- Autor: Kąkolewski Krzysztof
- Tytuł: Zbawiciel świata porwany
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1960
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Inspektor P. pojechał do W. i aresztował J., czyli kryminalna paleta barw PRLu
Na przełomie lat 50. i 60. Krzysztof Kąkolewski pracował jako reporter kryminalny w warszawskiej popołudniówce „Kurier Polski”. Pisane tam teksty zbierał w kolejne tomy u publikował w prestiżowej serii Klub Srebrnego Klucza.
W ten sposób ukazały się cztery tomy. „Zbawiciel świata porwany” to drugi w kolejności tytuł. Składa się z siedmiu tekstów oddających ducha pracy służby kryminalnej Milicji Obywatelskiej epoki wczesnego Gomułki.
Mamy tu do czynienia z lekko fabularyzowaną literaturą faktu. Sam Kąkolewski podkreślał, że wszystkie jego teksty kryminalne odnoszą się do prawdziwych wydarzeń. Wynika to zresztą z ich konstrukcji, gdzie punktem wyjścia jest spotkanie dziennikarza z inspektorem milicji (nie wymienianym z nazwiska), np. inspektorem J., który w zaciszu kafejki, przy kieliszku wina „Cora” relacjonuje ciekawe sprawy ze swej kariery. Kąkolewski unika wielu szczegółów umożliwiających identyfikacje osób, a czasem nawet miejsc, co zawsze tłumaczył obowiązaujacą go tajemnicą zawodową.
Czytelnikowi musi wystarczyć, że czyta o prawdziwych wydarzeniach.
„Telefon z zaświatów” zaczyna się od listu od pewnej pensjonariuszki szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Kobieta twierdzi, że porwano jej dziecko, a ona sama została doprowadzona do rozstroju nerwowego telefonami od chłopca, który podawał się za kolegę jej syna. W ten sposób poznajemy skomplikowane sprawy rodzinno-lokalowe pani Józefy. Czy ktoś na siłę chciał uczynić z niej wariatkę, by pozbyć się w ten sposób z mieszkania? Inspektor dociera do byłej służącej – Janiny B., którą spotyka w barze na rogu Alej i Marszałkowskiej, gdzie ma miejsce giełda dziewczyn, które gwarzą sobie przy kawie i wiśniówce. Lokal
był na bieżąco inwigilowany przez odział do walki z nierządem. Do tego dochodzi niejasna relacja służącej z panem domu. Obyczajowość późnych lat 50. ma tu wyraźne korzenie w międzywojniu.
W tekście „Będziesz pomszczony” przenosimy się na prowincję, gdzie ktoś zgłosił zaginięcie ojca. Głównym podejrzanym w sprawie był syn, którego zatrzymano do wyjaśnienia. W międzyczasie rozkradziono deski z tartaku. Jakby tego było mało przyczepił się urząd podatkowy. Czyżby jakieś lokalne porachunki?
Z prowincji udajemy się do miasta W., gdzie w nieczynnym sklepie mięsnym znaleziono zwłoki nabite na hak. W ten sposób rozpoczyna się opowieść „Czek odbierzesz potem”. Za chwilę w tej samej lokalizacji zostaje odnaleziony drugi trup. Okazuje się, że to właściciele sklepu. Kto dokonał tych ohydnych mordów? Rozpoczyna się penetracja rozmaitych środowisk. Trafiamy m.in. na Kulawego Janka i Bandę Bezrękiego. Mamy także pewne ślady prowadzące w przeszłość, jakże często ten motyw był potem wykorzystywany już czysto fabularnie.
Bohaterem „Nocy tysięcznej i pierwszej” jest porucznik P., który zostaje oderwany od konsumpcji deseru w lokalu „Savoy”. Musi pozostawić żonę i w trybie pilnym udać się na miejsce morderstwa pewnej staruszki i niezwłocznie rozpocząć czynności. Pies tropiący podejmuje ślad i porucznik rusza w garniturze i lakierkach w pogoń. To chyba najbardziej dynamiczny z tekstów pomieszczonych w tomie. Kulminacja następuje w pociągu relacji Wrocław-Rawicz-Poznań.
Przechodzimy do reportażu „Inspektor nie uchyla kapelusza”. Tytuł ma oczywiście sugerować uniwersalną literackość tekstu, wszak w PRLu, raczej posługiwano się innymi stopniami – porucznik, kapitan, major, a milicjanci raczej nie korzystali z kapelusza jako nakrycia głowy. No, ale skakro mamy tu napad na sklep jubilerski przy Placu Konstytucji, to światowe podejście do zagadnienia jest jak najbardziej na miejscu (patrz np. film „Rififi”). Tutaj sprawca napadu chcąc zmylić pogoń najpierw wsiada w elektryczny ze Skierniewic do Otwocka, by nagle wysiąść na Dworcu Zachodnim (właśnie pięknieje przy przebudowie). Tu się przesiada, po czym wysiada na Śródmieściu. Czy pamiętamy odcinek serialu „07 zgłoś się” pod tytułem „Rozkład jazdy”?
Przechodzimy do tytułowego „Zbawiciel Świata porwany”. Rzecz dotyczy pewnego obrazu. A zatem świat marszandów, kolekcjonerów, handlarzy i historyków sztuki: „Uchylił nieufnie drzwi , patrząc podejrzliwie przez szparę. – Czego? – Ja w sprawie obrazu”. Tak, świat kultury wysokiej staje przed nami otworem. Przez cały czas kręcimy się wokół ulicy Emilii Plater i osoby niejakiego Ostrowskiego, którego dowód osobisty trafia w ręce milicji. Czy ma to jakiś związek z trupem znalezionym w lesie?
Tom zamyka tekst „Wieczory z diabłem”. Całe szczęście piszę przed zmierzchem. Oto w pewnej wiosce zaginął miejscowy handlowiec.
Czyżby za sprawą zaginięcia miał jakiś związek człowiek w rozpiętej kurtce, który szedł wzdłuż toru kolejowego i był widziany przed dwóch dróżników? Cholera wie. A może – za sprawą stoi kobieta? Przytoczmy frazę:
„Czy miał powodzenie u dziewczyn? – Na pieniądze wszystkie lecą – odpowiedziała niechętnie.- Miał tam taką jedną z sąsiedniej wioski. Dwóch dla niego odstawiła”.
Kąkolewski posługuje się telegraficznym stylem. Skrót, niedookreślenie, pewna gorączkowość to widoczne cechy jego pisarstwa. Czasem miałem wrażenie pewnego chaosu, czy jakiej narracyjnej luki, ale czy życie jest logiczne i poukładane?
Kryminalne teksty Kąkolewskiego czytane po 60 czy 50 latach od publikacji ((„Książę oszustów”(1959), „Zbawiciel świata porwany” (1960), „Sześciu niewidzialnych” (1960), „Umarli jeżdżą bez biletu” (1965)) układają się w ciekawą panoramę czasów, swoisty dokument epoki. W roku 2010 Wydawnictwo Zysk i Ska wznowiło większość tych tekstów w dwóch woluminach, w ramach specyficznej kontynuacji Klubu Srebrnego Klucza.Co ciekawe „Zbawiciel świata porwany” zmienił tytuł na „Salvator Mundi porwany”. Warto do tych reportaży zajrzeć.
Ja, czytając, korzystałem ze starego i rozpadającego się już egzemplarza pierwszego wydania, bez przedniej okładki. Za to druk dobrze widoczny i czcionka większa niż w późniejszych Kluczykach.