Lewandowska Anna – Ostatnie spojrzenie 98/2022

  • Autor: Lewandowska Anna
  • Tytuł: Ostatnie spojrzenie
  • Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”
  • Rok wydania: 2014
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Recenzja Ewy Helleńskiej

„Bajka o sprytnym kocie i złośliwym kaczorze”

Autorki powieści „Ostatnie spojrzenie” – Anny Lewandowskiej nie ma już wśród nas ciałem, ale na pewno jest i pozostanie z nami duchem. Znamy ją jako członkinię Klubu „MO-rd”, a właściwie jako jeden z fundamentów i filarów naszego Klubu, prawą rękę Prezesa, niezmordowaną recenzentkę (ciekaw jestem, ile w sumie jest jej recenzji i czy przewodzi stawce recenzentów pod względem ich liczby), wielokrotną uczestniczkę klubbingów, a także współtwórcą świetnego katalogu „Serią po kryminałach” (swoją drogą mógłby kiedyś Prezes opisać, jak powstawało to dzieło, bo naprawdę uważam je za fenomenalne i historia „produkcji” byłaby dla innych Klubowiczów naprawdę ciekawa).

A oto, co na stronie Klubu, Ania napisała o sobie:

„Anna Lewandowska (Oddział Warszawa, Sekcja Ursynów) Pracuję w pewnym małym wydawnictwie, gdzie przyuczam komputer do posłuszeństwa i robię różne inne rzeczy – między innymi korektę, może dlatego tak rażą mnie błędy w recenzjach, które zamieszczacie. Najbardziej na świecie lubię stare, polskie, rzetelne kryminały milicyjne, szczególnie Kłodzińskiej, Edigey’a, Sekuły i Chmielewskiej. Lubię też tłumaczone, ale tu już jestem grymaśna: kocham Simenona, Agatkę i duet Sjöwal-Wahloo, lubię też Chandlera, Conan Doyle’a i MacLeana, reszta to na ogół chłam. Poza tym uwielbiam koty, filmy Stanisława Barei (znam je prawie na pamięć), smooth jazz i placki ziemniaczane, których nie jadam, bo mi okropnie szkodzą. Niestety, nie cierpię piwa. Ale za to palę papierosy. I to dużo”.

„Ostanie spojrzenie” to jedyna opublikowana jej powieść (odnośnie ewentualnych nieopublikowanych nie mam informacji). Kryminał ten został zrecenzowany już w 2014 roku, czyli w roku jego wydania, przez Klubowiczkę Ewę Helleńską. Recenzja ta jest dobra i w zupełności wystarczająca, a ja w 95% się z nią zgadzam (te 5% zachowam w tajemnicy). Moim celem nie jest dublowanie recenzji, ale uzupełnienie jej o własne spostrzeżenia.

Tytuł książki idealnie wpisuje się w fabułę. Na okładce widnieje pole lub łąka, a w tle wiejskie zabudowania gospodarcze: murowany budynek, a w nim obora, stajnia lub chlewnia, a może wszystko naraz, a także drewniana przechylona stodoła. Zdjęcie to jest autorstwa autorki, ale nie wiem, w jakiej miejscowości zostało zrobione. W powieści dwukrotnie odwiedzane są wsie, ale wg mnie opisy zabudowań nie pokrywają się z tym, co widnieje na zdjęciu. Cena okładkowa to 25 zł.

W Warszawie, w krótkim odstępie czasu, dochodzi do trzech morderstw. Ofiary są usypiane, przenoszone do wanien, w których odkręcane są kurki z wodą, a następnie zabijane strzałami z pistoletu w obydwoje oczu. Śledztwo w tej sprawie prowadzą policjanci z Wydziału Zabójstw Komendy Stołecznej Policji – komisarze: Kamil Jackowski i Gustaw Męczyk, pod nadzorem „Edzia”, czyli nadinspektora Edwarda Błachnio (naczelnika Wydziału). Pozornie nic ofiar ze sobą nie łączy, ale okaże się, że jednak były one ze sobą ściśle powiązane. Policjanci standardowo prowadzą czynności (przesłuchania, przeszukania, przegląd zapisu monitoringu, okazania zdjęć, różnego rodzaju ustalenia na miejscu, w terenie i w bazach informatycznych). Niestandardowe było jedynie to, co wielokrotnie występuje w powieściach milicyjnych, a nie powinno wystąpić w czasach „policyjnych”, mianowicie: „zabrał się do żmudnego przepisywania protokołów”. Otóż protokołów się nie przepisuje, bo powinny być sporządzone i podpisane przez osoby uczestniczące w czynnościach, na miejscu realizowania czynności. Druga nieprawidłowość to posiadanie przez Jackowskiego służbowej (!) „parabelki”. Otóż na wyposażeniu Policji takiej broni nie było. Z pistoletów były: Glocki, Walthery, P-83 i P-64. Jedynie wykorzystywano w niektórych z nich naboje „Parabellum”. Odnośnie fabuły dodam tylko, że by móc ustalić zabójcę, policjanci będą musieli podjąć trop prowadzący w przeszłość …

O tym, po czym można poznać, że akcja dzieje się w czasach współczesnych, a nie w PRL, ładnie napisała Klubowiczka Ewa. Ja dodam jeszcze dwa znaki naszych czasów (odnośnie telewizji): „Same katastrofy, klęski żywiołowe, wypadki, morderstwa, obficie okraszone skandalami politycznymi” i (odnośnie zakupów): „Mimo niedzieli, a może właśnie dlatego, ruch w hipermarkecie był spory. Podobno wielu ludzi takie niedzielne rodzinne zakupy traktowało jako nową formę rozrywki i zaraz po mszy w kościele udawało się do rozmaitych galerii handlowych i hipermarketów, by spędzić tam znaczną część wolnego dnia”.

W książce wymienione są filmy: „07 zgłoś się”, „Dobry rok” z Russelem Crowe, a także książki: „Ania z Zielonego Wzgórza”, „W zielonym szałasie” Banasia, „Nie ma takiego miasta” (kryminał Tomasza Konatkowskiego), kryminały Nasielskiego, Romańskiego i Kosteckiego, powieści Verne’a. Opisany jest obiad niedzielny: rosół z domowym makaronem („kompot z kury”), schabowy z kapustą i ziemniakami, kompot z jabłek, szarlotka, kawa i wino. Ze zwierząt wymienione są: kot miejski Hipcio i wiejska kotka z małymi, a także psy yorki. Dlaczego o tym piszę ? Podejrzewam, że Ania wymieniła w treści to, co sama lubiła.

Ciekawe cytaty:
– o szacunku społeczeństwa: „Przez cały dzień przesłuchiwałem lokatorów, słuchałem ich wymyślań na policję, która sama nic nie robi i innym nie daje spokojnie pracować”
– odnośnie pobieranej emerytury: „Za mało, by żyć, za dużo, by umrzeć”
– zakupy kawalera: „Bochenek chleba, kawał kiełbasy, masło, ser, kilogram pomidorów i dwa czteropaki piwa”
– o zaufaniu: „Uważał, że policjant jest jak ksiądz – o wszystkim można mu powiedzieć, a on zachowa to przy sobie”
– odnośnie podejścia emeryta do śmierci: „ Nie czekał na nią z utęsknieniem, ale też nie bał się, widać było, że jest przygotowany na to, co nieuniknione”
– błąd na stronie 200: „Wszędzie bród, smród i ubóstwo”. Anię męczyły nasze błędy w recenzjach i trudno się Jej dziwić, ale skąd wziął się błąd ortograficzny („bród”) w jej książce? Biorę Anię w obronę i mam aż trzy wyjaśnienia: albo dlatego, że ładniej wygląda, gdy trzy słowa pod rząd mają „o” z kreską, albo dlatego, że pisząc to akurat pomyślała o Bródnie, albo dlatego, że po prostu zadziałał jakiś złośliwi chochlik.
Dziękujemy Aniu za tę powieść. To naprawdę jest solidny i ciekawy kryminał.