tymi dwoma opowiadaniami, to wolę te pierwsze.

PRL-ogizmów niestety nie ma żadnych. Są za to dwie ciekawostki w tekście:

– błąd w użytym wyrażeniu: „wyskakiwać jak Filip z konopi” (powinno być: „filip”, bo chodzi o zająca)

– stwierdzenie z oświadczenia (przypomnijmy – złożonego w roku 1952) Adama Fordona: „za kilkadziesiąt lat ludzie polecą na Księżyc” (i polecieli, ale trochę wcześniej).