- Autor: Gordon Barbara
- Tytuł: Czy pan istnieje, panie mecenasie?
- Wydawnictwo: RWP Pomorze
- Rok wydania: 1984
- Nakład: 50350
- Recenzent: Grzegorz Musiałowicz
Zasiadając do recenzji książki napisanej przez Autorkę, której twórczość (nie tylko ta sensacyjna) ma dla mnie znaczenie szczególne, jestem w sytuacji… no, skrajnej. Subiektywizm osobisty nie pozwala mi znaleźć prawie żadnych wad w takiej literaturze, a ponadto – jest to jedna z tych pozycji, która wywarła na mnie niegdyś duże wrażenie. Więc co? Jedziemy!
Odpowiedź na pytanie zawarte w tytule książki jest jedna – istnieje! I to, jak twierdzi Piotr Mitzner, syn Autorki – niejeden. Jednym z wzorców Stefana Zamorskiego jest niewątpliwie Władysław Doleżal (1909-1993), sąsiad Autorki, którego do dziś pamięta. Niemniej opisywane w „karecie”¹ o mecenasie Zamorskim historie oparte są na wspomnieniach kilku prawników. Zbiór dziesięciu opowiadań z lat 1958-1980 jest swego rodzaju suplementem do pozostałych trzech powieści o nieco staroświeckim adwokacie. Podobnie jest zresztą wspominany pośmiertnie mecenas Doleżal: „Zawsze taktowny, koleżeński, zawsze życzliwie uśmiechnięty, zawsze gotowy do pomocy, z zapałem dyskutujący o skomplikowanych problemach cywilistycznych, szarmancki, z lekkim odcieniem staroświecczyzny, tak mile przyjmowanej przez otoczenie.”²
Opisane w książce historie toczą się na dość sporej przestrzeni dziejowej, zarówno przed wojną, w jej trakcie, jak i w schyłkowych latach dekady towarzysza Edwarda. Najdłuższa z opowiadanych przez Zamorskiego zaczyna się pod koniec lat 20., by zakończyć się w PRL-u lat 70. Poszczególne opowieści nie są jednak typowymi fabułami z cyklu „zabił i go schwytali”, lecz opisują historie zdecydowanie wymykające się kodeksom. Jeżeli więc są to zbrodnie – to czasem bez kary, jeżeli następuje kara – to często miewa inny wymiar niż sądowy, jeżeli wymierzana jest sprawiedliwość – to nie dla każdego okazuje się finalnie sprawiedliwa. Autorka z rozmysłem wciąga czytelnika w świat znacznie głębszy niż autorzy klasycznych kryminałów. Ten bardziej skomplikowany, wielowarstwowy, znacznie ciekawszy, ten o którym wiedzą najwięcej spowiednicy. Ale także i adwokaci.
Adwokaci to bowiem ludzie, którzy stykają się z taką masą ludzkich grzechów, żądz, uczuć miłości, nienawiści i zazdrości jak rzadko kto. W przeciwieństwie zaś do spowiedników mogą – z dużą dozą ostrożności, by nie naprowadzić personalnie na realne osoby czy sytuacje – powspominać niekiedy to i owo, a – jak wiadomo – życie przerasta najśmielsze fantazje i wyobrażenia. Opisując te historie Autorka zmusza przy tym do refleksji o nieuchronności naszego przemijania, do zadumy nad życiem i nad ludźmi, nad motywacjami ich zbrodniczych czynów. Na pewno nie pozostawia czytelnika obojętnym, bo niektóre opisane historie potrafią nawet dziś wywołać dreszcze. Jak zwykle, książka jest mocno osobista, a tylko niektóre z opowiadań ocierają się nieznacznie o kryminał milicyjny. I to bardzo nieznacznie.
Postacią spinającą zawarte w książce opowiadania jest osoba mecenasa Zamorskiego, który pierwszy raz pojawił się w ukończonej w 1957 roku „Ulicy Bliskiej”, będącej jednak nie tyle kryminałem, co powieścią socjologiczną z wątkiem zabójstwa (czy je zresztą jednoznacznie potępiamy?). Autorka sportretowała w niej grupę osób związanych wspólnym, tytułowym miejscem zamieszkania, większość z nich nie ma nic wspólnego z owym zabójstwem. Następnie był wydany w 1963 roku dramat sądowy „Proces poszlakowy”, a w 1967 roku Pisarka ukończyła „Wazę króla Priama”, w której to wysadzenie winowajcy w powietrze podpowiedział piszącej Mamie wspomniany wcześniej, dwunastoletni wówczas Piotruś. I po tej, moim zdaniem średnio udanej powieści, Autorka na ponad piętnaście lat rozstanie się z ukochanym mecenasem.
Dopiero na początku gorących lat 80. Barbara Gordon (a właściwie Larysa Zajączkowska-Mitzner, bo tak nazywała się w rzeczywistości Autorka) ponownie spotka się z swoim bohaterem, a nastąpi to w ciężkim dla Niej momencie życia. Gdy opracowuje ostatnią swoją książkę o Stefanie Zamorskim, Władysław Doleżal szykuje się właśnie do przejścia na zasłużoną emeryturę. Pisząc Autorka wspomina parokrotnie o swojej chorobie i długotrwałym pobycie w szpitalu (gdzie toczy się zresztą jedno z późniejszych chronologicznie opowiadań). Czy owym odwiedzającym tam Pisarkę „przyjacielem Zamorskim” był Władysław Doleżal? Wiele na to wskazuje. Oboje mieszkali po wojnie blisko siebie pod Warszawą, odwiedzali się, oboje przeżyli koszmar Powstania Warszawskiego, z którego Autorka cudem ocalała.³
„Czy pan istnieje, panie mecenasie?” jest ostatnią książką napisaną przez Barbarę Gordon. Jest zarazem także ostatnią opublikowaną za Jej życia. Larysa Zajączkowska-Mitzner umiera 29 grudnia 1987 roku. Nie doczeka już książkowego wydania swojej debiutanckiej powieści, drukowanej w odcinkach w prasie w 1945 roku. Gazetowiec „Rozbite gniazdo” ukaże się dopiero w 1988 roku.
Oddajmy na koniec głos Autorce: „Zbrodnia często po prostu obnaża utajone konflikty. Większa część powieści współczesnych – a tym bardziej dawnych – omija te życiowe kraksy i awarie bądź też są one dla nich sprawą uboczną. (…) Zresztą powieść kryminalna też jest powieścią obyczajową, czasem nawet lepiej niż literatura wysoka odzwierciedla życie codzienne.” I te „kraksy i awarie” stanowią treść zebranych w książce opowieści.
Dziękuję Panu Piotrowi Mitznerowi za udostępnienie elektronicznej wersji książki „Powieść życia. Dzienniki i wspomnienia” (z niej pochodzi powyższy cytat).
1)Nazywam tak cykle książek, które występują jako czteroksiągi: łączy je albo osoba autora (np. Jeremi Bożkowski, Jacek Joachim), albo postać bohatera (jak właśnie mecenas Stefan Zamorski). I zachęcam do znajdowania więcej takich przykładów. 🙂
3) Patrz wspomnienia z wojny zawarte w książce „Powieść życia. Dzienniki i wspomnienia”, Larysa Zajączkowska-Mitznerowa (Barbara Gordon), podał do druku Piotr Mitzner; Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2008.