- Autor: Butrym Marian
- Tytuł: Horoskop
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 63
- Rok wydania: 1974
- Nakład: 100275
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Jacka Szmańkowskiego
Złote myśli kapitana zamiast skrzynki piwa w upalny dzień
Kapitan Morski ma wyraźny dystans do zadania, które powierzył mu pułkownik Gonczar. Penetrowanie środowiska waluciarzy działających na linii Warszawa-Wiedeń nie wydaje się ani pasjonujące, ani wielkiej wagi. No, ale trudno, służba to służba. Oczywiście nic nie okaże się takie, jak się Morskiemu zrazu wydaje.
Marian Butrym, autor „Horoskopu” i dwóch innych zeszytów w serii „Ewa wzywa 07” potrafi zaskoczyć, nie boi się fabularnej ekwilibrystyki i ma rozpoznawalny styl, w którym rządzi niepodzielnie ironia. Nawet jeżeli nie wszystkie frazy obliczone na poklask czytelnika są równie udane, to średnia urobku ze strony budzi entuzjazm. „Lektura tej kartki maszynopisu była równie pasjonująca, jak rozsupływanie sznurowadła w bucie znalezionym na śmietniku” – to pierwsze zdanie „Horoskopu”, to swoista autoprezentacja kapitana Morskiego.
Jedyną nitką, czy też sznurowadłem, którym dysponuje Morski, wraz z podległym mu porucznikiem Stefanem Szemiotem była informacja, że jakaś ekipa polskich sportowców przebywała niedawno w Wiedniu i to sprzęgło się z aktywizacją przemytu – waluty tam – złoto tu. Morski nieco po omacku udaje się do do Klubu Sportowego Rekord, co dalej szanse na zdanie, które warto wyróżnić: „Za biurkiem siedziała postać płci żeńskiej o minie cierpiącego Liska Chytruska i zbyt małym nosie, aby mógł stanowić wystarczającą podporę dla okularów wielkich jak wrota stodoły” (w tym momencie wziąłem zaległą tabletkę na nadciśnienie i wróciłem i pisania recenzji). Tak, to pani sekretarka klubu. Za chwilę poznajemy jednego
z zawodników, który „był wysokim brunetem i wyglądał jak bezrobotny hiszpański fryzjer”. Tak, z całą pewnością podobnymi porównaniami można by obdzielić z dziesięć „Ew”, takie ich tu nasycenie. Niestety będziemy cytować tylko niektóre.
Niech każdy czytelnik samodzielnie rozkoszuje się urokami lektury „Horoskopu”. Ja tylko mogę ją gorąco polecić. W ferworze licznych czynności służbowych kapitan Morski znajduje wolną chwilę by udać się do kina „Atlantic” (istnieje nadal na Chmielnej – wówczas Rutkowskiego) na film „Z tamtej strony tęczy” i odniósł się do tego dzieła bardzo krytycznie. Warto wspomnieć, że to zupełnie zapomniany film z Aleksandrą Zawieruszanką. Główna bohaterka jest lekarzem ma dylemat – związać się z lekkoduchem-fotografem, czy statecznym ale sporo starszym prawnikiem. Faktycznie słaby, ale oglądany dziś zyskał walor historyczny, ukazując koloryt czasów wczesnego Gierka. W trakcie, gdy nasi dzielni stróże prawa infiltrują Klub Rekord dochodzi do tragedii w jednej z łazienek tejże instytucji. Zostają znalezione zwłoki zawodniczki Barbary Kańskiej. Okazuje się, że zginęła w wyniku porażenia prądem. W torebce Kańskiej śledczy ujawniają tytułowy horoskop, napisany na maszynie. Zwiastował kłopoty w drugiej części tygodnia. Czyżby szantaż? Nieubłagana logika śledztwa nakazuje przesłuchać elektryka Sosnowskiego, do czego jednak nie dochodzi, gdyż ten ginie potrącony przez samochód na Żoliborzu. Śledztwo komplikuje się coraz bardziej, ale wiemy że trop jest właściwy, skoro giną kolejne osoby związane z Rekordem. Morski wie, że tu trzeba drążyć i nie myli się.
Widać wyraźnie, że Marian Butrym bawi się gatunkiem i pisanie kolejnych „Ew” (szkoda, że tylko trzech) było dla niego bardziej rozrywką, a nawet rodzajem zgrywy, niż poważnym podejściem do tworzenia kryminału milicyjnego, ale nie widzę w tym nic złego, raczej atut. Kapitan Morski jako oficer zdystansowany do siebie i świata, to nieco taki warszawski Filip Marlowe. A zatem fabuła, mimo że dużo się dzieje, jest mniej ważna, niż bohater jego bieg przez labirynt codzienności, gdzie mamy szanse na rozmaite obserwacje środowiskowe i płynące z nich możliwości bon-motów. Dzięki czemu twórczość Butryma to świetna rozrywka dla wszystkich, a zatem też dla mnie.
Warto wspomnieć, że Marian Butrym był przede wszystkim dziennikarzem muzycznym. Wydał kilka książek na ten temat. Również „Horoskopie” nie zapomniał o popularyzacji jazzu. Wizyta w „Hadesie” daje asumpt do wspomnienia tytułów kilku jazzowych standardów, z „Beer Drinking Woman” na czele.