Frey Tadeusz – Zagadka pięciu łusek 204/2022

  • Autor: Frey Tadeusz
  • Tytuł: Zagadka pięciu łusek
  • Wydawnictwo: Wielki Sen
  • Seria: Seria z Warszawą
  • Tom 127
  • Rok wydania: 2021
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

Mógł w Warszawie, mógł w Rzeszowie, mógł w Grójcu

Tadeusz Frey kojarzony jest przede wszystkim jako współautor niezłego kryminału „3x Omega”. Czyżby tylko tyle? Otóż nie. Dzięki staraniom Klubu MOrd udało się zebrać w całość trzy opowiadania prasowe i opublikować pod wspólnym tytułem „Zagadka pięciu łusek”.

Najlepszy z tym zbiorze jest tekst tytułowy. W różnych punktach kraju giną ludzie. Za każdym razem w wyniku strzału z broni palnej.

Najpierw pod Grójcem. Zostaje znalezione ciało w rejonie linii kolei wąskotorowej (niegdyś Kolej Grójecka jeździła z Piaseczna do Nowego Miasta nad Pilicą, przez Grójec. Obecnie istnieje tylko krótki odcinek od Piaseczna do Tarczyna, wykorzystywany turystycznie) . Denatem okazał się Wacław Wołcz, wracający do domu z pieniędzmi za sprzedane owoce (zapewne chodzi o jabłka, choć nie jest to powiedziane wprost). Po sprawcy ani śladu.

Szybko przenosimy się do Jasła, gdyż tu mamy podobny przypadek. Tutaj z kolei ginie w podobny sposób niejaki Janusz Stańczak. Został oderwany od lektury drugiego tomu „Kolumbów” Bratnego, by odprowadzić siostrę i nad dworzec i już nie wrócił. Milicji udaje się powiązać odległe morderstwa na podstawie odnalezionych łusek. Nie ma natomiast żadnych punków zaczepienia. Wygląda jakby ktoś zabijał przypadkowe osoby w bardzo różnych punktach Polski. Trzecia zbrodnia ma miejsce pod Szczecinem. Gdzie i jak szukać sprawcy? Milicja błądzi we mgle: „Trzy zbrodnie popełnił w trzech odległych od siebie województwach. Mógł mieszkać w Warszawie, Rzeszowie albo Szczecinie. Równie dobrze mógł mieszkać w Katowicach, Poznaniu czy Krakowie”. Słowem, mógł mieszkać wszędzie, bo ojczyzna nasza obszerna jest.

Pierwszy przełom w sprawie następuje wówczas, gdy poszukiwany morderca usiłuje zabić pod Brzozowem sierżanta milicji, ale chybia. Salwuje się ucieczką pozostawiając na miejscu zdarzenia rower marki Miffa, import z NRD. Jak to o wiele za często bywa, niezwykle pomocny w wykryciu sprawcy okazuje się przypadek. Ot co. A mogłoby to być dużo lepsze opowiadanie.

W kolejnym – „Człowiek o dwóch obliczach” zagłębiamy się w afery gospodarcze. Główny bohater, niejaki Hipolit Jurkowski to ktoś taki, jak znany nam z filmu „Konsul” Czesław Śliwa, czyli hochsztapler, który umie sprawić dobre wrażenie i reprezentując stworzoną przez fikcyjną instytucję wchodzi na drogę oszustwa. Wykorzystuje łapówki, szantaż i odrobinę psychologii. W ten sposób można sobie owinąć rzeczywistość wokół palca. Oczywiście wszystko do czasu. Nasz pan Hipolit działał na odcinku instytucji państwowych, gdzie różnego rodzaju kierownikom i dyrektorom łatwiej szastać groszem publicznym. Może byłoby tak jeszcze długo, gdyby nie skromny księgowy Zdzisław Grabiec, który zaczął coraz wyraźniej dostrzegać niezgodności w rachunkach firmy, w której pracował. Był jednak na tyle nieostrożny by zwierzyć się z tych niepotrzebnych spostrzeżeń swojemu szefowi.

Ostatnie opowiadanie to „Wiatr o północy”. Tu z kolei mamy zbrodnię w szopie, w Długosielcach (jest taka wieś pod Sokołowem Podlaskim). Choć pierwotnie nie jest to takie oczywiste. I nic dziwnego. Po raz pierwszy i zapewne ostatni (jak słusznie zauważył przed laty Klubowicz Tomasz Kornaś, recenzując to właśnie opowiadanie, znane podówczas jedynie z druku prasowego). Regina Wadera została zamordowana poprzez …przyduszenie ciała do kupy nawozu. Jak to wykazała drobiazgowa ekspertyza. Tropy prowadzą w kilku kierunkach. Może to tajemniczy mężczyźni przejeżdżający ciężarówką? Może to zazdrosny Stasiek, który miał się kiedyś ku Reginie i do końca nie odpuszczał? A może zupełnie kto inny? Cholera wie, ale milicja musi.

Na plus dla Freya trzeba zapisać różnorodność opowiadanych historii i brak naleciałości ideologicznych. Dobrze także się czyta. Autor ma dość lekkie pióro. Aż szkoda, że nie popełnił więcej kryminałów. Co się natomiast tyczy rozwiązań fabularnych, to typowa milicyjna sztampa niestety. Na tym odcinku czytelnik nie został zaskoczony. Do lektury w tramwaju, czemu nie.

Z kronikarskiego obowiązku warto odnotować, że opowiadania były pierwotnie publikowane w latach 1958-1960 (za zatem era wczesnej powieści milicyjnej) w „Dzienniku Zachodnim”, „Głosie Szczecińskim” oraz „Siódmym Głosie Tygodnia”. Ach, gdzie te czasy, kiedy każda szanująca się gazeta nie mogła się obyć bez kryminału w odcinkach.